Przeludnione, brudne i zaszczurzone domy
"Wracający z wojny zastawali miasto zaludnione co najmniej dodatkowym milionem kandydatów na Amerykanów. Byli to zwykli obywatele bez znajomości języka angielskiego, żyjący w skrajnej nędzy. Tylko w odosobnionych przypadkach ich przyjazd do Ameryki był miękkim lądowaniem i natychmiastowym spełnieniem marzeń.
Specjalnie przeszkoleni urzędnicy Federalnego Biura do spraw Imigrantów sprawdzali jakość nowo przybyłych. Odsyłano: lunatyków, żebraków, poligamistów, prostytutki i anarchistów. Bez mrugnięcia okiem rozdzielano rodziny" - pisze Winnicka.
Na początku brudne klitki, w których gnieździli się imigranci, były trzy- lub czteropiętrowymi, wąskimi szeregowymi domami jednorodzinnymi, wznoszonymi przy wąziutkich alejach. "Kiedy w połowie XIX wieku statki z Europy zaczęły wypluwać tysiące przybyszy, a miasto zaczęło się dusić z powodu przeludnienia, właściciele podzielili domy na mieszkania.(...) Gdy w 1864 roku pierwsza inspekcja sanitarna sprawdziła warunki, w jakich żyją przyjezdni, relacje były wstrząsające. Przeludnione, brudne, zaszczurzone i ciemne domy i podwórka, do których nie docierało słońce" .
Na zdjęciu: Imigrancka Mulberry Street, 1900 rok.