"To zabrzmiało jak testament"
Jan Paweł II bardzo mało jadł, bo ciągle miał kłopoty z przełykaniem. Chudł w oczach. Był coraz słabszy. Mimo to dzielnie walczył, ćwicząc oddech i mowę. Do najbliższych współpracowników mówił szeptem. Kilka dni przed Niedzielą Palmową łączył się za pomocą telebimu z tysiącami młodych ludzi, którzy modlili się w bazylice Świętego Jana na Lateranie. Odczytano jego przemówienie, w którym przypomniał też, że od Boga "otrzymaliśmy dar życia, które tym bardziej uważamy za bezcenne od początku aż do śmierci, im bardziej jest ono zagrożone i manipulowane". Zabrzmiało to jak jego testament.
Arcybiskup wspomina ostatnią Niedzielę Palmową Jana Pawła II: "Wyszedł do okna. Nigdy tego nie zapomnę. Z gałązką oliwną. Machał nią i błogosławił. Ludzie wiwatowali, a on nie mógł nic powiedzieć. Chciał, ale nie mógł. Był nawet taki moment, kiedy chwycił się za głowę z tej niemocy. To było wstrząsające". Mówi, że bali się o niego i kiedy sekretarze zobaczyli, że Papież nie może nic powiedzieć, że się zdenerwował, próbowali go nawet delikatnie odsunąć od okna. Ale zaprotestował. "Pamiętam, że uderzył ręką w fotel - wspomina abp Mokrzycki. Było dla nas jasne, że zostanie w oknie tak długo, jak długo da radę". Trwało to może kilka minut. Do apartamentu wrócił wykończony. Nie miał siły.