WAŻNE
TERAZ

NBP opublikował nowe dane. Inflacja bazowa w czerwcu

Joanna i Artur pierwszy raz widzieli się na własnym ślubie © East News, FORUM | Michał Tuliński, Mikołaj Has

On zabił, ona katowała swoje dziecko. Ślub wzięli za kratami

Magda Mieśnik

Ślub był skromny. W małym gronie. Oczywiście z miłości - zapewniali pan i panna młoda. To nic, że na żywo widzieli się wtedy po raz pierwszy. To nic, że dookoła były więzienne kraty i następny raz zobaczą się najprawdopodobniej dopiero za sześć lat. On, Artur F. - zabił 21-letnią Annę. Ona, Joanna M. - pomogła w zakatowaniu własnego dziecka. - Zakochałem się w niej od pierwszego listu, jaki do mnie napisała - mówi Wirtualnej Polsce Artur F. Małżeństwo, według ekspertów, może pomóc przetrwać w więzieniu.

5 września 2005 r., Skierniewice. Sędzia Leszek Steć uzasadnia wyrok: - W stosunku do Artura F. brak jest rokowań na przyszłość. Nie ma żadnych perspektyw, że ten człowiek po odsiedzeniu 15 czy 25 lat się zmieni. Dla takich ludzi orzeka się karę dożywotniego pozbawienia wolności.

17 kwietnia 2007 r., Piotrków Trybunalski. Sędzia Jacek Błaszczyk tłumaczy karę 25 lat pozbawienia wolności dla Joanny M. i jej ówczesnego partnera: - W sposób brutalny, a nawet totalny, oskarżony dokonał ingerencji w całe jestestwo tego bardzo małego człowieka. Oskarżona w pełni to akceptowała i sama biła dziecko niejednokrotnie z takim użyciem brutalności, że dochodziło do powstawania blizn. Te ślady dowodzą, że było permanentne znęcanie się i powodowanie obrażeń u tego dziecka łącznie z poparzeniami, z otwartymi ranami. Było karcone za chęć jedzenia czy ogrzania się przy piecu.

Joanna M., matka 4-letniego Oskara została uznana winną znęcania się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem oraz pomocnictwa w zabójstwie, jej partner został skazany za zabójstwo.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Opuszczony dom "wampira z Bytowa". Został wystawiony na sprzedaż za 50 tys. zł

Oświadczyny na odległość

Artur i Joanna odsiadują wyroki w zakładach karnych oddalonych od siebie o 60 kilometrów. Wcześniej nigdy się nie spotkali. Poznali się przez koleżankę, która odbywała karę więzienia na tym samym oddziale, co Joanna. Najpierw były listy, rozmowy telefoniczne, potem łączenia na Skype’ie. Za którymś razem Artur zaproponował ślub. Z wiadomych względów nie było pierścionka. Joanna przyjęła oświadczyny.

- Do mojego kolegi, z którym siedziałem, napisała koleżanka z zakładu karnego w Grudziądzu, że ma fajną koleżankę, która chciałaby kogoś poznać. Powiedziałem, żeby dał moje dane. Asia napisała do mnie list i od razu wiedziałem, że to jest kobieta mojego życia. Po pierwszym zdaniu listu. Zaczęła od tego, żebym nie oceniał jej za to, co zrobiła kiedyś - mówi Artur F. I dodaje: - To był znak od Boga. Zaczęliśmy do siebie pisać. Rozmawialiśmy przez Skype’a. Zakochaliśmy się w sobie.

Zgodnie z prawem, ślub cywilny można zawrzeć poza budynkiem urzędu stanu cywilnego, także na terenie więzienia. Zgodę na zorganizowanie uroczystości musi wyrazić dyrektor zakładu karnego.

- Samo pozbawienie wolności nie ogranicza praw osadzonych do zawarcia związku małżeńskiego. Trzeba wybrać świadków, którzy muszą przejść weryfikację administracji zakładu. Samą organizacją uroczystości zajmuje się zazwyczaj rodzina osadzonej lub osadzonego. To ona wybiera ślubne obrączki oraz załatwia inne niezbędne formalności. Ostatnim etapem przygotowań jest wystawienie przez jednostkę penitencjarną zaświadczenia dla urzędu stanu cywilnego, informującego o zgodzie na zorganizowanie ślubu cywilnego na terenie jednostki penitencjarnej - mówi kpt. Karolina Sławińska z Zakładu Karnego Nr 1 w Grudziądzu.

Dyrektorzy zakładów karnych, w których przebywają narzeczeni, zgodzili się, by ślub odbył się w więzieniu, w którym wyrok odsiaduje mężczyzna. Urzędnik stanu cywilnego miał wolny termin w czwartek. Panna młoda na uroczystość ślubną została dowieziona więziennym konwojem. Droga zajęła około godziny. Na miejscu czekał już pan młody i świadkowie.

