Nowy Targ. Rektor uczelni podejrzewany o plagiat. To ksiądz
Duchowny Stanisław Gulak z Podhalańskiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu jest oskarżany o nadmierne korzystanie z prac innych osób. - Te informacje są inspirowane przez człowieka, który przestał pracować na uczelni - tłumaczy ksiądz.
30.07.2019 | aktual.: 30.07.2019 09:39
Na Podhalu coraz więcej mówi się o księdzu Stanisławie Gulaku. Wykładowcy miejscowej uczelni oraz dziennikarze otrzymują anonimy, że duchowny popełnił plagiat w swojej pracy habilitacyjnej.
Onet.pl dotarł do publicystki "Tygodnika Podhalańskiego", która analizowała dokumenty i wielokrotnie opisywała już sprawę. - Byłam mocno zaskoczona. Są różnego rodzaju plagiaty. Czasem ktoś bardzo sprytnie korzysta z pracy innych. Robi to na tyle zręcznie, że jest to trudne do wykrycia. Natomiast w tym przypadku zaskoczyła mnie zarówno ilość, jak i długość fragmentów wprost przepisanych z innych prac - powiedziała portalowi Beata Zalot.
Zdaniem dziennikarki, ksiądz nie próbował nawet ukrywać, że duża część jego pracy była przepisana z innych dokumentów. "W pracy są fragmenty pożyczone od innych autorów, których nie ma ani w przypisach, ani w końcowej bibliografii. Dla niepoznaki czasem ksiądz zmieniał na przykład pierwsze słowo akapitu" - czytamy.
Stanisław Gulak wydał już w tej sprawie oświadczenie. "Plagiat to przypisanie sobie cudzego autorstwa. Do wykrywania tego rodzaju praktyk służą znakomite systemy, aprobowane m.in. przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Oświadczam, że wynik konfrontacji wymienionych systemów, ze wskazanymi w artykule pracami naukowymi mojego autorstwa, jest w pełni pomyślny dla ich twórcy" - napisał.
Ksiądz zarzuca dziennikarce Beacie Zalot, że opisując całą sprawę, nie wzięła pod uwagę iż w swojej pracy często przywoływał on poglądy i ustalenia badaczy, którzy także wypowiadali się już na analizowany temat. "W związku z tym przypisywanie mojej osobie metody pracy sprowadzającej się do działań 'kopiuj i wklej' jest całkowicie błędne i nieetyczne. (...) Wskazany artykuł jest przykładem nadużywania pozycji dziennikarskiej z równoczesnym łamaniem prawa prasowego" - ocenił.
Te tłumaczenia nie przekonują jednak pierwszego rektora uczelni profesora Stanisława Hodorowicza. W rozmowie z Onetem ocenia on, że to tak, jakby "wziąć 'Potop', powyjmować z niego fragmenty, złożyć w całość i uzyskać książkę". - "Potopu" nie ma w systemie antyplagiatowym, więc żadne narzędzie w tej chwili tego nie wykryje - stwierdził.
Źródło: podhaleregion.pl, onet.pl