Opozycja chce dalej umierać za Niceę, koalicja - już nie
Opozycja nie zgadza się ze stanowiskiem,
jakie rząd zamierza zająć podczas najbliższego unijnego szczytu w
Brukseli - wynika z wypowiedzi polityków opozycji, którzy
uczestniczyli we wtorkowym spotkaniu premiera z przedstawicielami
klubów parlamentarnych. Przedstawiciele SLD, UP i FKP popierają
stanowisko Rady Ministrów.
Rząd jedzie na szczyt
Na spotkaniu premier Marek Belka oraz szef dyplomacji Włodzimierz Cimoszewicz rozmawiali z posłami o zbliżającym się szczycie 17 i 18 czerwca oraz stanowisku rządu w sprawie Traktatu Konstytucyjnego UE. W środę stanowisko rządu Cimoszewicz ma przedstawić Sejmowi.
Po wtorkowym posiedzeniu Rady Ministrów Belka oświadczył, że rząd chce utrzymać w nowym Traktacie Konstytucyjnym UE wysoką pozycję Polski, taką jaką przewidywał traktat z Nicei.
Koalicja widzi szansę kompromisu
Jerzy Jaskiernia (SLD) powiedział, że nie można wykluczyć, że dojdzie do porozumienia w kwestii Traktatu na unijnym szczycie. Do tej pory takie porozumienie odrzucano między innymi w wyniku zdecydowanego oporu Polski, która domaga się między innymi zachowania nicejskich ustaleń i odwołania do wartości chrześcijańskich w preambule.
Marek Pol (UP) powiedział po spotkaniu, że UP jest pełna podziwu dla działań rządu w sprawie Traktatu Konstytucyjnego, gdyż "takiej determinacji dla obrony polskiej racji stanu dawno polski rząd nie prezentował". Zdaniem Pola nie ma żadnej możliwości utrzymania nicejskiego systemu liczenia głosów. "Będziemy wspierali rząd, aby walczył o taki system liczenia głosów, który nie pogarszałby sytuacji Polski" - podkreślił. Jak dodał w przeciwieństwie do SLP dla UP kwestia preambuły nie jest najważniejsza.
Stanowisko rządu podobało się także szefowi FKP Romanowi Jagielińskiemu. Według niego, premier i minister spraw zagranicznych nie jedzie na szczyt żeby tylko podpisać Traktat, ale żeby w dalszym ciągu negocjować. Jagieliński przyznał, że rząd bierze pod uwagę rozstrzygnięcie, by zastąpić Traktat Nicejski np. podwójną większością z blokadą mniejszości. Nie chciał jednak zdradzić szczegółów propozycji. Jak dodał, FKP godzi się na to, by zmienić sposób przeliczania głosów, pod warunkiem jednak, że zostanie zachowana pozycja Polski, którą gwarantuje Nicea.
Opozycja broni Nicei
Natomiast szef klubu PO Jan Rokita powiedział po spotkaniu, że ma dość daleko idący sceptycyzm i nieufność wobec stanowiska rządu. "Mam poczucie niebezpieczeństwa, że pod presją prezydenta rząd może skapitulować wobec podstawowych polskich interesów w UE" - podkreślił. Zdaniem Rokity, podstawowy problem polega na tym, że na pytanie o to czy rząd ma jasno określone granice kompromisu w sprawie Traktatu Konstytucyjnego czy nie, nie padła odpowiedź.
Z kolei szef klubu PiS Ludwik Dorn powiedział, że wbrew zapowiedziom to nie były konsultacje a rząd po prostu przedstawił stanowisko jakie zamierza zająć podczas szczytu. Zdaniem Dorna, rząd jedzie do Brukseli po to, by pod pewnymi warunkami podpisać Traktat. "My uważamy, że po pierwsze ta konstytucja powinna znaleźć się w koszu, a po drugie żadne rozwiązanie, o którym mówił rząd, zastępujące ustalenia Traktatu Nicejskiego nie jest wystarczająco satysfakcjonujące" - dodał. Dorn podkreślił też, że jeśli rząd do środy nie zmieni zdania, spotka się z ostrą krytyką PiS.
Także szef LPR Marek Kotlinowski powiedział, że projekt Traktatu Konstytucyjnego w ogóle nie jest potrzebny. "Taktyką rządu polskiego na szczycie w Brukseli powinno być to, żeby się nie spieszyć i nie być w pierwszej linii tych, którzy szukają porozumienia" - dodał.
Genowefa Wiśniowska (Samoobrona) przedstawiła premierowi Belce kwestie, w sprawie których rząd nie może pójść na kompromis. Są to - według Samoobrony - odpowiedzenie się za odniesieniem do chrześcijaństwa w projekcie konstytucji i uznanie nadrzędności prawa polskiego nad prawem europejskim. Jej zdaniem, rząd nie może "na siłę" szukać kompromisu w sprawie Traktatu.
Nicea albo podwójna większość
Zawarty przed zakończeniem negocjacji akcesyjnych i rozszerzeniem Unii Traktat Nicejski, regulujący prace nowej UE, dawał Polsce 27 głosów w Radzie UE. Było to tylko dwa głosy mniej niż miały dostać Niemcy i Francja. Jednak w projekcie unijnej konstytucji proporcje te zmieniono uzależniając siłę głosu od liczby ludności danego kraju. Decyzje w Radzie miałyby być podejmowane na zasadzie podwójnej większości - krajów i ludności. Takie rozwiązanie nieznacznie zwiększa globalną siłę naszego głosu, ale znacznie osłabia go w stosunku do takich krajów jak Niemcy czy Francja, co utrudnia nam blokowanie niekorzystnych dla nas głosowań.
Zarówno rząd, jak i opozycja w Polsce początkowo była zdecydowanie przeciwna nowej propozycji. Dodatkowo niemal cała scena polityczna chciała odwołania do wartości chrześcijańskich w preambule do konstytucji. Nasze stanowisko popierała Hiszpania. Zaowocowało to nieprzyjęciem traktatu konstytucyjnego na szczycie UE w grudniu 2003. Po zmianie rządu w Hiszpanii w marcu br. Polska została osamotniona w swoich żądaniach i polski rząd zaczął skłaniać się ku kompromisowi, tym bardziej, że kolejne propozycje systemu podwójnej większości zwiększały możliwość zablokowania głosowań w Radzie UE przez mniejsze kraje. Jednak polska opozycja nadal uważa, że ustaleń nicejskich, z których reszta UE dawno już zrezygnowała, należy bronić nawet za cenę nieprzyjęcia konstytucji.