Nowa broń Rosjan. Chcą zmienić bieg wojny
Większość strat, jakie ponoszą obie strony wojny na Ukrainie, pochodzi od ognia artylerii. Rosjanie każdego dnia wystrzeliwują dziesiątki tysięcy pocisków. Dlatego rozwijają nowe typy uzbrojenia artyleryjskiego. Wzorują się przy tym na rozwiązaniach znanych z Zachodu.
Z niemal rocznym opóźnieniem Rosjanie skończyli badania nowej haubicy samobieżnej 2S43 Małwa. Jest to o tyle nietypowa konstrukcja dla Rosjan, że haubica osadzona została na podwoziu kołowym, a nie - jak dotychczas - na opancerzonym gąsienicowym. Tego typu konstrukcje znane są na świecie, jednak dla Rosjan to nowość.
Najbardziej znaną konstrukcją jest francuski CAESAR, który w zasadzie rozpoczął bum na haubice zamontowane na podwoziu ciężarówek. Niektóre z nich, jak polski Kryl, czy ukraińska 2S22 Bohdana nie posiadają wieży, a jedynie samą haubicę. Czeska Morana posiada jeszcze opancerzoną wieżę, która chroni mechanizmy i obsługę. Rosjanie poszli śladem Francuzów i jedynie kabina załogi jest opancerzona.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tego typu rozwiązanie ma zastąpić artylerię ciągnioną, która jednak ma sporo ograniczeń, a przede wszystkim dość długi czas rozstawienia działonu do strzelania, a potem zwinięcia przed zmianą pozycji. Posadzenie haubicy na podwoziu ciężarówki ma ten mankament wyeliminować. Tego typu systemy mają mieć większą szybkostrzelność i możliwość transportu lotniczego, które zyskuje się kosztem opancerzenia.
Ekspresowa budowa
Pierwsze pomysły skonstruowania nowej samobieżnej haubicy pojawiły się niemal dekadę temu. Według Sztabu Generalnego miały one zastąpić holowane haubice i samobieżne 2S1 Goździk. Rozważano dwa rozwiązania – osadzenie wieży z haubicy gąsienicowej albo jedynie samej armaty. Ostatecznie wygrało to drugie rozwiązanie.
Na początku 2019 r. pojawiły się pierwsze rysunki i grafiki komputerowe, pokazujące wygląd nowego pojazdu. Już rok później rozpoczęły się testy fabryczne. Oficjalna prezentacja systemu nastąpiła podczas 6. Międzynarodowego Forum Wojskowo-Technicznego Armia-2020 w Kubince pod koniec sierpnia 2020 r.
Rok później zaczęły się testy państwowe, które miały się skończyć pod koniec 2022 r. Jednak wojna i spowodowane nią sankcje znacznie opóźniły program badawczy, który zakończył się dopiero na początku sierpnia 2023 r. Teraz Rosjanie mają zamiar jak najszybciej wprowadzić haubicę do produkcji. Będzie to o tyle łatwe, że do jej produkcji wykorzystali systemy, które są już na wyposażeniu armii.
Głównym uzbrojeniem została haubica 2A64 kal. 152 mm, która jest produkowana dla samobieżnych haubic 2S19 Msta-S. Ośmiokołowe podwozie zostało opracowane jako ciężki ciągnik artyleryjski i transporter kontenerów na pociski, m.in. dla przeciwlotniczych systemów S-400.
Rosjanie liczą, że pierwsze zestawy pojawią się na froncie już na początku przyszłego roku. Byłoby to nie lada osiągnięcie. Choć za bardzo wyboru nie posiadają. Straty wśród dywizjonów artylerii są znaczne, a nowy sprzęt wręcz niezbędny.
Artyleryjska gra
Dobre przygotowanie brygad artylerii stało się kluczowe dla armii obu stron. Rosjanie początkowo prowadzili precyzyjne uderzenia na cele wojskowe. Jednak kiedy wojna przestała iść po myśli napastników, artylerzyści zaczęli atakować cele powierzchniowe: osiedla, wsie, miasteczka. Po przegranej operacji na Polesiu, Rosjanie wrócili do metod znanych od początku XX wieku, które stosowano podczas obu wojen światowych, a Rosjanie stosują do dziś – silnych przygotowań artyleryjskich, po których rusza natarcie, poprzedzone wałem ogniowym.
Wkrótce może pojawić się kolejny problem. Dotychczas Rosjanie nie musieli obawiać się zbytnio ognia kontrbateryjnego. Ukraińska lufowa artyleria ciągniona miała mniejszy zasięg, a to ona stanowiła większość sprzętu brygadowych grup artylerii i samodzielnych brygad artylerii. Na początku maja 2022 r. na front trafiły pierwsze systemy podarowane przez NATO. Te mają większy zasięg i lepszą amunicję programowalną.
Dlatego Rosjanie mogą przeciwstawić Ukraińcom jedynie ilość. Mówił o tym gen. mjr Iwan Popow. Gdy jego ocena dotarła do opinii publicznej, został odwołany ze stanowiska. Nowy system również nie zmieni sytuacji na froncie. Jest on na podobnym stopniu zaawansowania technicznego co 2S19 Msta-S. Działa na takich samych systemach łączności. Łączności, która u Rosjan nie działa w sposób, który gwarantuje wygranie pojedynku artyleryjskiego.
Czego brakuje Rosjanom?
Sama samobieżna haubica to nie wszystko. Bez odpowiednich "oczu" nie jest ona w stanie wykonywać swoich zadań na odpowiednim poziomie. W walce artyleryjskiej kluczowym jest rozpoznanie, skąd lecą pociski. Służą do tego radary artyleryjskie, które namierzają pociski i na podstawie toru ich lotu obliczają pozycję, z której został wystrzelony. Im większy kaliber pocisku, tym precyzyjniej można określić punkt celowania. Rosyjski system 1Ł219 Zoopark może wykrywać rakiety taktyczne z odległości 40 km, pociski artyleryjskie z odległości 10-12 km.
Mimo, że radar wszedł do linii w 1989 r., to jeszcze siedem lat temu było ich zbyt mało, aby wyposażyć wszystkie dywizjony. Teraz sytuacja jest nieco lepsza. W 2017 r. zaczęły wchodzić do służby zmodernizowane pojazdy. Wedle wywiadu jeden Zoopark przypada na jeden dywizjon. Jednak cóż z tego, że Rosjanie są w stanie wykryć pocisk z odległości 10 km, skoro nie działa kolejny element systemu.
Rosyjscy jeńcy, którzy trafili do niewoli, narzekają na brak odpowiedniej łączności na poziomie działonu artylerii, czy plutonu zmechanizowanego. Żołnierze najczęściej używają cywilnych krótkofalówek, które można kupić w każdym sklepie z elektroniką. O tym również mówił gen. mjr Popow. Nim do baterii dotrą koordynaty celu ten już zdąży zmienić pozycję.
Żeby poprawić swoje zdolności, Rosjanie muszą nie tylko dostarczyć nowe zestawy artyleryjskie, ale przede wszystkim zmienić cały system zarządzania polem walki. A na to się nie zanosi.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski