Trwa rozwinięcie ataku. Rosjanie wpadli w pułapkę własnego sukcesu
Obecnie walki na ukraińskim froncie toczą się głównie w okolicach Bachmutu. Pod Tokmakiem i Bilmakiem Ukraińcy wyhamowali i prowadzą działania w ograniczonym zakresie. Wiąże się to głównie z przygotowaniem Rosjan do obrony, którzy mieli znacznie więcej czasu na rozbudowę linii umocnień na Zaporożu. Z tego też powodu pod Bachmutem poczyniono w ostatnim czasie większe postępy.
16.07.2023 | aktual.: 16.07.2023 22:28
Na Zaporożczyźnie Rosjanie mieli ponad pół roku, aby wybudować głębokie linie obrony. Same okopy nie robią najlepszego wrażenia. Igor Girkin, były oficer wywiadu GRU, określał te umocnienia prześmiewczym mianem "Linii Fabergé". Nie tylko rosyjscy komentatorzy widzą, że umocnienia są źle wykonane. Amerykański i brytyjski wywiad zauważają, że do budowy wysłano cywili, którzy nie mają pojęcia o budowie tego typu konstrukcji.
I w zasadzie ma rację. Linie umocnień są głębokie jedynie na spodziewanym głównym kierunku uderzenia. Im dalej na wschód i zachód, tym są słabsze i dość proste do ominięcia. Jednak zostały wzmocnione bardzo licznymi polami minowymi, które utrudniają atakującym poruszanie się.
Główna linia na południe od Zaporoża została wybudowana wzdłuż drogi łączącej Michajliwkę i Tokmak, a po wschodniej stronie miasta wzdłuż rzeki Tokmak aż do Bilmaku. Oba miasta leżą na stepie. Pola poprzecinane są miedzami zarośniętymi niskimi krzakami, które ułatwiają działania oddziałom przeciwpancernym. Okolica jest bez wzniesień i dla wojsk zmechanizowanych stanowi wręcz wymarzony teren do rozwinięcia ataku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pomiędzy ukraińskimi pozycjami a okopami nie ma w zasadzie żadnej przeszkody terenowej, nie licząc kilku jeziorek i nielicznych zagajników. Dlatego Rosjanie musieli rozbudować pola minowe. W innym wypadku, kiedy Ukraińcy przebiliby się przez pierwszą linię, to mogliby zostać zatrzymani dopiero pod Tokmakiem.
Pola minowe
Taktyka Ukraińców została zdeterminowana przez rosyjski sposób obrony, który nie tyle opiera się na umocnieniach polowych, co polach minowych, które ograniczają pole manewru. Zrobione w nich przejścia cały czas znajdują się pod ogniem artylerii i systemów przeciwpancernych, co powoduje, że nawet tylko uszkodzenie pojazdu daje poważny problem - jego ewakuacja jest praktycznie niemożliwa póki nie zostanie przesunięta linia styku.
- Pola minowe są nadal bardzo groźne. Ukraińcy nie mają wielu pojazdów ze specjalnym wyposażeniem do wykrywania czy niszczenia min, więc stanowią one z pewnością istotny problem - mówi Bartłomiej Kucharski, dziennikarz i ekspert Zespołu Badań i Analiz Militarnych.
Ukraińcy wykorzystują głównie czołgi Leopard i T-64, które wyposażone są w trały przeciwminowe. Rzadziej pojawiają się specjalistyczne pojazdy Keiler, które są budowane na podwoziu amerykańskich czołgów M48 Patton. Ich użycie pozwala wytrałować pas terenu, w który mogą wejść kolejne pojazdy.
- Niedawno oglądaliśmy obrazki ze zniszczonymi i uszkodzonymi ukraińskimi pojazdami - w tym czołgami saperskimi - na polu minowym. Niektóre pojazdy wjechały na miny, inne, może próbując ewakuować te pierwsze, weszły pod ogień artyleryjski. Z pewnością Siły Zbrojne Ukrainy muszą przyłożyć się bardziej do rozpoznania, co może jednak wymagać dostaw specjalistycznego sprzętu oraz szkoleń - tłumaczy Kucharski.