W więziennej świetlicy urzędnik stanu cywilnego wygłosił mowę. Artur i Joanna powtórzyli za nim: "Świadomy/a praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe." Joanna M. przyjęła nazwisko męża.

Po uroczystości było jeszcze krótkie spotkanie z poczęstunkiem. Służba Więzienna nie chce ujawnić, czy nowożeńcy mieli prawo do prywatnego widzenia, bez żadnego dozoru. Zazwyczaj jednak pary otrzymują taką zgodę. Później Artur wrócił do swojej celi, a Joanna została odwieziona do swojego zakładu karnego. Obrączki trafiły do depozytu. Mogą jednak wystąpić do dyrektora zakładu karnego o zgodę na ich noszenie.

"Popchnąłem lekko, wypadła"

- Czy możemy wejść? - pyta Artur F., przesuwając drzwi do przedziału pociągu relacji Kołobrzeg-Warszawa. Razem z Dariuszem M. około trzeciej w nocy dosiadają się na stacji w Toruniu. W środku siedzi 21-letnia Anna. W nocnym pociągu uczy się na egzaminy. W Warszawie ma zdawać na medycynę. Zbiera notatki i przesuwa się w stronę okna, by zrobić miejsce mężczyznom. Artur F. i Dariusz M. przedstawiają się jako studenci.

W rzeczywistości 23-letni Artur F. jest bezrobotny. Wyuczony zawód: piekarz. Wcześniej miał problemy z prawem. Nadużywa alkoholu i narkotyków. Szuka sposobu, by zdobyć trochę pieniędzy. Myśli o tym, by okraść kogoś w pociągu. Namawia do tego poznanego przypadkiem Dariusza M. Myślą o napaści na mężczyznę, trafia się Anna.

Gdy konduktor mija ich przedział, blokują drzwi i zasłaniają zasłonki. Artur F. łapie Annę za twarz. Grozi śmiercią, jeśli będzie krzyczeć. W tym czasie jego kompan zabiera jej telefon komórkowy i około 90 złotych. Z palców ściąga biżuterię. Przez około trzy godziny, gdy pociąg pędzi w stronę Warszawy, wielokrotnie biją dziewczynę.

Anna jest tak zastraszona, że nie jest w stanie się sprzeciwić, gdy namawiają ją, by wysiadła z nimi w Warszawie. Tam przesiadają się do pociągu do Bydgoszczy. Annę wciągają ze sobą. Gdy są już w środku, Artur F. mówi dziewczynie, by poszła do łazienki obmyć twarz, bo jest zapłakana. Wchodzi za nią, dusi i wpycha do ust papierowe ręczniki. Dariusz M. otwiera drzwi pociągu.

- Dzień później miałem urodziny. Chciałem je uczcić, ale nie miałem pieniędzy. Gdy wpychałem jej w usta papierowe ręczniki, to poleciały jej łzy. Popchnąłem ją lekko, a ona wypadła z wagonu - zeznaje po zatrzymaniu Artur F. Później zmieni wersję. Będzie tłumaczył, że był pod wpływem narkotyków i nic nie pamięta.

"Bo prosił o jedzenie"

Sąd prawomocnie skazuje Artura F. na dożywocie za zabójstwo Anny. Miesiąc później, 2 marca 2006 roku, umiera Oskar, 4-letni synek Joanny M.

"Na rozkładanym fotelu zwłoki dziecka z pozycji na plecach przykryte kocykiem. Ciało odżywienia miernego. Stężenie pośmiertne słabo wykształcone. Plamy opadowe tylko na małżowinach usznych. Włosy ciemny blond. Brak siekaczy górnych przednich. Na powłokach widoczne liczne cieliste blizny. Ustalono widoczne obrażenia ciała: złamanie ręki prawej, ranę ciętą podbródka głęboką do kości żuchwy, ranę ciętą głęboką nadgarstka lewej ręki, ranę ciętą czoła, zasinienia ciała, w szczególności twarzy, pleców i pośladków" - taki widok znajduje w mieszkaniu wynajmowanym przez Joannę M. i jej ówczesnego partnera lekarz pogotowia wezwany do dziecka w złym stanie.

Po sekcji zwłok medyk wpisuje do raportu: "Przyczyna śmierci: wstrząs krwotoczny w następstwie doznanego urazu tępego brzucha z uszkodzeniem obu nerek u chłopca wyniszczonego, silnie zanemizowanego, z licznymi obrażeniami i licznymi śladami po dawno przebytych urazach. Obraz wskazuje na pobicie oraz zespół dziecka maltretowanego. Istniały szanse na uratowanie chłopcu życia pod warunkiem, że krótko po doznanym urazie zostałaby udzielona pomoc lekarska".

