PolitykaNowy zagraniczny zaciąg na Ukrainie. Po co Poroszence zagraniczni doradcy?

Nowy zagraniczny zaciąg na Ukrainie. Po co Poroszence zagraniczni doradcy?

• Prezydent Ukrainy zatrudnia kolejnych doradców z zagranicy
• Poroszence doradzają już m.in. Leszek Balcerowicz, były szef NATO i byli premierzy
• To jak dotąd głównie działania na pokaz - uważa Bogumiła Berdychowska
• Część zagranicznych fachowców odeszła, w proteście przeciwko korupcji na Ukrainie

Nowy zagraniczny zaciąg na Ukrainie. Po co Poroszence zagraniczni doradcy?
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Turczyk
Oskar Górzyński

- On został zatrudniony po to, by wybielić coś, czego wybielić się nie da - tak o Leszku Balcerowiczu, nowym doradcy prezydenta Petro Poroszenki mówi Micheil Saakaszwili. Jak na ironię, Saakaszwili sam był zatrudniony przez Poroszenkę, najpierw jako doradca ds. walki z korupcją, a potem gubernator obwodu odeskiego. Zarówno były wicepremier Polski, jak i były prezydent Gruzji są bowiem częścią niezwykłego i coraz bardziej widocznego zjawiska: obcokrajowców wcielanych do ukraińskiej administracji państwowej.

Ostatnim - i dość spektakularnym - przykładem tego trendu jest Anders Fogh Rasmussen, były premier Danii i były szef NATO, który w sobotę przyjął nominację na doradcę prezydenta Poroszenki ds. bezpieczeństwa i stosunków z Unią Europejską. Jak podkreślił Duńczyk, w swojej roli będzie naciskał na wdrożenie potrzebnych reform, w tym "zwiększonej walki z korupcją" oraz wzmacnianie więzów z UE. Rasmussen uzupełnił w ten sposób nową ekipę polityków z zagranicy pracujących dla ukraińskich władz. W jej skład wchodzą głównie Polacy i Słowacy. Oprócz Balcerowicza są to były szef MSW Jerzy Miller, dziennikarz i były poseł Mirosław Czech, oraz były minister finansów Słowacji Ivan Miklos.

Stanowią oni niejako drugą grupę zagranicznego zaciągu na Ukrainie. Pierwsza, składała się głównie z ekspertów i zasiliła wszystkim rząd Jaceniuka. Ministrem ds. rozwoju gospodarczego został finansista z Litwy Aivaras Abromavicius, ministrem finansów Amerykanka ukraińskiego pochodzenia Natalie Jaresko, a ministrem zdrowia były szef tego resortu w Gruzji, Aleksandre Kwitaszwili.

- A do tego doszła jeszcze cała grupa obcokrajowców na poziomie wiceministrów i niższych, z których najbardziej prominentną była Gruzinka Ekaterina Zguładze, wiceminister spraw wewnętrznych, odpowiedzialna za reformę policji - mówi WP Bogumiła Berdychowska, znawczyni Ukrainy z Forum Polsko-Ukraińskiego. - Jak przekonywali wówczas zwolennicy tego rozwiązania, chodziło o zatrudnienie specjalistów, nieuwikłanych i wolnych od nacisków - dodaje.

Co jednak symptomatyczne, żaden z zagranicznych fachowców nie utrzymał swojej pozycji. Abromavicius odszedł sam w lutym tego roku, tłumacząc, że nie chce być listkiem figowym dla ukrytej korupcji w rządzie. Kwitaszwili niejednokrotnie groził odejściem, wyrażając swoją frustrację na blokowanie ustaw w Radzie. Jaresko, najbardziej chwalona z tej trójki, była faworytem zwolenników reform na objęcie teki premiera po dymisji premiera Jaceniuka, ale zamiast niej szefem rządu został Wołodymyr Hrojsman, zaufany człowiek prezydenta.

- Jaresko nie jest niczyją protegowaną i nie zgodziłaby się na korupcyjne układy z oligarchami. Sama mówiła, ze będzie pracować w rządzie tylko na określonych warunkach, najważniejszym z których jest możliwość robienia reform, a nie bycia twarzą rządu, w którym kwitnie korupcja - powiedziała WP Kateryna Kruk, ukraińska politolog i aktywistka Euromajdanu.

