"Ogon pawia i preferencje wyborcze"
Bardzo niska frekwencja wyborcza, znaczący elektorat "niezdecydowanych", niewielka skuteczność haseł o "apolitycznym kandydacie" i bardzo duże znaczenie gestów, kosztem realnych programów - takie wnioski na temat naszych zachowań wyborczych wysnuwa socjolog dr Anna Giza-Poleszczuk, komentując sondaż TNS OBOP przygotowany dla Wirtualnej Polski.
09.08.2005 | aktual.: 23.06.2008 21:58
[
]( http://i.wp.pl/a/f/gif/8483/box_bg.gif )
Sondaż OBOP dla Wirtualnej Polski
Lech Kaczyński (19%) przed Włodzimierzem Cimoszewiczem (18%) i Donaldem Tuskiem (17%) w wyborach prezydenckich, a PO (20%), PiS (19%) i LPR, Samoobrona oraz SLD (po 7%) w parlamentarnych
Wyniki badań odzwierciedlają sytuację zamieszania, jakie panuje w końcówce wyścigu do foteli parlamentarnych oraz prezydenckiego, a być może są nawet jego częścią. Przetasowania w ścisłej czołówce – między PiS-em a PO, oraz między Lechem Kaczyńskim, Włodzimierzem Cimoszewiczem, a Donaldem Tuskiem są po części efektem zróżnicowania prób, technik badawczych, a nawet kontekstu, w jakim umieszczone zostają pytania. Piszę to nie po to, żeby podważać ich wiarygodność – wszystkie badania są z pewnością przeprowadzane zgodnie z regułami sztuki, ale po to, żeby nabrać do nich nieco więcej dystansu.
Warto zwrócić uwagę na kilka rzeczy, które wyczytać można z sondażu przeprowadzonego przez TNS OBOP na zlecenie WP:
1. osoby, które zamierzają wziąć udział w wyborach – czy to parlamentarnych, czy prezydenckich, stanowią około połowy (zależnie od pomiaru) uprawnionych do głosowania; ponieważ zaś dotychczasowe doświadczenie pouczyło nas, że w rzeczywistości do wyborów idzie jeszcze mniej osób, niż to wynika z wcześniejszych deklaracji, można spodziewać się jeszcze niższej niż w poprzednich wyborach frekwencji. Tak czy inaczej, ponad połowa Polaków wydaje się trwale zniechęcona do polityki – skoro nie wyrwało ich z obojętności ani pojawienie się Włodzimierza Cimoszewicza, ani rekonstrukcja SLD, ani nowe pomysły koalicyjne, to należy wątpić, żeby komuś jeszcze udało się ich „porwać”.
2. nawet ci, którzy nie wykluczają udziału w wyborach, w około 1/5 (21% dla wyborów do Sejmu, 17% w przypadku prezydenckich), nie mają „swojego” kandydata/partii. To całkiem sporo, niemal tyle samo, co mają najpoważniejsi kandydaci i najpopularniejsze partie. Pytanie tylko, czy niezdecydowani oczekują na więcej informacji, żeby móc jeszcze bardziej rozważnie podjąć decyzję? I kto ma szanse ich zdobyć, skoro większość partii/kandydatów ujawniła już swoje atuty (hasła, programy itp.)? I jak duży jest naprawdę przekonany (lojalny, wierny) elektorat poszczególnych kandydatów/partii? Należy bowiem pamiętać, że bez lojalności związanej z podzielaniem programu (wizji, przekonań) trudno jest działać konsekwentnie, wprowadzać obiecane rozwiązania gospodarcze i prawne.
3. istnieje ścisły związek między wyborem partii a wyborem kandydata na prezydenta. Nie ma w tym zresztą niczego dziwnego: najpoważniejsi pretendenci do fotela prezydenckiego są jednocześnie znanymi liderami (lub twarzami) silnych partii politycznych. Widać też wyraźnie, że idea „prezydenta apolitycznego”, „ponad podziałami”, choć często deklarowana przez ludzi, nie jest jednak w stanie zapewnić wystarczającego poparcia. Ponieważ zaś wydaje się, że fluktuacje poparcia między partiami i między kandydatami dokonują się w tę samą stronę (np. wzrost poparcia dla Donalda Tuska towarzyszy wzrost poparcia dla PO), ludzie nie „myślą” o prezydencie jako przeciwwadze dla Sejmu. Idea „prawej i lewej nogi”, koniecznych dla zachowania równowagi, nie kieruje wyborami społecznymi.
4. widać też wyraźnie, że zmiany poparcia dla głównych aktorów są w dużej mierze – co podkreślają komentatorzy, efektem gestów i zachowań publicznych (zachowania i wypowiedzi w kwestii Białorusi, spoty reklamowe, informacje o sytuacji rodzinnej). A więc – nie racjonalne rozpatrywanie argumentów i pomysłów, ale przyznawanie punktów za „performance”.
Można by więc zapytać – czy to dobrze, czy źle? Chciałoby się, w świecie idealnym, żeby wyborcy świadomie poszukiwali informacji o kompetencjach i poglądach kandydata, żeby tłumnie chodzili do wyborów, żeby interesowali się wskaźnikami i programami gospodarczymi. Jesteśmy dalecy od tego świata. Czy jednak rzeczywiście jest aż tak źle? W biologii ewolucyjnej już dawno stwierdzono, że pozornie absurdalne „ozdoby” – pawie ogony, ogromne poroża, kolorowe dzioby, zalotników wcale nie są absurdalne. Stanowią one dobry wskaźnik ogólnego stanu i siły: słaby, schorowany paw nie mógłby sobie pozwolić na wielki, kolorowy ogon; słaby łoś daleko by nie zadźwigał swojego poroża, i tylko bardzo sprawne papugi mogą sobie pozwolić na jaskrawe, z daleka widoczne barwy, bo zdołają i tak uciec drapieżnikowi. Może więc nie jest aż tak źle? I wyborcy nie są tak irracjonalni, jak by się mogło wydawać?
Dr Anna Giza-Poleszczuk