Obietnice bez pokrycia. Eksperci krytykują pomysły Karola Nawrockiego. "Populizm"

Wypowiedzenie paktu migracyjnego, obniżenie cen energii, skrócenie kolejek do lekarza - Karol Nawrocki sypie obietnicami jak z rękawa. A to w ciągu zaledwie kilku dni kampanii. Popierany przez PiS kandydat na prezydenta nie będzie miał możliwości, by je zrealizować. Ale strategia sztabu jest jasna: przyciągnąć uwagę, wywołać dyskusję, wzbudzić emocje.

Karol Nawrocki sypie obietnicami w kampanii
Karol Nawrocki sypie obietnicami w kampanii
Źródło zdjęć: © PiS | PiS
Michał Wróblewski

- Jak zostanę prezydentem, to jedną z moich pierwszych decyzji będzie jednostronne wypowiedzenie paktu migracyjnego. Bezpieczeństwo Polski i Polaków jest najważniejsze - stwierdził na spotkaniu z wyborcami kandydat PiS na prezydenta. 

I nawet, jeśli intencje ma słuszne, to jako głowa państwa - z powodów formalnych - nie będzie miał takich możliwości. 

- To populistyczna zapowiedź - nie ma wątpliwości politolog, prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.

Ale - jak zaznacza - Nawrocki może trafić w gusta wyborców sprzeciwiających się narzucaniu przez Unię Europejską kwot migrantów poszczególnym krajom. W nieoficjalnych rozmowach przyznają to sami politycy PiS.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wipler uderzył w Nawrockiego. "Jest bezwstydny"

Kolejna zapowiedź kandydata: - Obiecuję, że będę prezydentem Rzeczpospolitej, który skróci kolejki do lekarzy i który specjalnym patronatem obejmie służbę zdrowia.

Znów: to obietnica nie do zrealizowania przez prezydenta. Z powodów obiektywnych - prezydent nie ma żadnych narzędzi, by zmieniać system ochrony zdrowia.

Co więcej, z kolejkami do lekarzy nie poradził sobie żaden rząd w III RP. Do niektórych specjalistów dostęp się wręcz pogarsza.

A mimo to kandydat PiS daje słowo wyborcom, że obietnicę spełni. - Przyjmijcie tę obietnicę. Gdy zostanę prezydentem Rzeczpospolitej, za sprawą centrum obsługi pacjenta wyeliminuję kolejki do szpitali i do przychodni. Będę zdeterminowany w tym, aby pacjentkom i pacjentom umożliwić dobre leczenie i profilaktykę - zapewniał na kampanijnym spotkaniu. 

I ostatnia spektakularna obietnica z ostatnich kilkudziesięciu godzin: niższe rachunki za energię. - Gwarantuję, że w ciągu swoich pierwszych 100 dni od objęcia urzędu prezydenta RP wprowadzę z pełną determinacją plan "Prąd 33 proc.". To będzie oznaczać, że po tych 100 dniach będziecie płacić o 1/3 mniej za rachunki energii elektrycznej - zadeklarował Nawrocki.

Polityczni konkurenci kandydata PiS nie pozostawiają żadnych wątpliwości: to czysty populizm. - Opowieści doktora Nawrockiego pokazują, że nie ma on pojęcia o polityce. Albo jest bezwstydny w opowiadaniu takich kocopołów, albo jego sztabowcy z PiS zwariowali - tak o obietnicach złożonych przez Karola Nawrockiego mówił w programie "Tłit" Wirtualnej Polski poseł Przemysław Wipler.

Polityk Nowej Nadziei Sławomira Mentzena uważa, że "sypanie" tego typu obietnicami "bez pokrycia", "odbiera kandydatowi PiS powagi" (poniżej fragment rozmowy).

Podobnie uważa politolog prof. Rafał Chwedoruk. - Jako społeczeństwo jesteśmy zaszczepieni na obietnice, rzadko które do nas docierają w skali masowej. Interesują nas konkrety, odnoszące się do naszego bytu na co dzień. Ale dotyczy to głównie działań rządu, bo prezydent nie ma narzędzi, by skracać kolejki do lekarzy. Obietnice mogą mieć sens wobec niszowych grup, których los może być zagrożony. No i muszą być realne - podkreśla ekspert.

W przypadku obietnic Karola Nawrockiego tak nie jest.

Prezydent obniży rachunki? Ekspert debunkuje przekaz kandydata PiS

Brak realizmu w składaniu obietnic można pokazać na przykładzie zapowiedzi obniżek cen energii w ciągu 100 dni po tym, jak Karol Nawrocki - jak sam zapowiada - zostanie prezydentem. 

- Zapowiedź pana doktora Nawrockiego zawiera wiele sprzecznych ze sobą elementów - mówi Wirtualnej Polsce Jakub Wiech, redaktor naczelny Energetyka24.pl.

Po pierwsze - jak wylicza - trudno zrozumieć, jak można połączyć pozostawanie przy polskim węglu i obniżanie cen energii. - Węgiel energetyczny, który wydobywają polskie kopalnie jest ekstremalnie drogi - koszt jego wydobycia to ponad 920 złotych za tonę. Dla porównania: węgiel energetyczny kopany w USA wydobywa się po koszcie średnim ok. 160 zł za tonę. Dlatego też węgiel importowany do naszego kraju jest o połowę tańszy od krajowego - tłumaczy Wiech. 

Jak wyjaśnia "polskie kopalnie muszą więc sprzedawać surowiec ze stratą, co widać po ich wynikach". - W ciągu 9 miesięcy 2024 roku strata sektora węglowego sięgnęła 9,2 mld zł, będzie ona łatana z pieniędzy polskich podatników. W tym roku dosypiemy do górnictwa właśnie 9 mld zł, czyli 24 mln zł dziennie. Co więcej, węgiel generuje też dodatkowe koszty na etapie spalania. Chodzi o system handlu uprawnieniami do emisji ETS, który jest istotnym czynnikiem cenotwórczym w polskiej energetyce - mówi ekspert ds. polityki energetycznej.

Polska - ze względu na zapóźnienia w transformacji energetycznej - jest najbardziej obciążona tym mechanizmem. Wynika to z intensywności emisji naszej energetyki, która jest trzykrotnie wyższa od średniej unijnej. Żadne inne państwo UE nie ma takiego problemu z ETS, jak my - podkreśla Jakub Wiech.

Nasz rozmówca przyznaje, iż trudno zrozumieć, jak Karol Nawrocki chce odrzucić Europejski Zielony Ład. - To nie jest jeden dokument, tylko zbiór aktów normatywnych UE, z których żaden nie przewiduje możliwości jednostronnego wypowiedzenia przez państwo członkowskie. Takie odrzucenie za pomocą jednej decyzji mogłoby nastąpić tylko w sytuacji wyjścia z UE, o co jednak nie podejrzewam pana doktora. EZŁ można zmieniać i o tym wspominał też pośrednio kandydat popierany przez PiS - ale to musi dokonać się za pomocą mechanizmów legislacyjnych UE - wyjaśnia Jakub Wiech.

Dziwi się też, że Karol Nawrocki z jednej strony mówi o odrzucaniu EZŁ, a z drugiej chce korzystać z możliwości, jakie daje prawo klimatyczne UE. - Chodzi o pieniądze, jakie trafiają do Polski ze sprzedaży uprawnień do emisji w ramach systemu ETS. W 2023 r. było to 25 mld zł. Te środki jak najbardziej mogą iść na hamowanie wzrostów cen energii, ale trzeba pamiętać, że mamy je dzięki funkcjonowaniu w ramach ETS - mówi naczelny Energetyka24.pl

Zaznacza przy tym, że to bardzo dobrze, iż kandydat popierany przez PiS zwrócił wreszcie uwagę na korzyści płynące z handlu emisjami, ale - zdaniem Wiecha - jest to pośrednio przyznanie, że polityka klimatyczna może dać pewne narzędzia do adaptacji gospodarki do jej wymogów. A ten aspekt jest wciąż za słabo akcentowany i rozumiany w Polsce.

- Można też zauważyć, że jeśli chodzi o obniżanie cen energii o 33 proc., to teoretycznie jest to wykonalne za pomocą decyzji zapadających na poziomie Polski - chodzi o obniżenie opodatkowania, gdyż w tym momencie 50 proc. rachunku za prąd, które dostają gospodarstwa domowe to opłaty i podatki. Jednakże ich obniżenie oznaczałoby mniejsze wpływy do budżetu oraz ograniczenie środków dla spółek energetycznych na ich funkcjonowanie - mówi WP Jakub Wiech.

Obietnice, "paradoks" i "jazda obowiązkowa"

Politolog prof. Rafał Chwedoruk mówi Wirtualnej Polsce, że mimo iż obietnice Karola Nawrockiego nie przystają do rzeczywistości, to kandydat na prezydenta jest zmuszony je składać. - Paradoks polega na tym, że prezes Nawrocki musi składać tego typu obietnice, bo gdyby nie to, to nawet trzon wyborców PiS mógłby się zawahać. Trudno mu znaleźć spójny przekaz, a jednocześnie sprawy, dzięki którym mógłby się odróżnić od innych kandydatów - wskazuje rozmówca WP.

Zwraca uwagę, że "kolejny problem Nawrockiego jest taki, że z żadną tych sfer się nie kojarzy". - Gdyby chciało PiS uderzać w tony socjalne, wystarczyłoby wystawić Beatę Szydło, jeśli chodzi o inwestycje, to pasowałby Mateusz Morawiecki. Bezpieczeństwo - kojarzy się Mariusz Błaszczak. A Karol Nawrocki? Sama polityka historyczna to za mało - mówi prof. Chwedoruk.

Jak ocenia, "Karol Nawrocki może obawiać się obojętności, bo te obietnice są tak zbanalizowane, że nikt specjalnie się nimi nie przejmie". - Te obietnice odnoszą się do konkretnej struktury elektoratu. Mniej zamożne osoby, starsze, wykluczone komunikacyjnie. Dlatego kandydaci PiS muszą dostarczać stymulatory, pokazywać, że pamiętają o swoim elektoracie - wyjaśnia politolog.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (201)