Joanna od drugiego roku życia przebywała w domu dziecka z powodu przemocy ze strony ojca i uzależnienia rodziców od alkoholu. Gdy ma osiem lat, razem z bratem zostaje adoptowana. Gdy pięć lat później umiera matka adopcyjna, a starszy brat zaczyna sprawiać problemy wychowawcze, przybrany ojciec oddaje nastolatki do pogotowia opiekuńczego. Znów trafiają do domu dziecka.

Joanna podejmuje próbę samobójczą, dostaje silne leki. Gdy ma 16 lat, ucieka. By przetrwać, staje przy trasie wychodzącej z Piotrkowa Trybunalskiego. Jeden z mężczyzn zabiera ją do siebie. Znów przemoc i alkohol. Gdy Joanna poznaje innego, sporo starszego mężczyznę, utrzymuje relacje z obydwoma.

Ma 20 lat, gdy zachodzi w ciążę. Na świat przychodzi Oskar. W dokumentach urzędnik wpisuje: ojciec nieznany.

Joanna mieszka wtedy z dużo starszym partnerem, ale gdy mężczyzna trafia do więzienia, ląduje z dzieckiem w domu samotnej matki. Po kilku miesiącach otrzymuje maleńkie mieszkanie socjalne.

Gdy Oskar ma dwa lata, Joanna poznaje nowego partnera.

- Od samego początku Oskar sprawiał problemy wychowawcze. Krzyczał, płakał bez powodu, prosił co chwilę o jedzenie, był uparty, nie przyjmował żadnej odmowy. Takie zachowanie bardzo mnie denerwowało, jak i jego matkę. Postanowiłem wychować dziecko po swojemu i zacząłem stosować dyscyplinę karną, polegającą na biciu dziecka po pupie, twarzy i plecach. Takie metody zaczęła stosować też matka dziecka – zeznaje w czasie śledztwa nowy partner Joanny M.

Gdy Joanna rodzi drugie dziecko, Oskar jest już bity codziennie. Za wszystko. Nawet za to, że prosi o jedzenie, bo opiekunowie niemal go głodzą. Gdy sięga po jedzenie, opiekun łamie mu rękę. Zagląda do lodówki, dostaje pogrzebaczem. Od jednego z takich uderzeń powstaje głęboka, kilkucentymetrowa rana. Gdy chłopcu jest zimno i podchodzi do piecyka, matka miotłą popycha go na rozgrane urządzenie. Chłopiec ma poparzony brzuch i nogę oraz głęboką do kości ranę na brodzie. Nikt nie idzie z nim do lekarza.

Oskar ma problem z załatwianiem potrzeb fizjologicznych. Gdy zmoczy się w łóżku, opiekun bije go pięściami po brzuchu. Po jednej z serii takich ciosów czterolatek skarży się na silny ból. Płacze. Joanna bije go i krzyczy, by się uspokoił. Stan chłopca się pogarsza.

- Oskar był słaby. Nie chodził. Zaczął wymiotować. Trwało to około dwóch godzin. Nie odpowiadał - zeznaje matka chłopca.

I dalej: - W nocy zaczął stękać. Dostał oczopląsu. Zdenerwowało to mojego partnera. Uderzył go z całej siły dwa razy w brzuch. Po tym uderzeniu zaczęła mu ciec krew z ust. Wytarłam mu usta i nosiłam na rękach, bo cały czas mu się odbijało. Znów się położyliśmy. Oskar dalej stękał. Zaczęłam na niego krzyczeć, żeby przestał. Artur znów go uderzył w brzuch. Oskar tylko ruszył ręką. Od dwóch dni nic nie mówił.

Para nie chce wzywać pogotowania. Boją się, że lekarze zorientują się, co doprowadziło do złego stanu Oskara. W końcu nad ranem Artur wychodzi z domu. Z budki telefonicznej dzwoni na pogotowie, podając nieprawdziwe dane. Lekarz, który przyjeżdża do mieszkania Joanny, o 5:20 stwierdza zgon dziecka. Kobieta mówi wezwanym na miejsce policjantom, że synek upadł w nocy na włączony piecyk i zaczął wymiotować.

W prokuraturze próbuje się tłumaczyć: - Do bicia się przyznaję. Do nakłaniania do zabójstwa nie. Oskar w pewnym momencie zaczął dużo jeść. Cztery miski zupy na obiad. Wyjadał okruchy z pieca. Z tego powodu dostawał uderzenia klapkiem w tyłek czy uderzałam go w głowę otwartą dłonią. Pyskował i był niegrzeczny. Biłam Oskara za to, że zeszczał się lub zrobił kupę w majtki. Żałuję, że nie oddałam Oskara do domu dziecka. Może wtedy by żył.

