Objawienia prywatne? Katolik nie musi w nie wierzyć [OPINIA]
Kościół w Polsce - w sporej jego części - żyje objawieniami prywatnymi, a Watykan, który wydał właśnie dokument w sprawie ich uznawania, przypomina, że w nawet te uznane przez Kościół katolik wierzyć nie musi - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Polscy katolicy uwielbiają - w swojej ogromnej większości - objawienia prywatne. I to nie tylko te uznane już oficjalnie przez Kościół, ale i te, które nigdy oficjalnej oceny nie przeszły albo które zostały odrzucone przez biskupa miejsca, w którym się rozgrywały (a to on jest instancją, która ma ocenić, czy dane wydarzenie rzeczywiście nosi charakter ponadnaturalny, czy nie).
Jeśli wejdzie się do katolickiej księgarni, sporą część półek zajmują książki o objawieniach prywatnych. Biura pielgrzymkowe organizują setki pielgrzymek do Fatimy, Lourdes czy Medżugorie, a także innych mniej znanych miejsc. W kazaniach (to oczywiście zależy od księdza), obok rozważań na temat Pisma Świętego, pojawiają się odwołania do "Dzienniczka" św. Faustyny Kowalskiej (książka, o czym nieczęsto się pamięta, jest najczęściej tłumaczonym na inne języki polskim tekstem), czy do rozmaitych innych objawień prywatnych. Domniemane (a może lepiej powiedzieć - rzekome, bo często mowa o wizjach, których Kościół nie ocenił lub które ocenił negatywnie) słowa Maryi czy samego Jezusa do wizjonerów są używane jako argument przeciwko decyzjom biskupów czy papieża, na przykład w kwestii komunii świętej na rękę.
Objawienia prywatne czynią pobożność bliską i bywają bezpośrednią odpowiedzią na rozmaite pytania, które rodzą się przed ludźmi wierzącymi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wierni nie są mają obowiązku uznania autentyczności"
I nieczęsto się pamięta, że katolik w ogóle w objawienia prywatne wierzyć nie musi. Wolno mu uznawać św. Faustynę Kowalską i jej objawienia za prawdziwe, ale można też uważać, że - mimo osobistej świętości - Faustyna mistyczką nie była, a jej wizje nie były prawdziwe. Identycznie to samo odnosi się do objawień w Fatimie czy Lourdes, choć one zostały oficjalnie uznane przez Kościół za noszące znamiona nadnaturalności.
A niezwykle mocnym przypomnieniem o tym jest najnowszy dokument Dykasterii Nauki Wiary, dotyczący rozeznawania wydarzeń nadnaturalnych. To właśnie w tym dokumencie znajduje się jasne wskazanie, że katolicy w objawienia prywatne wierzyć nie muszą. Jest bowiem, jak wskazuje prefekt Dykasterii Nauki Wiary kard. Victor Manuel Fernández, przekonaniem Kościoła, że "wierni nie mają obowiązku uznania autentyczności tych wydarzeń".
Zasada ta - jak przypomina prefekt Dykasterii Nauki Wiary - ma zaś zastosowanie nawet do tych objawień maryjnych, które - jak Fatima czy Lourdes - zostały uznane przez Watykan, wizjonerów wyniesiono na ołtarze, a papieże odwoływali się do nich w swoich kazaniach.
"Niedawno, odnosząc się do kwestii Fatimy, ówczesna Kongregacja Nauki Wiary wyjaśniła, że kościelne zatwierdzenie objawienia prywatnego wskazuje, że związane z nim orędzie nie zawiera żadnych treści przeciwnych wierze i obyczajom" - wskazał kardynał Fernández.
Skąd takie podejście? Odpowiedź jest prosta: Kościół od zawsze wyznawał, że wszystko, co jest konieczne do zbawienia, jest wyrażone w objawieniu publicznym, czyli w Piśmie Świętym i Tradycji. Objawienia prywatne nic do tego dodać nie mogą, a jedynym z kryteriów oceny ich prawdziwości jest właśnie to, czy przypadkiem nie zawierają one elementów sprzecznych z tym, czego naucza Kościół.
Czytaj również: Udawał księdza. Chciał "rozgrzeszać niewiasty"
Ostrożne podejście Kościoła
Ostrożność Kościoła jest jednak związana z jeszcze jedną kwestią. Otóż nie jest wcale łatwo odróżnić to, co rzeczywiście jest nadprzyrodzone, od tego, co związane z naszymi zmysłami, co duchowe, a co jedynie emocjonalne.
Neuronauki, ale także psychologia uświadamiają, że niekiedy te same efekty - jeśli chodzi o zjawiskową stronę - można osiągnąć przez psychomanipulację i rzeczywiście głębokie życie duchowe. Ocena, co jest czym i w jakim stopniu oba te elementy - naturalny i nadnaturalny - się na siebie nakładają, wcale nie jest taka prosta, a niekiedy wymaga wielu lat.
