PolskaOd policyjnych kul zginęły dwie osoby, sąd uchylił wyrok

Od policyjnych kul zginęły dwie osoby, sąd uchylił wyrok

Łódzki sąd apelacyjny uchylił wyrok wobec Radosława S. - jednego z policjantów oskarżonych w głośnej sprawie tragicznych wydarzeń podczas zamieszek na Juwenaliach w Łodzi przed siedmioma laty. Od policyjnych kul zginęły wtedy dwie młode osoby.

Sprawa Radosława S. trafi ponownie do Sądu Okręgowego w Łodzi. Sąd odwoławczy utrzymał natomiast w mocy wyrok roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata wobec policjantki Małgorzaty Z.; w jej sprawie orzeczenie jest już prawomocne.

Wcześniej uprawomocnił się wyrok wobec trzeciego z oskarżonych w tej sprawie policjantów - Romana I., który przeszedł już na policyjną emeryturę.

W grudniu 2009 r. Sąd Okręgowy w Łodzi skazał troje policjantów odpowiedzialnych m.in. za pomyłkowe wydanie ostrej amunicji, na kary od roku do roku i ośmiu miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy bądź cztery lata. Prokuratura zarzuciła całej trójce niedopełnienie obowiązków oraz nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa dla zdrowia i życia wielu osób, w wyniku czego śmierć poniosły dwie osoby. Oskarżeni od początku nie przyznawali się do winy.

W maju 2004 r. w trakcie Juwenaliów na osiedlu studenckim Uniwersytetu Łódzkiego grupa chuliganów wywołała zamieszki. Napastnicy obrzucili policjantów m.in. butelkami i kamieniami. Interweniujący policjanci, w wyniku pomyłki, oprócz gumowych kul, użyli sześciu sztuk ostrej amunicji. Postrzelone zostały trzy osoby, dwie z nich - 23-letnia Monika i 19-letni Damian - zmarły. Kilkadziesiąt osób w trakcie zajść odniosło lżejsze obrażenia, uszkodzonych zostało 10 radiowozów.

Według śledczych, w czasie tłumienia zamieszek policjantom zabrakło gumowych nabojów. Dyżurny stanowiska kierowania policji wezwał na miejsce posiłki z całego miasta i polecił zabranie dodatkowej broni gładkolufowej i amunicji z magazynów podręcznych różnych jednostek policji, m.in. z sekcji ruchu drogowego. To właśnie tam wraz z gumowymi nabojami pomyłkowo wydano 25 sztuk ostrej amunicji, mimo że - zdaniem prokuratury - była ona dobrze oznakowana.

Prokuratura uważa, że oficer dyżurny sekcji ruchu drogowego i pomagająca mu wówczas policjantka nie sprawdzili rodzaju amunicji wydawanej funkcjonariuszom. Natomiast Radosław S., który koordynował akcję, mimo że otrzymał wiadomość o omyłkowym wydaniu ostrej amunicji, nie zareagował wystarczająco szybko, aby zapobiec jej użyciu przez policjantów.

Sąd I instancji uznając całą trójkę za winną zarzucanych jej czynów najwyższą karę wymierzył b. oficerowi dyżurnemu sekcji ruchu drogowego Romanowi I. Uznał, że ponosi on największy stopień winy - ze względu na wagę naruszonych obowiązków oraz fakt, że był on odpowiedzialny za prawidłowe wydanie amunicji i broni. Zdaniem sądu wina pomagającej mu Małgorzaty Z. była mniejsza, co nie zwalniało jej od zachowania rozsądku i podstawowych norm bezpieczeństwa. Kobieta została skazana na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Taką samą karę wymierzono Radosławowi S.

W jego przypadku sąd uznał, że nie zachował on wymaganej ostrożności i prosząc o dodatkową amunicję z sekcji ruchu drogowego nie sprecyzował, o jaki rodzaj amunicji chodziło. Sąd zawieszając warunkowo oskarżonym wykonanie kary wziął pod uwagę ich niekaralność oraz dobrą lub bardzo dobrą opinię z pracy. Wobec całej trójki orzeczono kilkuletnie zakazy zajmowania stanowisk w policji.

Od wyroku odwołali się obrońcy Małgorzaty Z. i Radosława S. Wnosili o ich uniewinnienie, bądź uchylenie wyroku i skierowanie sprawy do ponownego rozpoznania.

Obrońcy zarzucali sądowi pierwszej instancji rażące uchybienia, istotną zmianę opisu czynu, czy błędy w ustaleniach faktycznych. Obrońca Małgorzaty Z. przekonywała, że wykonywała ona precyzyjne polecenia oskarżonego I., a w zakresie swych obowiązków nie zajmowała się wydawaniem broni. Była też wówczas niedoświadczoną policjantką w trakcie szkolenia.

Radosław S. mówił, że jest zdziwiony, że został skazany za to, o co wcześniej nie był oskarżony. Jego zdaniem, w ten sposób zostało naruszone jego prawo do obrony. Mówił, że żadna z kontroli wewnętrznych policji nie wykazała, że nieprawidłowo wydawał polecenia; przekonywał, że mówił o wydaniu środków przymusu bezpośredniego, a wśród nich nie ma amunicji ostrej, o czym powinien wiedzieć każdy policjant. Prokuratura wniosła o utrzymanie wyroku w mocy.

Sąd apelacyjny uchylając wyrok wobec Radosława S. uznał, że zachodzi sprzeczność pomiędzy uzasadnieniem orzeczenia sądu pierwszej instancji a treścią czynu przypisanego oskarżonemu. Sąd podkreślił, że przy ponownym rozpoznaniu sprawy sąd będzie musiał procedować tak, by nie naruszyć fundamentalnego prawa oskarżonego do obrony. Utrzymując wyrok wobec Małgorzaty Z. sąd podkreślił, że w dniu zdarzenia wykonywała ona czynności pomocnika dyżurnego. "I jako pomocnik dyżurnego powinna wiedzieć co, jak i komu ma wydać" - mówił sędzia Sławomir Wlazło.

Oboje oskarżeni nadal pracują w policji - kobieta jest technikiem kryminalistycznym, Radosław S. pracuje jako ekspert na stanowisku kierowania policji w Łodzi.

Tragedia na Juwenaliach wstrząsnęła siedem lat temu całą Polską. Śledztwo w tej sprawie trwało ponad cztery lata, ale prokuraturze nie udało się ustalić, którzy z policjantów w trakcie akcji oddali śmiertelne strzały. W tym zakresie zostało ono umorzone.

Po tragicznych wydarzeniach prezydent Łodzi ogłosił trzydniową żałobę w mieście, a główną ulicą - Piotrkowską - przeszedł kilkutysięczny marsz milczenia. Stanowiska stracili m.in. ówczesny komendant wojewódzki i miejski policji w Łodzi. Specjalny zespół powołany przez kolejnego szefa łódzkiej policji uznał, że policja popełniła poważne błędy na etapie planowania zabezpieczenia Juwenaliów - m.in. funkcjonariuszy było za mało, byli niedostatecznie wyposażeni, a dowodzący akcją nie miał doświadczenia.

Kilka miesięcy po zamieszkach policja zawarła ugody z rodzinami zastrzelonych osób i wypłaciła odszkodowania w wysokości około 230 tys. i 200 tys. zł. Natomiast sąd po długotrwałym procesie zdecydował, że ponad 30 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania policja ma zapłacić też 23-latkowi, który podczas zamieszek został raniony gumową kulą w twarz. Przeszedł on operację połączoną z plastyką twarzy.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)