Niestety ze względu na zwielokrotnioną ochronę pól minowych Ukraińcy nie są w stanie poruszać się szybko. Pola minowe chronione są nie tylko przez artylerię, ale Rosjanie także wykorzystują minowanie narzutowe. W ten sposób nie tylko wzmacniają własną obronę, ale często także odcinają ukraińskie oddziały.
Wsparcie ogniowe
Wojna na Ukrainie obnażyła wiele problemów rosyjskiej armii. Straty, jakie Rosjanie ponieśli na froncie okazały się znacznie większe, niż mógł się ktokolwiek spodziewać jeszcze rok temu. Na pewno nie spodziewano się ich na Kremlu. Z biegiem czasu pojawiały się na froncie coraz starsze pojazdy.
Pierwsza luka pojawiła się już na początku wojny. Rosjanie już wtedy cierpieli na niedobór pojazdów wsparcia. Ich główną rolą jest bezpośrednie wsparcie atakującej piechoty - likwidowanie punktów umocnionych przeciwnika, "przyduszanie" go ogniem i likwidacja lekkich pojazdów.
W tej roli wykorzystują nie tylko przebudowane transportery opancerzone MT-LB, ale także pojazdy wywodzące się z czasów II wojny światowej, jak czołgi z serii T-55.
- T-54, T-55 czy T-62 to oczywiście wozy nieumywające się w żaden sposób do Leopardów 2 czy Challengerów 2, ale wciąż są lepsze, niż brak jakiegokolwiek czołgu - mówi Kucharski.
- Nadal mają armatę zdolną do zniszczenia lżej opancerzonych pojazdów, jakąś optykę, jeśli jest sprawna, i choć trochę chronią przed najlżejszą bronią przeciwpancerną, czy przed odłamkami. Co prawda nawet z T-64 nie mają wielkich szans, o Leopardach nie mówiąc, ale ostrożnie używane i we wprawnych rękach pewną rolę mogą odegrać, niechby i półstałego punktu obrony - dodaje ekspert.
Tego typu wozy oddają Rosjanom znaczne usługi jako obsada półstałych stanowisk artyleryjskich, które są wykopywane tuż za liniami okopów. Dzięki nim dość niskim kosztem byli w stanie wzmocnić polowe linie umocnień, oparte jedynie na umocnieniach ziemnych.
Dlaczego w Bachmucie łatwiej?
Patrząc na operacje prowadzone przez ukraińskie brygady pod Bachmutem można mieć wrażenie, że Ukraińcy znacznie łatwiej poruszają się naprzód. Nie jest to przypadkowe. Walki w okolicach Bachmutu toczą się od roku i żadna ze stron nie miała czasu przygotować głęboko urzutowanych linii obrony.
Obie strony budują jedynie doraźne okopy. Nie są one specjalnie rozbudowane, ani nie posiadają okopanych stanowisk dla artylerii czy wozów wsparcia ogniowego. Nie ma także możliwości zbudowania dużych pól minowych, a liczne kanały i wzgórza utrudniają walkę.
Z drugiej strony zdobycie pagórków otaczających miasto, pozwala Ukraińcom kontrolować wszystkie drogi, prowadzące do miasta i nękać oddziały, które okopały się w ruinach. Rosjanie, zajmując miasto, wpadli w pułapkę własnego sukcesu - są obecnie otoczeni z trzech stron i muszą się bronić w ruinach, z nikłymi możliwościami ukrycia się.
Sytuacja przypomina tę z jesieni 1942 r. w Stalingradzie. Wówczas Niemcy zdobyli ruiny miasta, jednak stopniowo byli odcinani od zaplecza, co skończyło się jedną z największych klęski Wehrmachtu na froncie wschodnim.
Na razie ciężar walk przeniósł się pod Bachmut. Nie jest jednak powiedziane, że tak będzie w najbliższych tygodniach cały czas. Na południu Ukraińcy muszą w końcu wyrównać linię frontu, aby uniemożliwić Rosjanom uderzenie w podstawę wybrzuszenia i otoczenie wyforsowanych oddziałów. Jak w poprzednich miesiącach, wszystko zależy od dostaw sprzętu z Zachodu.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
Czytaj też: