Opozycja nie obiecała nic. PiS - wszystko, co chcemy usłyszeć
Ruszyli w Polskę. Weekend zapowiedzi rozpoczął nowy wyborczy maraton. A to, co usłyszeliśmy, to tylko przedsmak tego, co jeszcze przed nami. Już widać, że przełomów nie będzie. Role z góry ustalone, każdy gra swoją, bo widać taką potrafi grać najlepiej.
15.04.2018 | aktual.: 15.04.2018 16:33
PO i .Nowoczesna teraz jako Koalicja Obywatelska, czyli KO, przekonywała głównie samą siebie. Jakby głośne krzyki "Idziemy razem, idziemy po zwycięstwo" miały zagłuszyć to, o czym wewnątrz tych ugrupowań mówi się po cichu - że ani to jedność, ani pewne zwycięstwo. No, ale skoro już się zebrali, to trzeba było rytualnie pokrzyczeć, że "wolność", że "suwerenność", że "stajemy naprzeciwko barbarzyńców z PiS", i że "bycie anty PiS-em to za mało". Pewnie dlatego antidotum na ten cały PiS ma być zjednoczony anty-PiS, czyli taki anty-PiS do kwadratu.
Zobacz także
Jeśli jedyne, co usłyszała PO w swoich wycieczkach po kraju, to to, że Polacy oczekują przejęcia władzy i nic więcej im do szczęścia - oprócz rozsądku rządzących - nie potrzeba, to albo nie umie słuchać, albo słucha tylko swoich, do których wcale nie trzeba było aż tak daleko jeździć. Opozycja najwyraźniej nasłuchała się premier Szydło, gdy w Sejmie głośno krzyczała o tym jak to "się należało", że chyba postanowiła hasło przejąć na swoje potrzeby. Też im się przecież należy. Na razie samo zwycięstwo, ale to już coś. Dlaczego się należy - właściwie nie wiadomo, bo argument, że ma być tak jak 1990 roku Polaków raczej nie porwie. Ale, żeby nie było, że tylko krytykuję, to KO pochwalę za to, że wyciągnęła wnioski z przeszłości. Doskonale wiedzą, że wyborcy, nawet jak mają słabą pamięć, to nie cierpią pustych obietnic. No to na wszelki wypadek nie składają żadnych, z których dałoby się ich później rozliczać. Oczywiście poza tą jedną, że "pogonią" PiS.
PiS się jednak pogonić nie chce i stwierdza, że jedyną metodą na ogranie opozycji, jest wykrzyczenie tego, co Polacy chcą usłyszeć. A, że jak wiadomo lubimy te piosenki, które znamy, to nic dziwnego, że pojawiło się znów kilka programów z plusem. Przeciwnicy co prawda od razu zaczęli wskazywać, że się te zapowiedzi "nie trzymają kupy", że są bez sensu i że ogólnie to się nie da, czym dają PiS-owi największą broń, bo przecież już wcześniej miało się nie dać, a się dało. Bo jak wiadomo PiS "otwiera oczy niedowiarkom". PiS wie, że wyborcy lubią też słuchać miłych słów zwłaszcza, jak nie rozumieją co się za nimi kryje. Dlatego premier opowiada o obniżeniu podatków z piętnastu na dziewięć procent, a była premier, że leki dla kobiet w ciąży będą za darmo. Co prawda CIT dotyczy garstki, bo zdecydowana większość płaci PIT, kobiety w ciąży poza wyjątkami leków nie przyjmują, to i tak jakoś wielu pozytywnie na sercu się zrobiło. Bo czyż nie brzmi to ładnie, tak wiosennie niemal? Niższe podatki i darmowe leki. Nic, tylko głosować.
Swoją szansę znalazł w weekend też PSL. Zazdrościł PO konwoju wstydu, to zrobił swoje rozliczenie "przytulania" pieniędzy. I im wierzę w szczerość intencji i fachowość wyliczeń. Kto jak kto, ale wielu działaczy PSL doskonale wie ile się na takich posadkach "przytula". Wystarczyło, że spojrzeli na swoje konta. Widzą ile im wpływało, a ile wpływać przestało.