Organizatorka rejsów o zaginionych w Egipcie: Nie ma szans, by dopłynęli do brzegu
Dwóch turystów z Polski i 14 innych osób pozostaje zaginionych po zatonięciu statku na Morzu Czerwonym w czasie wodnego safari. - Oni mieli jakieś sześć minut, żeby opuścić statek. To niesamowicie mało czasu - relacjonuje w rozmowie z Wirtualną Polską pani Kaja Fąfara, organizatorka rejsów, której jednostka pomogła rozbitkom.
26.11.2024 15:21
Rzecznik MSZ Paweł Wroński przekazał we wtorek, że na pokładzie statku, który zatonął w poniedziałek w Egipcie było dwoje obywateli polskich - kobieta i mężczyzna. Do wypadku doszło ok. godziny 5.30 na Morzu Czerwonym. WP wcześniej uzyskała takie same doniesienia od egipskiego MON.
Na pokładzie jachtu było 44 pasażerów - 13 członków egipskiej załogi i 31 pasażerów kilkunastu narodowości. Z dotychczasowych ustaleń egipskich śledczych wynika, że wypadek wydarzył się nagle, wbrew pierwotnym doniesieniom nie było to zderzenie z rafą koralową, ale uderzenie dużej fali, które spowodowało przewrócenie statku. W tym czasie część pasażerów znajdowała się w kabinie pod pokładem. To właśnie oni mieli największy problem z wydostaniem się na powierzchnię.
Do Wirtualnej Polski zgłosiła się pani Kaja Fąfara, której firma SeaTreasure także jest organizatorem wypraw nurkowych. To właśnie ich jednostka znalazła się najbliżej łodzi ratunkowej w momencie zatonięcia statku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Takie rejsy trwają zazwyczaj od soboty do soboty. Na statku znajduje się kuchnia, jadalnia, kajuty. To jest tydzień na statku, całkiem dużym i w pełni wyposażonym. Zazwyczaj na takim statku są trzy lub cztery piętra - tłumaczy nasza rozmówczyni.
- My mieliśmy tę samą trasę, którą płynął tamten statek. Plan zakładał, że popłyniemy na północ oglądać wraki. Dostaliśmy informację o złych warunkach pogodowych i kapitan podjął decyzję, że zmienimy trasę na południe. Tamta jednostka podjęła decyzję, że kontynuuje wyprawę na północ - relacjonuje pani Kaja.
Z informacji wydanych przez Egipski Urząd Meteorologiczny wynikało, że prędkość wiatru miała wahać się od 60 do 70 km/h, a wysokość fal osiągać od trzech do czterech metrów. Urząd odradzał rejsy i inne aktywności na morzu w niedzielę i poniedziałek.
- O godz. 2 statek został przewrócony pod wpływem wysokiej fali, która w niego uderzyła. Od razu zaczął tonąć - opowiada nasza rozmówczyni.
Oni mieli jakieś sześć minut, żeby opuścić statek. To niesamowicie mało czasu.
- opowiada pani Kaja.
Jak podkreśla, na łodzi każdy ma swoją kajutę. W kajucie znajduje się m.in kamizelka bezpieczeństwa. - Nie wiem, jak wyglądał tam proces ewakuacji, ale w naszej jednostce każdy przechodzi szkolenie właśnie na wypadek takich sytuacji. Po usłyszeniu ciągłego dzwonka alarmowego, każdy powinien natychmiast wyjść z kajuty z kamizelką. Każde piętro ma swoją drogę ewakuacji na zewnątrz, gdzie natychmiast trzeba wsiąść do łodzi ratunkowej, a na każdym statku są dwie łodzie ratunkowe - opisuje.
- My zaczęliśmy płynąć na południe, ale dostaliśmy informację, czy możemy się zatrzymać ponieważ jest prośba, by przyjąć rozbitków. Nasz statek był najbliższą jednostką koło tratwy ratunkowej. Na tratwę udało się dostać 25 osobom. Od razu podjęliśmy decyzję, że przyjmujemy ich wszystkich - relacjonuje.
- Ci ludzie wyszli ze statku o godz. 2 w nocy i nie mieli przy sobie nic. Załoga i turyści przyjęli ich jedzeniem, piciem, podali leki, ubrania, kosmetyki. Zaopiekowali się nimi. Ci ludzie byli w ciężkim szoku. Zaginęli ich znajomi, z którymi zdążyli się już dobrze poznać. Dopłynęliśmy z nimi do brzegu, gdzie przejęli ich już ratownicy - wspomina.
Pani Kaja jest pewna, że zaginieni znajdują się prawdopodobnie na pełnym morzu.
- Nie ma szans, by dostali się samodzielnie do brzegu. Nawet, jeśli widzą ląd, to jest to odległość kilometrów do przebycia, w ciągu nocy, przy sztormie. To jest straszne - podsumowuje organizatorka rejsów.
Zatonięcie statku w Egipcie. Uratowanych 28 osób
Paweł Wroński z polskiego MSZ przekazał, że na razie zostało uratowanych 28 osób, te osoby są w dosyć dobrym stanie. - Nasza placówka w Egipcie ma bardzo dobry kontakt z władzami egipskimi, które prowadzą akcję ratunkową, ma też kontakt z rodzinami obywateli polskich, którzy na razie są uznani za zaginionych, jest to kobieta i mężczyzna - dodał rzecznik MSZ.
Joanna Zajchowska, reporterka Wirtualnej Polski
Czytaj też: