Skok techniczny jak z F‑16. Marynarka Wojenna dostanie nowe okręty
Marynarka Wojenna otrzyma nowe okręty rozpoznawcze, które pozwolą śledzić działania Rosjan. Będzie to skok techniczny porównywalny z pojawieniem się F-16. Będzie tak pod warunkiem, że MON nie zmieni zdania. Co może stać się w każdej chwili.
05.12.2022 | aktual.: 05.12.2022 22:40
Marynarka Wojenna RP przez lata była traktowana przez polityków po macoszemu. Powiewem nowości stały się niszczyciele min typu Kormoran II. Kolejną szansą miały być programy Orka, Miecznik i Czapla. Jednak decyzje polityczne i wewnętrzne rozgrywki w rządzącej partii najpierw zamknęły drogę dla Orki, następnie program Czapla w zasadzie włączono do Miecznika. Budowano niezwykle potrzebne Kormorany i rozbudowywano flotę holowników.
Wymiana okrętów na nowe powinna być wykonana już kilka lat temu. Trzon sił uderzeniowych stanowią fregaty typu Oliver Hazard Perry, które weszły do służby w 1980 roku.Pozostałe okręty są niewiele młodsze. ORP "Kaszub" wszedł do służby w 1987 roku, a małe okręty rakietowe - w latach 1992-1995.
Tymczasem szef MON Mariusz Błaszczak zapowiada, że program budowy trzech okrętów obrony wybrzeża Miecznik zostanie zrealizowany do 2033 roku. Być może tym razem się uda, bo w 2018 roku program został już przesunięty na 2024 rok. Teraz znów termin dostarczenia się przesunął. Wówczas polskie fregaty będą miały już ponad 50 lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Desperackie decyzje Putina. Ekspert nie ma wątpliwości
Rozwiązaniem pomostowym miały być australijskie fregaty "Adelaide". I o ile prezydent Andrzej Duda był chętny, tak ówczesny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz był zwolennikiem zakupu okrętów podwodnych. Pod jego wpływem premier Mateusz Morawiecki storpedował projekt pozyskania okrętów.
Ta sytuacja doskonale obrazuje, jak wielki bałagan decyzyjny panuje pośród polityków Prawa i Sprawiedliwości. Jeszcze w zeszłym roku planowano, że do 2035 roku zostanie wydanie 60 mld zł na modernizację Marynarki Wojennej. MON informował posłów, że planowane są trzy fregaty, cztery okręty podwodne, w tym dwa używane typu A17 ze Szwecji oraz dwa nowe zamówione w ramach programu Orka z realizacją do 2034 roku. Prócz bojowych do Marynarki Wojennej miały trafić okręty pomocnicze, m.in. rozpoznawcze "Delfin", do 2024 roku ratowniczy Ratownik czy wielozadaniowy okręt wsparcia "Bałtyk". Niektóre z nich już są nieaktualne.
- Mówiąc o potrzebach, trzeba patrzeć przez pryzmat zdolności. Musimy mieć Marynarkę Wojenną zdolną do ochrony naszych obszarów morskich, w tym wyłącznej strefy ekonomicznej oraz wsparcia sojuszników, zwłaszcza państw bałtyckich. W tym celu potrzebujemy przede wszystkim zdolności do monitorowania sytuacji na powierzchni morza, pod jego powierzchnią oraz w przestrzeni powietrznej - mówi dr Michał Piekarski z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Do prowadzenia działań rozpoznawczych są przeznaczone okręty podwodne i nawodne rozpoznania radioelektronicznego. Dziś już wiadomo, że szwedzkich A17 nie będzie, a nowe okręty podwodne może pojawią się za półtorej dekady. Oznacza to, że jeśli chodzi o zdolności rozpoznawcze i monitorowanie ruchu w polskiej strefie odpowiedzialności, to Polsce pozostał leciwy okręt podwodny ORP "Orzeł" i dwa nawodne okręty: ORP "Nawigator" i ORP "Hydrograf". Te dwa ostatnie zostaną w najbliższych latach wymienione w ramach programu Delfin.
Ich wprowadzenie jest o tyle istotne, że Polska ma nikłe zdolności do śledzenia poczynań Rosjan przy granicach z obwodem kaliningradzkim. W zasadzie Rosjanie mogą robić, co im się podoba, tuż przy największych polskich portach i głównej bazie Marynarki Wojennej na Oksywiu. Stąd tak istotne jest pojawianie się okrętów rozpoznawczych i podwodnych, które mogą śledzić poczynania Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej.
Delfin - tajny przez poufny
Zarówno "Nawigator", jak i "Hydrograf" zostały zwodowane w 1975 roku. Marynarka Wojenna planowała, że oba okręty zostaną wycofane z linii do końca drugiej dekady XXI wieku. Dlatego poważną modernizację, połączoną z wymianą niemal wszystkich systemów elektronicznych, przeszedł w latach 2010-2013 jedynie ORP "Nawigator".
