"Operetkowy rząd" Morawieckiego. "Byle dotrwać do prekampanii"
Prezydent zaprzysiągł nowy rząd, który najprawdopodobniej za dwa tygodnie upadnie po głosowaniu w Sejmie. - To desperackie kupowanie czasu i ratowanie kierownictwa PiS oraz Morawieckiego przed konsekwencjami za nieudaną kampanię wyborczą - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.
W poniedziałek w Pałacu Prezydenckim odbyła się uroczystość zaprzysiężenia rządu Mateusza Morawieckiego. W gabinecie znaleźli się przede wszystkim byli wiceministrowie oraz urzędnicy. Prezydent Andrzej Duda chwalił, że to rząd ekspercki.
- Dla mnie to nie jest ani rząd ekspercki, ani nie jest pełen nowych osób. Większość z nich ma za sobą karierę w rządzie PiS lub na wysokich stanowiskach w instytucjach publicznych, które przez PiS były kontrolowane. To nie jest żadne nowe otwarcie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Uniwersytetu Wrocławskiego Dariusz Skrzypiński.
- Rząd fachowców byłby wtedy, gdybyśmy mieli zupełnie pozapartyjny rząd z pozapartyjnym premierem. Takim kandydatem na premiera był Piotr Gliński w 2013 roku, aczkolwiek to był oczywiście zupełnie inny Piotr Gliński niż dzisiaj - dodaje prof. Skrzypiński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Morawiecki apeluje do opozycji. Jest odpowiedź. "Z oszustami się nie rozmawia"
- Przypomina to sytuację z referendum towarzyszącym wyborom, które miało być armagedonem zmieniającym polską politykę, a dziś nikt go nie pamięta. Tak samo będzie z nowym rządem - uważa prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak wskazuje, sama konstrukcja rządu mogłaby wychodzić naprzeciw zdolnościom koalicyjnym PiS. - W tym sensie można by go traktować jako element szerszego planu, tylko że inne okoliczności towarzyszące wskazują raczej na to, że to wielka improwizacja - mówi prof. Chwedoruk.
Jego zdaniem, gdyby rząd faktycznie miał na celu poszerzenie zdolności koalicyjnych, to Mateusz Morawiecki powinien zdecydować się np. na polityków i ekspertów, którzy mogliby uzyskać jakieś poparcie wśród PSL oraz Konfederacji. Przykładem takiej osoby mógłby być Jan Krzysztof Ardanowski, którego w gabinecie Morawieckiego zabrakło.
- Jest to więc raczej przegląd zaplecza PiS, niżeli jakieś nowe otwarcie. To desperackie kupowanie czasu i ratowanie kierownictwa PiS oraz Morawieckiego przed konsekwencjami za nieudaną kampanię wyborczą - mówi ekspert.
- Cała idea powoływania tego operetkowego rządu, który nie będzie mógł funkcjonować, sprawia wrażenie inwestycji krótkoterminowej i nic poza tym. Byle dotrwać do prekampanii związanej z wyborami samorządowymi, gdy rozliczeń nie będzie można prowadzić ze względu na zbliżające się wybory - twierdzi prof. Chwedoruk.
Duże nazwiska uciekają z rządu
Rafał Chwedoruk wskazuje także, że w tymczasowym rządzie Mateusza Morawieckiego zabrakło mocnych nazwisk z jądra politycznego PiS. Weszło do niego tak naprawdę tylko dwóch czołowych ministrów ze starego gabinetu: Mariusz Błaszczak oraz Marlena Maląg. Reszty, jak choćby Mariusza Kamińskiego czy Przemysława Czarnka, zabrakło.
- Jeśli wierzyć, że nikt nie uciekał od odpowiedzialności, można się zastanawiać, czy to nie próba scedowania odpowiedzialności za porażkę na ministrów poprzedniego rządu. Bo gdyby byli świetnymi ministrami, aż by się prosiło, by ich eksponować, a nie zastępować politykami, którzy operują na zapleczu, a nie na czele - przekonuje Chwedoruk.
- Czy Przemysławowi Czarnkowi, który ma chyba duże ambicje, jest potrzebne uczestnictwo w takim rządzie? Nie ma żadnego znaczenia, czy przez kolejne dwa tygodnie pełniłby funkcję ministra edukacji i nauki. Ale fakt, że znalazłby się w rządzie, który nie otrzymałby wotum zaufania, na pewno nie budowałby jego kariery - mówi z kolei prof. Dariusz Skrzypiński.
- To też sposób na budowanie swojej pozycji. Czarnek może powiedzieć: "proszę bardzo, nie mam parcia na stołek. Pan premier zaproponował nową formułę rządu, ja bez problemu zgodziłem się, by ktoś mnie zastąpił na stanowisku ministra edukacji i nauki" - dodaje naukowiec z uczelni we Wrocławiu.
Transakcja wiązana?
W tymczasowym rządzie Morawieckiego jest wielu mało znanych polityków, ale - zdaniem prof. Chwedoruka - nie będzie on "trampoliną" do większej kariery. - Dla niektórych może to być balast. Powstanie tego rządu ma walor memogenny, a nic dziś w polityce, splatającej się z popkulturą, nie szkodzi bardziej, niż jak przedstawienie polityka w żartobliwym kontekście - mówi politolog.
Prof. Skrzypiński nie wyklucza, że część osób, które weszły do rządu, nie zrobiły tego bezinteresownie. I wskazuje na wybory do Europarlamentu. - Na zasadzie: zgodzę się uczestniczyć w operetkowym rządzie, ale za zapewnienie mi dobrego miejsca na listach do Parlamentu Europejskiego - mówi naukowiec z Uniwersytetu Wrocławskiego.
- To też dowód pewnego poziomu lojalności dla partii, która jest w trudnym momencie - dodaje.
Morawiecki zdecyduje się na porażkę w Sejmie?
Eksperci są przekonani, że rząd Morawieckiego nie zostanie rozwiązany wcześniej i tym samym będzie poddany głosowaniu o wotum zaufania.
- Myślę, że skoro doszło do tego etapu, żeby inwestować w przegraną sprawę, trzeba doprowadzić to do końca. Bez głosowania rząd by po prostu zniknął, sprowokowałoby to pytania o koszty tego manewru. Będzie więc bój do końca - mówi prof. Chwedoruk.
Podobnie uważa prof. Skrzypiński. - Mateusz Morawiecki dał wielokrotnie dowody, że może znieść różne upokorzenia. Ale jeśli powiedzieliśmy "A", czyli powołaliśmy rząd, to musimy powiedzieć "B", czyli poddać go głosowaniu, chyba że po wygłoszeniu exposé zrezygnuje z głosowania, a samo exposé będzie kolejnym manifestem programowym pozycjonującego się na nową opozycję PiS-u - podsumowuje naukowiec z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Adam Zygiel, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj więcej: