"Życie po szpitalu normalne już nie było"
1 marca Papież zaczął mówić. "Ojciec Święty rozmawiał z trudem, bardzo cicho - opowiada abp Mokrzycki. Ale mówił". Jak dodaje, Jan Paweł II pokazywał światu, że cierpienia usunąć się nie da i że ukrywać go nie warto. "Że krzyż jest integralną częścią życia każdego z nas - mówi abp Mokrzycki. Ta ostatnia Wielkanoc była nam wszystkim bardzo potrzebna. To, że pozwolił całemu światu patrzeć na swoje cierpienie, było niezwykłym dowodem zawierzenia i miłości. Do Boga i ludzi".
Rodolfo Proietti, szef zespołu lekarzy zajmujących się Papieżem w klinice Gemelli, opowiadał gazecie "L'Avvenire", że dla niego radosnym dniem był właśnie 11 marca. Wtedy zobaczył, jak Jan Paweł II ze smakiem zajada sycylijską rurkę z kremem. "Oniemiałem z wrażenia i nie dowierzałem własnym zmysłom - wspominał. Gdy Jan Paweł II z wielkim uśmiechem powiedział: 'Pyszne, bardzo pyszne. Dziękuję, dziękuję'" - czytamy.
Dwa dni później przemówił z okna kliniki Gemelli. Podziękował pielgrzymom. Pozdrowił Wadowice. Arcybiskup zapewnia, że Ojciec Święty przemawiał na żywo. Tego samego wieczoru wyszedł ze szpitala. "Ojciec Święty jechał specjalnym mikrobusem. Siedział z przodu, w samochodzie paliło się światło, więc pielgrzymi, którzy witali go przed kliniką i potem na ulicach Watykanu, mogli dobrze widzieć, że uśmiecha się do nich i pozdrawia ich szerokim gestem. Widać było, że bardzo się cieszył". Arcybiskup opowiada, że Papież tęsknił do domu. Że chciał jak najszybciej wrócić do pracy. Do normalnego rytmu, który lubił, do którego przywykł. "Nie było w tym myśli, że chce umrzeć w domu - mówi. Tak sądzę. On naprawdę chciał jeszcze wrócić do normalnego życia. Choć to życie po szpitalu normalne już nie było".