Do zobaczenia za sześć lat

- Samotność w kryminale z perspektywą dożywocia jest depresjogenna. Dlatego zawarcie związku małżeńskiego może bardzo pomóc w przetrwaniu za murami. Oceniam takie relacje pozytywnie, tym bardziej, że zyskują na tym nie tylko sami osadzeni, ale także Służba Więzienna. Osoba osadzona, która znalazła bliską osobę, mniej będzie miała złych myśli i zachowań - uważa dr Paweł Moczydłowski.

Kryminolog, który pracował w Służbie Więziennej dodaje, że widzenia między małżonkami, którzy odsiadują wyroki w różnych zakładach karnych są możliwe, ale zgodę na przepustkę dla jednego z nich musi wyrazić dyrektor więzienia, a także sędzia penitencjarny.

Od dnia ślubu Joanna i Artur nie widzieli się już na żywo. Piszą do siebie listy, rozmawiają przez telefon i mają "widzenia" w formie rozmów wideo. Zgodnie z wyrokiem sądu Joanna zakończy odbywanie kary 25 lat więzienia 24 lutego 2031 roku o godz. 5:10. Może się jednak ubiegać o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Taki wniosek złożyła kilkanaście tygodni temu.

29 kwietnia Sąd Okręgowy w Toruniu odrzucił jej podanie.

- Sąd ocenił, że prognoza kryminologiczna względem skazanej jawi się negatywnie. Skazana jest zupełnie bezkrytyczna wobec popełnionego przestępstwa. Okoliczności popełnionego czynu mają istotne znaczenie i świadczą o wysokim stopniu demoralizacji, a jej postawa wymaga oddziaływań resocjalizacyjnych o dłuższym charakterze aniżeli minima kodeksowe. Sąd Okręgowy jednocześnie dostrzega, że sam proces resocjalizacji skazanej przebiega we właściwym kierunku, ale nie może to stanowić wystarczającej podstawy do udzielenie warunkowego zwolnienia - mówi Wirtualnej Polsce sędzia Andrzej Walenta z Sądu Okręgowego w Toruniu.

Obrońca Joanny F. złożył zażalenie na tę decyzję i czeka na wyznaczenie terminu posiedzenia. Artur F. będzie mógł ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie z odbywania kary dopiero po 35 latach, w 2039 roku.

Artur F.: - Ostatnio mamy tylko listowny kontakt, bo Skype przestał działać. To bardzo trudne, bo kochamy się i chcemy sobie okazywać miłość. Byłoby to możliwe, gdybyśmy odbywali karę w tym samym zakładzie, ale raczej nie ma na to szans. Może żona wyjdzie wcześniej, liczę na to, bo ma dobre zachowanie, wtedy będzie mnie odwiedzała. Już mi to obiecała.

Magda Mieśnik, dziennikarka Wirtualnej Polski

Chcesz się skontaktować z autorką? Napisz: magda.miesnik@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie

Profesor Andrzej Kidyba oskarżony o znęcanie się nad żoną
Profesor Andrzej Kidyba oskarżony o znęcanie się nad żoną
Białoruś przestraszona? Apeluje o rozmowy z Polską
Białoruś przestraszona? Apeluje o rozmowy z Polską
Woda niezdatna do picia. Komunikat dla kilku tysięcy mieszkańców
Woda niezdatna do picia. Komunikat dla kilku tysięcy mieszkańców
Czarzasty przeprasza za podanie daty. "Spaliłem"
Czarzasty przeprasza za podanie daty. "Spaliłem"
Oburzające sceny w poznańskim szpitalu. Pacjenci traktowani bez szacunku
Oburzające sceny w poznańskim szpitalu. Pacjenci traktowani bez szacunku
Wojna a dobrobyt obywateli. Ta grupa w Rosji najbardziej odczuwa pogorszenie sytuacji finansowej
Wojna a dobrobyt obywateli. Ta grupa w Rosji najbardziej odczuwa pogorszenie sytuacji finansowej
Niecenzuralny list do Sławosza. Żona dementuje
Niecenzuralny list do Sławosza. Żona dementuje
Rękoczyny w ukraińskim parlamencie.
Rękoczyny w ukraińskim parlamencie.
Reprezentował Polskę na Eurowizji. Nie żyje Łukasz Moszczyński z Blue Café
Reprezentował Polskę na Eurowizji. Nie żyje Łukasz Moszczyński z Blue Café
Niepokojące dane z Francji. Wielu księży ma potężne problemy
Niepokojące dane z Francji. Wielu księży ma potężne problemy
Stacja Racławicka. Kiedy ponowne otwarcie metra po pożarze?
Stacja Racławicka. Kiedy ponowne otwarcie metra po pożarze?
Atak na fabrykę polskiej firmy w Winnicy. Sikorski o szczegółach
Atak na fabrykę polskiej firmy w Winnicy. Sikorski o szczegółach