"Olszewski ma rację". Młody Mateusz Morawiecki często w domu słyszał to zdanie
Zmarły niedawno były premier Jan Olszewski był jednym z kluczowych działaczy antykomunistycznych. Nie tylko bronił opozycjonistów, ale też aktywnie uczestniczył w tworzeniu idei, które doprowadziły do upadku systemu. W rozmowie z Wirtualną Polską wybitnego polityka i prawnika wspomina premier Mateusz Morawiecki, którego ojciec przez lata współpracował z Janem Olszewskim.
Jacek Polak: Kiedy pan po raz pierwszy spotkał się z działalnością mecenasa Jana Olszewskiego?
Premier Mateusz Morawiecki: W 1979 roku zacząłem pomagać mojemu ojcu i jego przyjaciołom w druku "Biuletynu Dolnośląskiego" i innych pism. Nie miałem wtedy jeszcze dwunastu lat, moja rola polegała głównie na suszeniu i składaniu kartek na strychu domu mojego wujka, Rolanda Winciorka. W czasie tego rozkładania, suszenia, składania stawałem się jednym z pierwszych czytelników kolejnych wydań. Obok Radia Wolna Europa te wydawnictwa były pierwszym źródłem mojej wiedzy o działalności różnych środowisk opozycji, o represjach i broniącym się przed nimi społeczeństwie. Wśród nazwisk, które wtedy poznałem, było i nazwisko mecenasa Jana Olszewskiego.
Dużo głośniejszym to nazwisko stało się po Sierpniu 1980.
O tak. Mój ojciec przez pierwsze dni strajków sierpniowych był poszukiwany przez SB, drukował w ukryciu a od pierwszego dnia strajków we Wrocławiu przebywał w dolnośląskim centrum sierpniowego protestu, jakim była zajezdnia MPK na Grabiszyńskiej we Wrocławiu. To miejsce było wtedy ośrodkiem wielkiej dyskusji, która wylewała się za płoty tej zajezdni, wokół których całymi dniami stały tłumy ludzi. Nastrój tych wydarzeń był wspaniały, ale nikt nie wiedział, jak one się zakończą. Liczono się z represjami, stąd wśród strajkujących krążyły broszury "Obywatel a Służba
Bezpieczeństwa". Fragmenty czytano także przez radiowęzeł. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że autorem tego bardzo ważnego poradnika był Jan Olszewski.
Natychmiast po podpisaniu porozumień moi rodzice zaangażowali się w tworzenie struktur niezależnego związku zawodowego. Także w naszym domu, przez który przewijało się mnóstwo ludzi, kipiało od dyskusji nad tym, jak ten nowy związek ma być zorganizowany. Pamiętam, że już na początku września 1980 r. analizowano pierwszy wariant statutu związku, którego autorem był mecenas Jan Olszewski. I pamiętam, jak powtarzano, że "Olszewski ma rację" – musimy stworzyć jeden wielki związek na całą Polskę, a nie wiele małych, odrębnych organizacji związkowych.
Jan Olszewski i Kornel Morawiecki podczas obchodów 25 rocznicy utworzenia "Solidarności Walczącej"
Pana ojciec współpracował wtedy z Janem Olszewskim?
W czasie I Zjazdu Delegatów NSZZ Solidarność w gdańskiej Oliwii mój ojciec został członkiem komisji Związek Wobec Zagrożeń. Mec. Olszewski mówił wtedy otwarcie, i te słowa przeszły do historii, są solidnie udokumentowane, jest m.in. nagranie filmowe, że "Solidarność musi być przygotowana do działalności w warunkach konfrontacji". Mój ojciec uważał dokładnie tak samo. Zaraz po uwolnieniu – gdyż jesienią 1981 został aresztowany pod zarzutem podważania sojuszu ze Związkiem Sowieckim – podzielając opinię Jana Olszewskiego, intensywnie przygotowywał ukryte zapasy papieru, materiałów poligraficznych. 13 grudnia 1981 wszyscy się przekonaliśmy, że przewidywania mecenasa Olszewskiego były bardzo trafne.
13 grudnia 1981 to dla Pana ojca początek czasu głębokiej konspiracji. Dla Pana zresztą też był to burzliwy czas działania w podziemiu. I wtedy kontaktów z Janem Olszewskim chyba nie było?
O ile mi wiadomo, raczej takich kontaktów bezpośrednich w pierwszych latach po ogłoszeniu stanu wojennego nie było. Ale masowe represje z końca roku 1981 i 1982 sprawiły, że najbardziej potrzebnymi konspiracyjnymi publikacjami stały się dwie małe książeczki. Jedną z nich był "Mały Konspirator", jak się później dowiedziałem, autorstwa m.in. Czesława Bieleckiego i Jana Krzysztofa Kelusa, współpracownika KOR. Wcześniej jednak drukowany był na wielką skalę i w postaci broszur i w odcinkach na łamach kilku tytułów prasy podziemnej "Obywatel a Służba Bezpieczeństwa". Drukowała to wtedy w konspiracji m.in. moja starsza siostra. Ania od połowy grudnia 1981 prawie do Wielkanocy w ogóle nie opuszczała drukarni. Pracowała przy "Z Dnia na Dzień", czyli gazecie podziemnej, która bodaj jako pierwsza w całym kraju wydrukowana została już 13 grudnia i od dnia kolejnego była kolportowana, a także właśnie przy poradniku autorstwa Jana Olszewskiego. A to była bardzo potrzebna publikacja w czasie, kiedy tysiące ludzi trafiały na komisariaty, na przesłuchania, do aresztów i więzień.
