Nowe fakty w sprawie "konserw z ASF". 300 ton mieli zjeść żołnierze
Ponieważ konserw upichconych ze świń pochodzących ze strefy pomoru zwykli konsumenci nie tknęliby palcem, to wojsko dostało specjalne zadanie zjedzenia niechcianej wieprzowiny. Dotarliśmy do nowych dokumentów z afery. 300 ton konserw zamówiło wojsko.
09.07.2018 | aktual.: 09.07.2018 16:17
Zawarte nieoficjalnie porozumienie szefa MON Antoniego Macierewicza i ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela (obaj są już poza rządem) zrzucało problem niesprzedawalnych świń pochodzących ze stref występowania wirusa ASF na wojsko. WP dotarła do nowych dokumentów w aferze. Dowódca zaopatrzenia ustalał jak kupować niechciany w sklepach towar.
Pod koniec 2016 roku 300 ton konserw miała zamówić m.in. 4. Regionalna Bazy Zaopatrzenia we Wrocławiu. Jej komendant w specjalnym piśmie instruował podwładnych jak przygotowywać specyfikację zamówienia na "dostawę konserw mięsnych w ramach ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z występowaniem ASF". Wysterylizowane konserwy miały trafić jako zaopatrzenie do magazynu przy poligonie w Biedrusku (wielkopolskie), gdzie ćwiczą żołnierze wojsk lądowych - dowiaduje się WP. Do czasu publikacji rzecznik prasowy 4. Regionalnej Bazy Logistycznej nie skomentował czy transakcja została zrealizowana.
Oświadczenie pod rygorem odpowiedzialności karnej
Żołnierze mieli nie wiedzieć, co dokładnie jedzą. Wyprodukowane dla wojska puszki miały być opisane jedynie kodem paskowym i nazwą potrawy: np. wieprzowina w sosie własnym, pasztet wieprzowy, golonka wieprzowa. Wysterylizowane konserwy bez reklam producenta miały być umieszczone w nieoznaczonych kartonach, zapakowanych na palety. Komendant zalecał, aby dostawca pod rygorem odpowiedzialności karnej zaświadczył, że dostawa "spełnia wymogi weterynaryjne", mięso pochodzi ze stref występowania ASF, a rolnicy otrzymali za swoje świnie pełną rynkową stawkę.
Ostatnia strona dokumentu i "oświadczenie" to najważniejszy z elementów tajnej umowy. Przypomnijmy, że ministerstwu rolnictwa szkoda było utylizować świnie pochodzące ze strefy pomoru. Dlatego Krzysztof Jurgiel jednym rozporządzeniem ustalił, że surowiec, który dotychczas nie mógł być przetwarzany, nagle stawał się jadalny i bezpieczny. Odwołał przy tym sześć unijnych dyrektyw dotyczących bezpieczeństwa żywności, w tym przepisy o prawie konsumentów do informacji na temat pochodzenia mięsa i producencie.
Dlaczego to zrobił? - Chodzi o to, żeby te świnie, które nadają się do spożycia, a których z powodów propagandowych i psychologicznych, nie chcą kupować konsumenci trafiły do przerobu i odbiorców, którzy mogą z tego skorzystać - tak na posiedzeniu sejmowej komisji rolnictwa tłumaczył zamysł Jan Krzysztof Ardanowski, wówczas jeszcze poseł PiS, obecnie minister rolnictwa.
Stało się jednak inaczej. Jak pisaliśmy, w jednej ze stołówek wojskowych wybuchł bunt. Wiadomo, gdzie trafiają tajne konserwy z ASF. Uczciwy kucharz wygadał
Tajne konserwy ujawnione przez dziennikarzy
Przypomnijmy, że o produkcji konserw z ASF Polacy dowiedzieli się po publikacjach efektów dziennikarskiego śledztwa Wirtualnej Polski i "Gazety Wyborczej". Pomysłodawcą projektu był Krzysztof Jurgiel. W ten sposób polityk likwidował palący problem we własnym okręgu wyborczym. Na Podlasiu ASF dziesiątkuje stada świń. Obowiązkowa utylizacja stad zwierząt, w tym również zdrowych, sprowokowała do narzekań hodowców. Jurgiel pozmieniał przepisy w ten sposób, aby hodowcy mogli otrzymać pełną rynkową stawkę za świnie z rejonów dotkniętych epidemią.
Znalazł się jednak informator z samej branży mięsnej, który wyniósł tajne konserwy z magazynu. Następnie producent, firma Sokołów SA, przyznała się do udziału w projekcie. Podali, że zrobili to "dla dobra własnych dostawców". Spółka zapewnia, że po sterylizacji konserwy są całkowicie bezpieczne dla konsumentów. Podobnie twierdzi Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Jednak wszystko, co dotyczy ilości wyprodukowanych konserw, producentów i przeznaczenia towaru, zostało utajnione.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl