"Lech Kaczyński gardził swoją własną partią"
Dorn opowiada o ścisłej współpracy pomiędzy braćmi Kaczyńskimi. Zwraca jednak uwagę na pewien kłopot. "Czasami pomiędzy braćmi pojawiały się drobne różnice, a ponadto każdy z nich był czuły nad wyraz na objawy, najczęściej urojone, lekceważenia okazywanego drugiemu" - ocenia polityk. Przez długi czas Lechowi wydawało się, że Jarek zbiera ciosy, tymczasem on sam jest ewidentnie oszczędzany. "To budziło w nim silny kompleks, pragnienie, aby ciosy wreszcie zaczęły spadać na obu po równo. Pragnienie zupełnie niepotrzebne, bo Jarosław Kaczyński był twardszy od swego brata i wcale się tym nie przejmował. On to odbierał na zasadzie: no dobra, niech ja będę złym bratem, a Lech będzie dobrym bratem. Tymczasem Lech takie rozdanie ról niesłychanie przeżywał" - stwierdza Dorn.
Podkreśla, że bardzo źle układała mu się współpraca z Lechem i miał jedną zasadę - jeśli tylko można, trzymać się od niego możliwie z daleka. Zdaniem polityka Solidarnej Polski Lech Kaczyński absolutnie nie nadawał się na szefa partii. "Polityczne aspiracje Lecha Kaczyńskiego jako lidera sprowadzały się do przekonania, że partia istnieje po to, aby osoby wskazane przez niego miały się dobrze. A wśród tych osób były osoby bardzo wartościowe, ale zdarzały się osoby, mówiąc eufemistycznie, wartościowe troszkę mniej" - stwierdza.
Stawia też zaskakującą tezę, że Lech Kaczyński nie ufał partiom politycznym. "On ich wręcz nie lubił. A już najbardziej nie lubił PiS. Po prostu nie cierpiał, nie znosił, nie ufał i gardził swoją własną partią. Ciepły po linii partyjnej stosunek miał tylko do niektórych byłych członków Unii Wolności".