Czy postać Jana Olszewskiego często była obecna na łamach prasy Solidarności Walczącej?
Bardzo często. Mecenas Olszewski był obrońcą w wielu procesach, wielokrotnie interweniował w związku z łamaniem prawa, bardzo licznymi wówczas represjami. Sam też wielokrotnie spotykał się z represjami. Oczywiście pisaliśmy o tym w naszych podziemnych wydawnictwach. Miliony Polaków miały okazję zobaczyć mecenasa Olszewskiego w czasie toruńskiego procesu zabójców księdza Jerzego Popiełuszki, który był transmitowany przez telewizję.
Jan Olszewski poczas strajku w Nowej Hucie w 1988 r.
W 1987 roku mecenas Olszewski został obrońcą Pana ojca.
W listopadzie 1987 aresztowany został mój ojciec, a w styczniu 1988 SB aresztowała także Andrzeja Kołodzieja. Przygotowywano im proces, który zapowiadał się groźnie. Służby, dziś wiemy, że wojskowe, spreparowały rzekomy transport broni, amunicji, materiałów wybuchowych. Rzekomo miała je przejąć Solidarność Walcząca. Telewizja pokazała wtedy do cna zakłamany propagandowy film. Zanosiło się więc na to, że aresztowanym zostaną postawione zarzuty, zagrożone wyrokami śmierci. Dodatkowo wstrząsnęło nami to, że Amnesty International odmówiła wystąpienia w obronie Kornela Morawieckiego i Andrzeja Kołodzieja. Wtedy, poniewczasie, pojąłem jak wybiórczo tego typu organizacje traktują krzywdę ludzką i jak mocno zależy ona od przynależności do jednego obozu ideowo-politycznego. Przyznaję, że moja mama, moje siostry, liczni nasi przyjaciele i ja sam - byliśmy tą sytuacją przerażeni. Obrońcą mojego ojca i Andrzeja został wtedy Jan Olszewski. Już pierwsze spotkania z panem mecenasem podziałały na nas bardzo uspokajająco. Od pierwszego spotkania było dla nas jasne, że Jan Olszewski zawsze dobrze wie, co mówi. Nie umniejszał powagi sytuacji.
On po prostu precyzyjnie i po mistrzowsku ją analizował. Zorganizował nam też spotkanie z uwięzionym ojcem. W warunkach więziennych jest ono standardem. Natomiast w przypadku aresztowania i sankcji prokuratorskich - wcale nie. Zobaczyłem go wtedy pierwszy raz po ponad 6 latach. Właśnie w tamtym czasie bywałem w domu u mecenasa Olszewskiego. O sytuacji informował nas bardzo dokładnie, na bieżąco. Mieliśmy pewność, że jeśli w sprawie ojca i Andrzeja pojawi się cokolwiek istotnego, wtedy Jan Olszewski od razu do nas z tą wiadomością zatelefonuje. Mecenas szczegółowo przedstawiał nam wiele możliwych wariantów rozwoju śledztwa. Mówił o ryzykach, mogących się pojawić przy każdym z nich i o możliwych sposobach obrony. Bardzo kompetentnie wskazywał też na wszystkie aspekty coraz bardziej dynamicznie zmieniających się realiów politycznych. Dobrze pamiętam pewne spotkanie z mecenasem Olszewskim, które przyniosło nam wielką ulgę. Stwierdził wtedy bowiem, że postawienie najpoważniejszych zarzutów, zagrożonych najwyższą karą, przestało być realnym zagrożeniem. Skończyło się to podstępem. Kiszczak postanowił o deportowaniu Kornela Morawieckiego i Andrzeja Kołodzieja. W przypadku mojego ojca nawet dwukrotnym, bo po pierwszej próbie powrotu został wyrzucony za granicę po raz drugi. Wrócił posługując się paszportem przyjaciela i w odpowiedniej charakteryzacji.
A formy współpracy z Janem Olszewskim uległy zmianie.
Przypomnę może, że w czasie obrad okrągłego stołu nasza część ówczesnej opozycji wskazywała, że nie jest na nich reprezentowana ani cała opozycja, ani cała Solidarność. Jan Olszewski był ekspertem, wspierającym solidarnościową stronę, ale miał sceptyczne zdanie co do intencji komunistów i ewolucji systemu. Podkreślał, że przy okrągłym stole nie ma reprezentacji całej Solidarności, stąd on nie może nosić w klapie znaczka Solidarności. Było to wtedy dla mnie zachowanie symboliczne, odważne i ważne.
W grudniu 1991 mecenas Olszewski został premierem.
Przyjęliśmy to z ogromnymi nadziejami. Solidarność Walcząca, działająca już wówczas jawnie jako Partia Wolności, bardzo czynnie włączyła się wtedy we wspieranie tego rządu. Nie tylko prof. Stefan Kurowski, ale też jeden z liderów Solidarności Walczącej i nasz stary przyjaciel dr Wojciech Myślecki został jednym z głównych ekspertów d.s. gospodarki przy rządzie premiera Olszewskiego. I wiele spraw zostało wówczas pchniętych w bardzo dobrym kierunku. Okazało się, że dla planu Balcerowicza można zaproponować alternatywę. Niestety, rządowi temu nie dano wówczas szans. Była to wielka strata i szkoda dla Polski. Losy III Rzeczypospolitej mogły się potoczyć o wiele lepiej, gdyby rząd Jana Olszewskiego, współtworzony zresztą przez Porozumienie Centrum, poprzedniczkę Prawa i Sprawiedliwości, mógł dłużej prowadzić swoje działania i realizować ideały Solidarności.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl