Ochraniał Donalda Tuska. Mówi o błędach słowackich służb podczas zamachu
- Ja bym wszystkich tych panów, którzy ochraniali premiera Słowacji Roberta Ficę wysłał na dodatkowe szkolenia. Słowackie służby popełniły masę błędów. Nasze powinny z tego wyciągać wnioski i analizować różne scenariusze - mówi Wirtualnej Polsce Robert "Dragon" Pietrzyk, były osobisty ochroniarz Donalda Tuska.
Robert "Dragon" Pietrzyk to specjalista ds.prywatnej ochrony VIP-ów w kraju i poza granicami Polski. W przeszłości pracował jako Private Military Contractor, biorący udział w działaniach wojennych i sytuacjach kryzysowych w strefach objętych konfliktami wojennymi. W trakcie swojej kariery współpracował z komandosami z elitarnych formacji krajowych i zagranicznych, w tym m.in. JW GROM. Ponadto współpracował ze specjalistami z wywiadu i kontrwywiadu zarówno w Polsce, jak i na świecie. Na co dzień jest prezesem Fundacji Airo Grom International.
Był osobistym ochroniarzem premiera Donalda Tuska w trakcie zabezpieczania spotkań autorskich z szefem Platformy Obywatelskiej po wydaniu książki "Szczerze". Kulisy ochrony opisał w dwóch częściach książki "Szczerze o premierze": "Wywiad z osobistym ochroniarzem" oraz "Prawda czy fałsz?".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Analizując zamach na słowackiego premiera, do jakiego doszło przed budynkiem domu kultury w miejscowości Handlova, Pietrzyk zwraca uwagę na błędy popełnione przez funkcjonariuszy. - Ja bym wszystkich tych panów, którzy ochraniali premiera Fico, wysłał na dodatkowe szkolenia. W strefie zabezpieczenia ochronnego nie zachowali należytej ostrożności, nie wzięli pod uwagę wszystkich aspektów otwartego spotkania z ludźmi - mówi Wirtualnej Polsce Robert Pietrzyk.
Jego zdaniem wyszedł brak doświadczenia w sytuacjach niebezpiecznych i skrajnych dla ochranianego polityka. - W efekcie ochrona wpadła w panikę. Zabrakło zewnętrznej osłony. Buforu między publicznością a premierem. A powinien być od strony gości. Tam zabrakło ludzi. Powinien być obserwator, żeby kontrolować, jak zachowuje się publiczność. To on powinien być sygnalistą i mógłby wytrącić napastnikowi z łokcia lub pięści pistolet - ocenia Pietrzyk.
I jak podkreśla, to ochrona premiera powinna podejść pierwsza do barierek i osłonić od dwóch stron polityka. - Zabrakło ludzkiej wrażliwości zawodowej i wyobraźni. Ochrona powinna zachować się całkowicie inaczej, bardziej dynamicznie od strony publiczności. No i te fatalne garnitury ochroniarzy... Garnitury typu slim są nieadekwatne do sytuacji i są dla funkcjonariuszy "karą śmierci". Mają od razu skrępowane ruchy, a postronna osoba od razu widzi, co ochraniający trzyma za paskiem spodni - mówi były ochroniarz Donalda Tuska.
"Byli jak w hipnozie"
Zwraca też uwagę na słowacką mentalność, która uśpiła czujność ochroniarzy Roberta Ficy. - Słowacy są bardzo przyzwyczajeni do spokoju i przestrzegania porządku prawnego. W efekcie jest to "uśpione społeczeństwo", co było widać w reakcji ochrony. W momencie, kiedy doszło do zamachu na premiera, ludzie wręcz opierali się o barierkę, byli zbyt blisko. Już do tego nie można było dopuścić. Ten brak czujności widać było po dwóch ochroniarzach Fico, którzy po oddaniu strzałów byli jak w jakiejś hipnozie. Gdyby to się działo w Niemczech, Belgii, Francji, a nawet w Polsce, to nie byłoby takiego zaskoczenia. A w Słowacji wszyscy byli zaskoczeni tym, co się stało. I ochrona premiera i publiczność, która stała obok - uważa Robert Pietrzyk.
W jego ocenie słowackie służby popełniły masę podstawowych błędów. - A dodatkowo nikt z planujących operacje ochrony nie wziął pod uwagę, że napastnik mógł być z kimś, kto mu pomagał itp. Służby powinny i takie wątki brać pod uwagę. Nasze służby powinny wyciągać wnioski i analizować różne scenariusze. I oczywiście szkolić się, i jeszcze raz szkolić z nietypowych zdarzeń i sytuacji - nie tylko w strefach pokojowych, ale także frontowych i w sytuacjach niepokojów społecznych - puentuje Pietrzyk.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski