Gazeta rozmawiała z dyrektorami kilkudziesięciu niepublicznych szkół podstawowych w całym kraju. Wszędzie jest tłok, wszystkie robią, co mogą, by przyjąć jak największą liczbę maluchów i zarobić na nich. Otwierają dodatkowe klasy, niektóre dostawiają kontenery mieszkalne, w których będą się odbywały zajęcia. Inne planują rozbudowę dotychczasowych obiektów.
Z raportu głównego inspektora sanitarnego wynika bowiem, że aż 6 tysięcy publicznych szkół podstawowych nie jest gotowych na przyjęcie sześciolatków - zaznacza "DGP". Niektóre z tych placówek nie mają nawet ciepłej wody ani stołówek.