Oszustwa, groźby, współpraca z bandytami. Ujawniamy mroczną przeszłość Marcina Najmana
Marcin Najman jako komentator TVP wypowiadał się o przyszłości Unii Europejskiej i amerykańskich wyborach prezydenckich. Dziś organizuje galę MMA, o której głośno było z powodu zaangażowania szefa mafii pruszkowskiej. Najman jest osobą publiczną, komentatorem polityki, spraw społecznych i sportu, ale mało kto wie, że ma na swoim koncie pospolite przestępstwa kryminalne. Ujawniamy ich szczegóły.
Opisywane przez nas w tym tekście wyroki, które usłyszał Marcin Najman, zostały wydane kilkanaście lat temu. W świetle prawa uległy zatarciu. Najman może twierdzić, że według Krajowego Rejestru Karnego jest osobą niekaraną. W żadnym wypadku tego nie negujemy. Orzecznictwo sądów dotyczące publikowania informacji o zatartych wyrokach mówi jednak, że gdy istnieje uzasadniony interes społeczny, można o takich wyrokach pisać i je nagłaśniać. I właśnie to dziś robimy.
Marcin Najman jest osobą publiczną. Do niedawna regularnie pojawiał się jako komentator w programach TVP Info. Swoimi wypowiedziami wpływał na opinię publiczną. Nadal wypowiada się na tematy polityczne i społeczne, a media chętnie cytują jego opinie.
W ostatnich tygodniach wywołał kontrowersje zapraszając do promocji swojej gali MMA Andrzeja Z. ps. "Słowik", szefa mafii pruszkowskiej. W obliczu tych okoliczności uważamy, że społeczeństwo ma prawo poznać przeszłość Marcina Najmana, która może rzutować na jego obecne poglądy, znajomości i zachowania.
BELMONDO I INNI BANDYCI
Historia kryminalnej przeszłości Marcina Najmana zaczyna się pod koniec maja 2001 roku w siedzibie jednej z firm poligraficznych w Częstochowie. Do jej biura wpada trzech osiłków. Wykrzykują, że mają do ściągnięcia dług. Są łysi, napakowani. Przerażonemu właścicielowi firmy machają przed oczami kartką. Wynika z niej, że jest winny swojemu byłemu wspólnikowi 28,5 tys. złotych. Biznesmen próbuje wyjaśniać, ale słyszy, że "jest na niego zlecenie". Daje bandytom 4 tys. Napastnicy znikają.
Właściciel firmy kontaktuje się z byłym wspólnikiem. Wyrzuca mu, że napuścił na niego bandytów. Ale rzekomy zleceniodawca zarzeka się, że nic o tym nie wie. Co więcej - ci sami bandyci następnego dnia pojawiają się również u niego. I twierdzą, że należy im się wynagrodzenie za "czynności windykacyjne". Chcą 6 tys. zł, dostają 3 tys. Ale przerażeni biznesmeni zaraz potem zawiadamiają policję. Trzech osiłków zostaje wkrótce zatrzymanych i aresztowanych. Tak zaczyna się śledztwo, które zakończy się dla Marcina Najmana pierwszym wyrokiem.
Gdy policjanci ruszyli tropem kolejnych osób, od których pieniądze próbowała wymuszać opisana wyżej ekipa, dotarli do Francisco F. Spośród osób, które najbardziej żałują, że kiedykolwiek poznały Marcina Najmana, Francisco F. na pewno jest w ścisłej czołówce. Hiszpan przyjechał do Polski na początku lat 90. Ożenił się z Polką i założył firmę w Częstochowie. Poznał tam też młodego boksera - Marcina Najmana. Został jego sponsorem. Kupował mu sprzęt, rękawice, spodenki, koszulki.
Latem 2000 r. podczas jednego ze spotkań Francisco przyznał się Najmanowi, że ma problemy ze ściągnięciem 40 tys. złotych należności za transport cytrusów dla jednego z kontrahentów. Najman stwierdził, że może pomóc w ściągnięciu długu i umówił go na spotkanie ze swoimi kolegami. To ci sami koledzy, od których zaczęło się śledztwo w sprawie wymuszeń na częstochowskich biznesmenach.
Na to spotkanie Najman przyszedł z człowiekiem, który kazał do siebie mówić "Belmondo". A za odzyskanie długu zażądał 40 proc. jego wartości oraz kilku tysięcy zaliczki. Panowie twierdzili, że prowadzą legalną firmę windykacyjną, ale ich działania mocno przeczyły tej tezie.
W kolejnych dniach "Belmondo", czyli tak naprawdę Krzysztof K., zaczął nachodzić Hiszpana w jego firmie. Powtarzał, że za spokój trzeba zapłacić. Bandyta dodawał, że wie o ciąży jego żony. I może mu zaszkodzić. Francisco F. był przerażony, dlatego gdy zadzwonił do niego Marcin Najman i kazał mu natychmiast przyjechać na kolejne spotkanie, pojechał bez zastanowienia. Po drodze kilka razy zmieniano lokalizację, bo jak stwierdził Najman: "obawiali się policji".
W końcu wylądowali na boisku Orła Kiedrzyn, na przedmieściach Częstochowy. Tam Najman i jego koledzy Dariusz K. oraz Krzysztof K. ps. "Belmondo" najpierw przeszukali dokładnie Hiszpana (bali się podsłuchu), a potem zażądali od niego dodatkowych pieniędzy. "Ponieważ policja zatrzymała na Śląsku ekipę, która jechała na akcję i potrzeba pieniędzy na adwokata. 12 tys." - stwierdził jeden z bandytów. Francisco F. otoczony przez kilku osiłków zgodził się przekazać pieniądze.
Ale bandyci chcieli coraz więcej. Jesienią 2000 r. Marcin Najman podjechał pod dom Hiszpana razem z Dariuszem K. Zaprosili go do samochodu, otworzyli bagażnik i pokazali broń. Trzy lub cztery pistolety. I powiedzieli, że teraz będą ochraniali Francisco F. Wkrótce potem biznesmen zaczął otrzymywać groźby telefoniczne.
Gdy policja zatrzymała później Najmana, znalazła u niego repliki broni palnej.
Z zeznań Hiszpana wynika, że mężczyzna był przerażony całą sytuacją. "Dając pieniądze Najmanowi zdawałem sobie sprawę, że ich nie odzyskam. Bałem się nawet upominać o ich zwrot. Pożyczając im pieniądze zdawałem sobie sprawę, że jeśli odmówię, to mogliby mi coś zrobić. Wiedziałem, że jeśli dam pieniądze, to będę miał spokój i nie będą mnie więcej nachodzić" - zeznawał na policji.
Zobacz także
W sumie hiszpański biznesmen przekazał Marcinowi Najmanowi, Dariuszowi K. oraz Krzysztofowi K. co najmniej 28 tys. zł. Przypomnijmy - za rzekome ściągniecie należności w wysokości 40 tys. Panowie mieli podzielić pieniądze między siebie po równo. Hiszpan na każdym kroku - nie wiemy czy ze strachu przed Najmanem i spółką (co można wyczytać między słowami w jego zeznaniach), czy może rzeczywiście był tak odważny - powtarzał, że nachodzący go bandyci nie budzili w nim strachu, a pieniądze przekazywał z własnej woli. Dlatego prokurator zakwalifikował to przestępstwo nie jako wymuszenie, a jako oszustwo.
DWA LATA W ZAWIESZENIU NA PIĘĆ
Nie jest to jedyna osoba, która pożałowała znajomości z Najmanem i jego kolegami. Były bokser, a dzisiejszy celebryta i do niedawna ekspert TVP, na początku XXI w. był ochroniarzem w dyskotece "Prasowa" w Częstochowie. Jak wynika z akt, poznał tam lekarza, który opatrywał go po walkach. Lekarz miał z kolei przyjaciółkę - Polkę mieszkającą w Austrii. Kobieta także miała mieć problemy z egzekucją należności od nieuczciwych kontrahentów. W zeznaniach pojawiają się kwoty od 450 do 600 tys.
Joanna G. spotkała się z ekipą Najmana w hotelu w Bielsku Białej. Oprócz byłego boksera byli znani nam już Dariusz K. oraz Krzysztof K., czyli "Belmondo". Umówili się, że za ściągnięcie długu dostaną 15 tys., jako zaliczkę wzięli 2,5 tys. Żadnych działań windykacyjnych nie podjęli. Pieniędzy nie oddali.
Marcin Najman w śledztwie do niczego się nie przyznał. Zaprzeczył, że był na spotkaniu zapoznawczym Dariusza K. z hiszpańskim biznesmenem. "Chociaż mogłem być w tej restauracji wtedy przypadkiem" - twierdził w śledztwie. Przekazywał jakieś koperty od Francisco F. Dariuszowi K., ale nie interesował się co tam jest. Zawiózł też kiedyś hiszpańskiego biznesmena na jakieś boisko, na jego prośbę, żeby czuł się bezpieczniej. Ale nie wychodził z samochodu i nie wie z kim się spotykał Hiszpan. Spotkał się też z Joanną G., ale po jednym z takich spotkań pokłócił się z Dariuszem K. i zerwał współpracę. Najman podejrzewał, że z tego powodu K. go pomawia. Zaznaczmy - o roli Najmana w tych przestępstwach nie mówi tylko K. ale co najmniej trzech innych świadków i oskarżonych.
"Sąd nie dał wiary oskarżonemu Najmanowi" - czytamy w uzasadnieniu wyroku. I skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat oraz grzywnę w wysokości 4,8 tys. złotych. Sąd drugiej instancji utrzymał ten wyrok orzeczeniem z dnia 25 maja 2005 r. Najman miał problem z opłaceniem grzywny, prosił o zamianę na prace społeczne, ostatecznie zapłacił w ratach.
Jego koledzy dostali dużo surowsze wyroki. Dariusz K. siedem lat, Krzysztof K. dwa lata więzienia. Kilku innych oskarżonych także usłyszało kary bezwzględnego więzienia, bo w toku śledztwa okazało się, że koledzy Najmana dopuszczali się także regularnych wymuszeń rozbójniczych, pobierali pieniądze za odzyskiwanie skradzionych samochodów, wyłudzali kredyty i podrabiali oraz posługiwali się podrobionymi dokumentami.
"WYRU**** CIĘ W PYSK"
Gdy w Częstochowie toczył się proces w sprawie ekipy zajmującej się wymuszeniami i oszustwami, Marcin Najman wpakował się w kolejne kłopoty. Tym razem poszło o kobietę.
W lipcu 2004 r. na komisariat w Częstochowie zgłasza się były piłkarz miejscowego Rakowa Tomasz W. I zeznaje, że jakiś czas temu rozwiódł się z żoną, która z kolei związała się Marcinem Najmanem. I od tej pory jest nękany przez boksera - słyszy groźby, jest wyzywany, atakowany, dochodzi do aktów przemocy ze strony obecnego partnera jego byłej żony.
Śledczy nie mają łatwego zadania, bo obie strony zarzucają sobie wzajemnie używanie gróźb oraz przemocy. Nagrywają rozmowy, napuszczają na siebie znajomych i posuwają się do wielu innych nieczystych zagrań.
Ale ostatecznie najpierw prokuratura, a potem sąd uznają, że Marcin Najman jest winny stosowania wobec Tomasz W. gróźb karalnych. Zdajmy się tu uzasadnienie wyroku. Sąd ustalił, że bezsprzecznie doszło do przestępstwa popełnionego przez Marcina Najmana dwukrotnie. Po raz pierwszy w lipcu 2003 r., gdy Najman zaatakował Tomasza W. w centrum Częstochowy, i w obecności byłej żony groził mu pobiciem. Były piłkarz zeznał, że oprócz gróźb, został uderzony w twarz otwartą ręką.
Drugi czyn karalny miał miejsce 6 czerwca 2004 r. o godz. 14.38. Najman zadzwonił do Tomasza W. i zaczął mu grozić. Były piłkarz nagrał tę rozmowę. Stenogram znajduje się w aktach. Oto jego fragment. Najman: "Jak cię spotkam, ty kur***, dostaniesz taki wpier***, ty szmaciarzu, że się nie pozbierasz, a na koniec wyru**** cię w pysk, ty frajerze, spuszczę ci się na mordę, frajerze zaje***".
Prokuratura a potem sąd uznały, że opisane wyżej zdarzenia, w połączeniu z faktem, że Najman jest zawodowym bokserem, mogły budzić u Tomasza W. uzasadnione poczucie zagrożenia.
Najman bronił się, że to Tomasz W. groził mu śmiercią. A rozmowa telefoniczna, której nie zaprzeczył, była sprowokowana przez pokrzywdzonego. Sąd uznał, że ta wersja wydarzeń nie znalazła potwierdzenia w dowodach. I zauważył, że nic nie uprawnia Najmana do grożenia innym ludziom. Wyrokiem z 7 grudnia 2006 r. Marcin Najman został skazany na grzywnę 4 tys. Sąd drugiej instancji utrzymał ten wyrok w maju 2007 r.
"GDYŻ ABY MA PAN BRATA W CBŚ"
Zapytaliśmy Marcina Najmana o jego wyroki z przeszłości. W pierwszym mailu odpisał, że "wedle rejestru kar nie jestem karany". I przesłał wydruk z Krajowego Rejestru Karnego. Tak jak informowaliśmy na początku tekstu, wyroki uległy zatarciu, więc nie ma ich w karcie karnej Najmana, ale piszemy o nich ze względu na ważny interes społeczny.
Z przesłanego przez byłego boksera dokumentu wynika za to, że we wrześniu 2021 r. został on ukarany za prowadzenie pojazdu bez uprawnień na rok zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów. A postępowanie w tej sprawie warunkowo umorzono na trzy lata.
Dopytaliśmy Najmana, dlaczego oszukiwał i groził ludziom? Marcin Najman odpowiedział, że "co do gróźb, tak, przyznałem się, postraszyłem telefonicznie łotra, który zlecił moje zabójstwo, wcześniej ten łotr znęcał się nad swoją rodziną. Gdyby był pan rzetelnym dziennikarzem sprawdziłby pan to".
Przypomnijmy - sąd nie potwierdził tej wersji wydarzeń. W kwestii oszustw Marcin Najman odpowiedział: "Nie oszukiwałem. Nigdy się do tego nie przyznałem, gdyż byłem pomówiony". Przypomnijmy - sąd wydał wyrok skazujący Najmana na podstawie wyjaśnień i zeznań co najmniej czterech osób.
W mailu przesłanym autorowi tego tekstu Najman stwierdził też, że "tego typu rewelacje w mojej opini przekazuje panu ktoś w sposób nielegalny. (...) W związku z tym, aby sie upewnić, że tego rodzaju praktyki nie wypływają od pana brata pracującego w CBŚ zgłoszę tą do CBA gdyż aby sprawdzili czy nie doszło do przestępstwa. Pozdrawiam. Marcin Najman (pisownia oryginalna - red.)".
W ostatnim mailu Najman porównał się do Tomasza Komendy, mężczyzny niesłusznie skazanego za morderstwo i po latach prawomocnie uniewinnionego od tego zarzutu.
Nikt z rodziny autora tego tekstu nie pracuje w policji ani innych służbach specjalnych. Akta spraw Marcina Najmana otrzymaliśmy występując o nie oficjalnie do Sądu Rejonowego w Częstochowie.
Szymon Jadczak
Szymon.jadczak@grupawp.pl