Seria oskarżeń w trakcie przesłuchania. Uderza w MSZ i PiS
Rozpoczęło się kolejne posiedzenie ds. afery wizowej. Dyrektor biura prawnego w MSZ Jakub Osajda w mocnych słowach przyznał, że doszło do nadużyć. W jego ocenie nieprawidłowości próbowano ukryć, a jego samego zastraszano.
- Temat próbowano ukryć i zamieść pod dywan - powiedział podczas posiedzenia komisji ds. afery wizowej był dyrektor biura prawnego w MSZ Jakub Osajda.
I podkreślił, że "nie ma jednej afery wizowej - jest wiele afer wizowych, które nakładają się na siebie. - Próbowano ze mnie zrobić kozła ofiarnego - dodał Osajda, zaznaczając, że jego nazwisko "błędnie" zaczęło się pojawiać w pierwszych publikacjach medialnych.
W jego ocenie próbowano go wrobić w aferę, choć nie był w nią zamieszany, a decyzje w tej sprawie "podejmowano na Nowogrodzkiej". Zdaniem Osajdy ówczesny szef sztabu wyborczego PiS Joachim Brudziński miał stwierdzić, że "jest w sztabie po to, żeby walczyć o Polskę i nie będzie umierał za MSZ".
Afera wizowa. Osajda twierdzi, że go zastraszano
- Ja nigdy (...) nie miałem w zakresie właściwości żadnych kwestii wizowych, zaś o szczegółach afery wizowej dowiedziałem się z mediów wraz z opinią publiczną oraz od osób związanych z Piotrem Wawrzykiem. Moje nazwisko w ogóle nie powinno pojawić się w mediach w związku z aferą wizową - twierdzi Osajda.
Były dyrektor biura MSZ dodał też, że po odwołaniu go ze stanowiska kontaktował się z nim oraz z jego ciężarną żoną przedstawiciel resortu, by upewnić się, że Osajda nie będzie rozmawiał z mediami. - Podawał mi przykłady polityków PiS, którzy zostali zniszczeni po skontaktowaniu się z mediami - stwierdził.
Dodał też, że nie "da się zastraszyć i nie pozwoli skrzywdzić swojej rodziny". W jego ocenie w MSZ, oprócz afery wizowej, doszło do "zwykłego partactwa i niedopełnienia obowiązków.