I również dlatego w sytuacji, gdy niektóre z najpopularniejszych miejsc pielgrzymkowych związanych z objawieniami prywatnymi wciąż nie są oficjalnie uznane, zdecydowano się na wprowadzenie nowych zasad uznawania objawień prywatnych.
Nowy dokument
Co jest w tym dokumencie fascynujące? Otóż głównie to, że Dykasteria Nauki Wiary, w miejsce uznania nadprzyrodzoności danego objawienia, wprowadza regułę uznania jedynie niesprzeczności z objawieniem i nauczaniem Kościoła. Biskup, zamiast oceniać autentyczność wydarzenia i czy rzeczywiście ma ono charakter objawiony, czy nie, ma jedynie ocenić, czy przekaz, jaki otrzymuje wizjoner - w postaci słów, obrazów czy wydarzeń - jest czy nie jest spójny z nauczaniem Kościoła.
Jeśli jest i jeśli wokół domniemanego nie zachodzą żadne okoliczności negatywne (na przykład robienie wokół niego biznesu lub kwestionowanie autorytetu biskupa), możliwe jest wydanie decyzji określanej mianem "nihili obstat". Co ona oznacza? Odpowiedź jest prosta: "nawet jeśli nie wyraża się pewności co do nadprzyrodzonej autentyczności zjawiska, rozpoznaje się wiele znaków działania Ducha Świętego 'pośród' danego doświadczenia duchowego i przynajmniej do tej pory nie wykryto żadnych szczególnie krytycznych lub ryzykownych aspektów". W takiej sytuacji możliwe jest rozpoczęcie normalnej pracy duszpasterskiej w tym miejscu.
Jeśli biskup uznaje, że choć w miejscu rzekomych objawień dokonują się dobre rzeczy, ale jednocześnie ma jakieś wątpliwości, to w takiej sytuacji może i powinien rozpocząć dialog z wizjonerami i ich opiekunami, tak by albo rozwiać wszelkie wątpliwości i wtedy wydać "nihil obstat", albo wręcz przeciwnie zakazać tam kultu.
Jeśli zaś - i to jest trzecie możliwe rozstrzygnięcie - biskup widzi liczne elementy negatywne w wydarzeniach określanych mianem "objawienia", a jednocześnie jest ono już popularne, to wówczas powinien rozpocząć szukanie alternatywnych metod zaspokojenia potrzeb wiernych odwiedzających dane miejsce i zaprzestać jakiegokolwiek jego promowania. Ostatnie dwa rozstrzygnięcia dotyczą najpierw jasnego zakazu uczestnictwa w wydarzeniach związanych z domniemanym objawieniem i wreszcie uznanie, że nie ma ono charakteru objawionego, a jest wyłącznie elementem manipulacji lub wręcz zaburzeń wizjonera.
Te prawne rozważania skrywają - i to jest prawdziwy przełom - istotną zmianę, bowiem - choć Stolica Apostolska może w wyjątkowych sytuacjach uznać jakieś objawienie za nadnaturalne, to wszystkie inne rozważania skupiają się nie na prawdziwości lub nie objawienia, ale na jego sprzeczności lub nie z nauczaniem Kościoła i dotychczasową doktryną.
To ważna zmiana, bo wyklucza kwestie prawdziwości, a skupia się na użyteczności danego objawienia. Jeśli jest ono istotne dla pobożności, a do tego nie zawiera elementów sprzecznych z nauczaniem Kościoła, można je uznać. Jego uznanie nie oznacza jednak wcale uznania prawdziwości, a jedynie dopuszczenie do praktyki religijnej.
Jasne wnioski dla duszpasterzy i ewangelizatorów
Wnioski z tego nowego prawa powinny być jasne. Kościół wprawdzie przyjmuje możliwość szczególnego, także nadnaturalnego spotkania człowieka z Absolutem, ale jednocześnie ma świadomość, że ocena takich wydarzeń jest niezmiernie trudna, a do tego przypomina, że ostatecznie owe prywatne objawienia, choć mogą być dla jednostek istotne, nie są i nie mogą być źródłem wiary.
Zarówno zatem duszpasterze, jak i ewangelizatorzy powinni bardziej skupić się na analizie i kontemplacji Pisma Świętego, na przypominaniu Tradycji Kościoła, niż na analizie objawień prywatnych. Te bowiem, obok niewątpliwego ożywiania pobożności, mogą ze sobą nieść także niebezpieczne elementy dla wiary. A do tego objawienie prywatne nigdy nie staje się elementem oficjalnego nauczania Kościoła. I o tym w polskim Kościele trzeba nieustannie przypominać.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in.: "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła, jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia"
Czytaj również: Ksiądz udawał seksuologa. Proces dobiegł końca