Z tej grupy przy władzy został jedynie Saakaszwili, który jednak też nie szczędzi krytycznych uwag Poroszence i jego administracji, zarzucając im brak rzeczywistej chęci do zwalczania korupcji i wprowadzania reform.

- Zbyt długo Poroszenko był zbyt elastyczny, mówiąc reformatorskim językiem do reformatorów i koncyliacyjnym dla partyjnego betonu - powiedział gubernator Odessy "Guardianowi".

W rządzie Hrojsmana zagranicznych ministrów już nie ma, są jednak nadal na niższych pozycjach. Przybyła również cała wielka grupa doradców z zagranicy. Przed powołaniem grupy przewodzonej przez Balcerowicza, w skład której wchodzili m.in. były premier Szwecji Carl Bildt, premier Słowacji Mikulas Dziurinda, a także były prezydent Aleksander Kwaśniewski. Jaka jest rola tej drugiej fali obcokrajowców?

Jak mówi Berdychowska, co najmniej niejasna. Jako dowód podaje przykład Andersa Fogha Rasmussena, który już raz był wcześniej członkiem grupy doradczej, a teraz został nominowany drugi raz, de facto na to samo stanowisko. W roli doradcy występował także Balcerowicz, który teraz dodatkowo został przedstawicielem prezydenta w rządzie. To stanowisko, którego istnienia - jak podkreśla Berdychowska - nie przewiduje ukraińska konstytucja.

- Tworzy się wirtualne stanowiska i trudno powiedzieć, na ile mają one konkretny sens, a na ile wymyślane są tylko po to, by poprawić międzynarodową opinię prezydenta czy Ukrainy. Skłaniam się ku poglądowi, że przynajmniej jak dotąd są to działania głównie PR-owskie. - mówi Berdychowska. - Wygląda to jak tworzenie "potiomkinowskich wiosek", rzeczywistości i działań, które mogą się spodobać organizacjom i instytucjom międzynarodowym, ale które nie mają realnie dużego wpływu na sytuację Ukrainy. Tym bardziej, że doradcy nie mają jasno sformułowanych zadań, a przedstawiciele poszczególnych grup doradczych sami nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, kto finansuje ich działalność - dodaje.

Sam Balcerowicz tłumaczył w wywiadzie dla "Polski the Times", że nie jest listkiem figowym dla Poroszenki, bo inicjatywa utworzenia grupy doradczej wyszła od niego, a nie ze strony ukraińskiej. Jednak niezależnie od tego, jaka była intencja stojąca za tym ruchem, dobry PR jest Ukrainie potrzebny. Na Zachodzie rośnie zniecierpliwienie i rozczarowanie tempem wprowadzanych reform, a wciąż przeciągają się negocjacje z Międzynarodowym Funduszem Walutowym dotyczące nowej pożyczki MFW dla Ukrainy. Ale być może jeszcze bardziej potrzebne jest to dla wewnętrznej opinii publicznej. Poziom zaufania do niemal wszystkich instytucji państwa jest wręcz dramatyczny, a poparcie dla Poroszenki jest mniejsze niż Janukowycza w połowie 2013 roku.

- Być może zatrudnianie znamienitych polityków i ekspertów z zagranicy jest więc próbą podretuszowania swojego wizerunku wewnątrz kraju. Ale te sondaże pokazują także to, że Ukraińcy są dużo bardziej świadomi i aktywni politycznie i takie retusze im nie wystarczą - podkreśla Berdychowska. Jak dodaje, taka polityka ma też dwie inne wady: blokuje miejsca w polityce młodym i wykształconym Ukraińcom, a także stwarza niebezpieczny precedens na przyszłość.

To szczególnie ważne w kontekście rosnących notowań ugrupowań związanych z poprzednią władzą. Prorosyjski Blok Opozycyjny cieszy się już poparciem 9 proc. Ukraińców, tracąc ledwie 3 punkty procentowe do lidera rankingu, partii Julii Tymoszenko Batkiwszczyny. - Jeśli siły te przejmą władzę na Ukrainie, to co stoi na przeszkodzie, by w takim rządzie były także osoby posiadające paszporty Federacji Rosyjskiej? - podsumowuje ekspertka.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (123)