Jednak ze względu na to, że program "Delfin" ruszył dopiero w 2016 roku i już na początku zaczął łapać opóźnienia, MON zdecydował się w 2017 roku, że remont i ograniczoną modernizację przejdzie także "Hydrograf". Wówczas wielu specjalistów patrzyło na tę decyzję z obawą, że będzie to kolejne wieczne rozwiązanie pomostowe, jak było w przypadku fregat i okrętów podwodnych. I wiele na to wskazywało.
Wokół programu panowała cisza. Po kolejnych pytaniach posłów i dziennikarzy MON utajniło większość postępowań. A przez częstotliwość zmian decyzji w resorcie nikt niczego nie mógł być pewien. Znaczące, że to spółka Saab jako pierwsza poinformowała o zawarciu umowy ze Skarbem Państwa.
MON w komunikacie poinformował jedynie, że łączna wartość zamówienia na dwa okręty wynosi około 620 mln euro, a dostawy jednostek planowane są na 2027 rok. Można domniemywać, że "Delfin" będzie podobny do "Artemisa", którego budowała państwowa stocznia Nauta. Wykonawcą "Delfina" ma być prywatna stocznia Remontowa Shipbuilding. Zważywszy na perypetie, jakie przeżywali Szwedzi z budową "Artemisa", może to jedynie cieszyć.
Szwedzka droga przez mękę
W 2018 roku Jyrki Kujansuu, wiceprezes Saaba w Polsce i krajach bałtyckich, podkreślał, że budowa tak newralgicznej jednostki wymaga zaufania, precyzji i bliskiej współpracy. Wiceprezes zarządu Stoczni Remontowej Nauta chwalił się, że Szwedzi wybrali stocznie należące do Polskiej Grupy Zbrojeniowej ze względu na renomę w przemyśle stoczniowym. Szwedzi nawet nie wiedzieli, jak się mylili.
Stocznia Remontowa Nauta miała być odpowiedzialna za całość prac przy budowie, zwodowaniu oraz wstępnych próbach morskich platformy szwedzkiej jednostki. Za prace budowlane miała odpowiadać Stocznia Wojenna. Obie należą do Polskiej Grupy Zbrojeniowej, zarządzanej przez polityków PiS.
Kadłub okrętu, który otrzymał nazwę "Artemis", został zwodowany w Stoczni Wojennej 17 kwietnia 2019 roku, następnie został przeholowany do Nauty, gdzie prace stoczniowe w zasadzie zamarły wiosną 2020 roku. Wówczas jedynym, co można było zaobserwować, była zmiana koloru plandeki osłaniającej budowę.
Prace łapały kolejne opóźnienia, aż w końcu Szwedzi odebrali nieukończony kadłub i przeholowali go do własnej stoczni. Choć początkowy plan zakładał, że okręt przejdzie do stoczni Saab w Karlskronie, gdzie miały zostać zamontowane specjalistyczne elementy wyposażenia wywiadu elektronicznego oraz przeprowadzony finalny etap prób morskich przed przekazaniem go użytkownikowi. Tak się nie stało. Wina była po stronie państwowej spółki, która odkąd została upaństwowiona, notowała coraz większe straty.
Zobacz także
Rozsądnie wnioski
W 2014 roku spółka weszła w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Według opublikowanych wyników finansowych strata wynosiła tylko 4,3 mln zł. Wówczas w zarządzie zasiedli nominaci Prawa i Sprawiedliwości. Po czterech latach ich rządów roczna strata wzrosła do 51 mln zł, a wynik finansowy netto zamknął się na minus 57,9 mln zł. Zdecydowano o sprzedaży części majątku i likwidacji zakładów w Gdańsku, dzięki temu udało się zredukować zadłużenie z 208 do 110 milionów zł.
W 2021 roku miała zaległości wobec 639 wierzycieli, którym jest winna 320 mln zł. Nie może zatem dziwić, że tym razem podpisano umowę z prywatną stocznią Remontowa Shipbuilding, która odpowiada m.in. za budowę niszczycieli min typu Kormoran II. Marynarka Wojenna jest niezwykle zadowolona z tej współpracy i chwali sobie proponowane rozwiązania. Stąd budowę niezwykle skomplikowanej jednostki, jaką jest okręt rozpoznania radioelektronicznego, zlecono doświadczonej i solidnej firmie.
Rozpoznanie radioelektroniczne
Okręty tego typu służą do rozpoznania, przechwytywania łączności i sygnatur urządzeń łączności oraz stacji radarowych potencjalnego przeciwnika. W operacjach ofensywnych mogą zakłócać działanie radarów i łączności, ułatwiając przełamanie obrony.
Obecnie polskie okręty rozpoznawcze rotacyjnie prowadzą misje na wodach międzynarodowych w związku z rosyjską inwazją na Ukrainę, śledząc działania Rosjan w obwodzie kaliningradzkim. Jest to niezwykle istotne ze względu na znaczenie regionu dla obronności NATO. Obwód kaliningradzki jest najbardziej zmilitaryzowanym obszarem w Europie. Wiedza o tym, jakie ruchy wykonują Rosjanie, jest niezwykle ważna. Stąd zamówienie nowych okrętów rozpoznawczych jest krokiem w dobrą stronę. Teraz przydałoby się pomyśleć o samolotach rozpoznawczych i okrętach podwodnych.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski