Obywatel Mirosław J. Dziennikarz usłyszał prokuratorskie zarzuty, bo zadawał pytania
Mirosław Jamro z "Kroniki Beskidzkiej" i portalu bielsko.biala.pl pytał na tyle skutecznie, że policjanci udzielali mu zbyt wyczerpujących informacji. Tak uznała prokuratura w Sosnowcu i postawiła dziennikarzowi zarzuty podżegania do ujawnienia tajemnicy – informuje "Kronika Beskidzka".
Redakcyjni koledzy Mirosława Jamry w najnowszym wydaniu pisma piszą wprost: "tak szokującej sprawy przeciw mediom jeszcze w Polsce nie było". Absurdem ich zdaniem jest to, że dziennikarz jest ścigany za zadawanie pytań.
- Mam nadzieję, że to jedynie nierozgarnięcie sosnowieckiej prokuratury, a nie wytyczne z góry - mówi WP Andrzej Andrysiak, prezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych.
- Jeśli mam być szczery, to ciężko komentować ten absurd. Jako mój komentarz do sprawy najlepiej by pasowało: "hahahaha". Tylko podejrzanemu dziennikarzowi zapewne nie jest do śmiechu - komentuje prof. Mariusz Bidziński, wspólnik w kancelarii Chmaj i Partnerzy.
Zawsze na miejscu
Mirosław Jamro to - jak wskazują jego koledzy z "Kroniki Beskidzkiej" - dziennikarz-instytucja. Przez wiele lat prowadził autorską rubrykę "Na sygnale", w której opisywał zdarzenia z udziałem służb mundurowych.
Jeśli w okolicy redakcji doszło do wypadku drogowego - Jamro był na miejscu. Jeśli był pożar, Jamro tam był.
Zbierał informacje, a funkcjonariusze służb go szanowali.
"Miał szerokie kontakty, był znany w branży dziennikarskiej, bardzo szybko zdobywał informacje. Jego numer był dostępny, chociażby w zakładce 'Na sygnale' na stronie bielsko.biala.pl, więc często to mieszkańcy i czytelnicy informowali go o zdarzeniach" - relacjonuje "Kronika Beskidzka".
I podkreśla, że Jamro informacje o przebiegu zdarzeń na miejscu pozyskiwał od uczestników, funkcjonariuszy różnych służb, także policjantów.
"Jego obecność na miejscu wypadku miała związek z pracą w charakterze dziennikarza. Zawsze miał przy sobie legitymację dziennikarza i każdy, kto chciał, mógł go zapytać, kim jest i dlaczego go interesuje dane zdarzenie" - zaznacza pismo.
Dziennikarz-podżegacz
9 czerwca 2022 r. Prokuratura Okręgowa w Sosnowcu postawiła Mirosławowi Jamrze zarzuty z art. 18 par. 2 kodeksu karnego w związku z art. 231 par. 2 kodeksu karnego i art. 266 par. 2 kodeksu karnego.
Mówiąc po ludzku: śledczy uznali, że dziennikarz podżegał funkcjonariuszy publicznych do zdradzania mu prawnie chronionych informacji. Liczyli przy tym na jakieś korzyści, niekoniecznie majątkowe.
Innymi słowy, Jamro pytał, a jego rozmówcy udzielali odpowiedzi wykraczających poza dopuszczalny zakres informowania o temacie.
"Mirosławowi J. przedstawiono w tej sprawie dwa zarzuty. Dotyczą one podżegania funkcjonariuszy Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej do dokonania przestępstw przekroczenia uprawnień, tj. ujawnienia osobie nieuprawnionej, czyli Mirosławowi J., informacji stanowiących tajemnicę prawnie chronioną, które funkcjonariusze policji uzyskali w związku z wykonywaniem czynności służbowych, a które to informacje były następnie publikowane na łamach prasy" - przekazał "Kronice Beskidzkiej" rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu Waldemar Łubniewski.
Sam Mirosław Jamro na temat zarzutów i śledztwa wypowiadać się nie może. W rozmowie z "Kroniką Beskidzką" podkreślił jedynie, że nigdy nic nie dawał policjantom w zamian za informacje ani prezentów, ani gadżetów, ani zaproszeń. Nie zmuszał ich też do odpowiadania na pytania.
Rzecznik prokuratury w odpowiedzi na nasze pytania wskazał, że nie może informować o wszystkich szczegółach ze względu na to, że część zgromadzonego przez prokuraturę materiału jest niejawna. Zarazem dodał, że jest przekonany o słuszności postawienia zarzutów, przy czym - jak podkreślił - wyroki wydaje sąd.
Wiercenie dziury w brzuchu
- Sytuacja jest kuriozalna, bo ciężko mi sobie wyobrazić sytuację, w której dziennikarz podżega do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego poprzez udzielenie informacji prawnie chronionej. Ewentualna odpowiedzialność za przekazanie takiej informacji mediom spoczywać powinna wyłącznie na funkcjonariuszach - uważa prof. Mariusz Bidziński.
Tym bardziej, że - jak dodaje prawnik - zadaniem dziennikarza jest "wiercić dziurę w brzuchu" swoim rozmówcom. Czy robi to poprzez zadawanie wnikliwych pytań na miejscu zdarzenia, czy np. po postawieniu butelki alkoholu na stole, przy którym siedzieli funkcjonariusze – to zdaniem Bidzińskiego wtórne.
Istotne – w ocenie profesora - jest to, że informacje, które Mirosław Jamro uzyskiwał, były następnie publikowane w mediach. Jest to więc najlepszy dowód na to, że wykonywał on po prostu swoją pracę.
- Zarzuty dla Mirka Jamro za zbieranie informacji to precedens, jeden z kluczowych dla naszego zawodu. Jeśli można postawić zarzuty dziennikarzowi za pytanie policjantów o okoliczności zdarzeń, to można każdemu dziennikarzowi śledczemu, który przekonuje informatora-funkcjonariusza publicznego, by podzielił się wiedzą - uważa red. Andrzej Andrysiak.
Z kolei Sebastian Kaleta, wiceminister sprawiedliwości, po zaznaczeniu, że nie zna tej konkretnej sprawy, przyznaje, że warto ją wnikliwie wyjaśnić.
- Istotą pracy dziennikarza jest zadawanie pytań i ustalanie przebiegu wydarzeń. Jeśli sytuacja wygląda tak, jak przedstawiono to w "Kronice Beskidzkiej", to sprawa wymaga sprawdzenia zasadności działania prokuratury. Może to zrobić jednostka nadrzędna - wskazuje Kaleta.
Wiceminister podkreśla, że dziennikarz nie jest zobowiązany do sprawdzenia, który z funkcjonariuszy może udzielać informacji i w jakim zakresie.
- Ba, dziennikarz ma prawo pytać o wszelkie kwestie, a zadaniem funkcjonariusza publicznego jest ocena, jakich informacji może on udzielić. W przeciwnym razie doszlibyśmy do absurdu, w którym dziennikarz mógłby usłyszeć zarzuty np. po wysłaniu ogólnikowych pytań do prokuratury tylko z tego względu, że odpowiadający śledczy przekroczyłby swoje kompetencje - zauważa Sebastian Kaleta.
I dodaje, że sprawa ta wygląda niepokojąco, patrząc przez pryzmat prawa do informacji gwarantowanego Konstytucją RP.
- Wierzę, że sosnowiecka prokuratura przedstawi szerzej motywy swojego działania - podsumowuje Kaleta.
Jeżeli prokuratura zdecyduje się skierować akt oskarżenia przeciwko dziennikarzowi, będzie mu groziło do 10 lat pozbawienia wolności.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl