Oto dlaczego doszło do katastrofy Tu-154
- Piloci Tu-154 nie zamierzali lądować na lotnisku Siewiernyj - uważa mjr rez. dr Michał Fiszer, były pilot wojskowy. W jego ocenie do katastrofy doszło, bo piloci tupolewa mieli trzy różne, wszystkie błędne, ale wzajemnie potwierdzające się informacje.
- Załoga tupolewa popełniła wiele błędów w sztuce, które spowodowały, że nie miała pełnej świadomości sytuacyjnej. Te błędy doprowadziły do, można powiedzieć, wstydliwej katastrofy, bo nazywanej "kontrolowanym zderzeniem z terenem - uważa ekspert.
Były pilot wojskowy wymienia błędy, jakie popełniła załoga prezydenckiego samolotu. - Oni wcale nie chcieli lądować. Uważam, że chcieli zejść do wysokości, odejść na drugi krąg i zameldować prezydentowi, iż nie da się wylądować.O tym, że nie chcieli lądować, świadczyłoby to, iż prawie do końca mieli włączonego automatycznego pilota - twierdzi b. pilot.
Jak wyjaśnia Fiszer, włączony autopilot mógł być przyczyną zboczenia z prawidłowego kursu. - Automat musiał mieć wprowadzone błędne współrzędne lotniska - podkreśla. Dodatkowo ekspert uważa, że załoga jak na lądowanie leciała zdecydowanie za szybko.
Według niego prawdopodobnie załoga chciała wyłączyć ostrzeżenie TAWS (system ostrzegania pilotów o zbliżającej się powierzchni gruntu). - Ktoś z załogi nacisnął nie ten przycisk, tylko zerujący wysokościomierz do ciśnienia standardowego (czyli takiego, jakie powinno być kiedy leci się wysoko) [...] po wyzerowaniu kapitan otrzymał informacje, że lecą jakieś 160 metrów wyżej niż w rzeczywistości - ocenia Fiszer.
- Pilot widzi na przyrządach, że leci nawet trochę wyżej, niż melduje mu nawigator. Nawigator czyta faktyczną wysokość do ziemi, a wieża mówi, że są na ścieżce. Czyli wszystko im się zgadza - mają trzy różne informacje i wszystkie trzy błędne, ale wzajemnie się potwierdzające - zaznacza.
I kontynuuje: "Przypuszczalnie jeszcze raz nacisnęli ten przycisk (zerujący wysokościomierz do ciśnienia standardowego). I w tym momencie jest już zdecydowanie za późno, ale pierwszy pilot łapie za stery, ciągnąc wolant, zrywa autopilota, chociaż nie ma jeszcze obrotów, samolot zadziera nos do góry, skrzydła tracą siłę nośną. Dopiero teraz ktoś pcha trzy manetki silników do przodu, silniki zaczynają nabierać obrotów i ... Jak sądzę, w tej samej chwili zobaczyli ziemię" - kończy Fiszer.