Polska"Niewyobrażalny koszmar". Kulisy ewakuacji z Kabulu polskich współpracowników

"Niewyobrażalny koszmar". Kulisy ewakuacji z Kabulu polskich współpracowników

Trwa akcja ewakuacyjna rodziny Afgańczyka pracującego na Uniwersytecie Opolskim i grupy byłych studentów z Afganistanu. - Wszyscy są już bezpieczni - mówi WP dr Michał Wanke z opolskiej uczelni. - Brat naszego pracownika został zdzielony kolbą przez taliba, ale to jedyna rodzina z dziećmi, której się udało! - relacjonuje Wanke to, co działo się na lotnisku w Kabulu.

Grupa Afgańczyków, której pomagają pracownicy Uniwersytetu Opolskiego, na lotnisku w Kabulu. W obawie przed zemstą ze strony talibów wobec rodzin uchodźcy chcą zachować anonimowość.
Grupa Afgańczyków, której pomagają pracownicy Uniwersytetu Opolskiego, na lotnisku w Kabulu. W obawie przed zemstą ze strony talibów wobec rodzin uchodźcy chcą zachować anonimowość.
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe Uniwersytetu Opolskiego
Arkadiusz Jastrzębski

Dzięki zaangażowaniu pracowników Uniwersytetu Opolskiego coraz bliżej Polski jest grupa 18 Afgańczyków związanych z uczelnią. Cztery osoby ewakuowano, a pozostali czekają na lotnisku w Kabulu na samolot wojskowy.

Arkadiusz Jastrzębski, Wirtualna Polska: Szczęśliwy finał? Można już tak powiedzieć o działaniach, które zainicjowaliście na rzecz współpracownika i byłych studentów opolskiej uczelni z Afganistanu?

Dr Michał Wanke, Uniwersytet Opolski: Działania zainicjowała szefowa naszego biura międzynarodowego, Halina Palmer-Piestrak, z którą od kilku dni myśleliśmy, co zrobić z rodziną naszego kolegi-Afgańczyka i studentami, którzy w ostatnich latach przyjeżdżali do Opola na wymianę w naszym projekcie. Zupełnie przypadkiem jednego z pracowników naszej partnerskiej uczelni we wtorek ratowały wolontariuszki z Warszawy, które odezwały się do mnie, kiedy dowiedziały się, że Uniwersytet Opolski współpracował z Afganistanem. Okazało się, że dobrze znamy tego człowieka, posłaliśmy odpowiednie dokumenty i zadziałało. Halina Palmer-Priestrak zdecydowała, że w takim razie musi "zadziałać" z rodziną naszego kolegi z biura międzynarodowego i ze studentami.

Kim są osoby, którym pomagaliście, i jak wyglądały ich ostatnie dni?

To rodzina pracownika UO, rodzice, bracia i siostra z małżonkami i dzieciakami oraz kilkoro studentów, w sumie 18 osób. Martwiliśmy się, bo ciągle docierały do nas informacje, że talibowie będą represjonować osoby zaangażowane we współpracę z Zachodem, w edukację - zwłaszcza kobiety.

Studenci wysłali do nas dramatyczne maile, więc podjęliśmy szybkie działania z wolontariuszkami, które już miały wiedzę i odpowiednie kontakty. Ustaliły, jakie dane i dokumenty należy zebrać. Nikogo z nas nie było osobiście w Opolu. W sierpniu uczelnia stoi, ale naszego rektora nie trzeba było przekonywać do tego, że to ważna sprawa - wystosował apel, sprawą zainteresowały się media.

Zobacz też: "Talibowie chodzili i bili ludzi". Relacja z wielkiej ewakuacji z Kabulu

Odetchnęliście, kiedy wasi współpracownicy trafili na listę osób przewidzianych do ewakuacji. Najgorsze czekało ich jednak na lotnisku w Kabulu - tam nie obyło się bez przemocy.

Ten pierwszy etap - biurokratyczny, to tytaniczna praca dyplomatyczna Haliny Palmer-Piestrak i wolontariuszek. Poruszyły niebo i ziemię, polityków, urzędników, dyplomatów, ale to faktycznie był dopiero początek procesu.

Kiedy w piątek było wiadomo, że nasi przyjaciele są na liście i dostali instrukcje od pracowników konsulatu w Nowym Delhi, w Indiach (to oni obsługują Afganistan), gdzie mają się stawić, jakie znaki mają pokazywać z tłumu, jak się kontaktować, wiedzieliśmy, że to jest najtrudniejszy etap. Cały czas byliśmy w kontakcie z naszymi, ale też z wolontariuszami zachodnimi na płycie w Kabulu, z pracownikami konsulatu, z nieformalnymi kontaktami wśród zachodnich żołnierzy na lotnisku.

Te kilkanaście godzin przepychanek, strzałów, podchodzenia przed zamkniętą bramę lotniska, informacji o tym, że widzą zachodnich marines, ale ci ich ignorują, że tam są tysiące ludzi, którzy napierali na bramę… To był dla nich niewyobrażalny koszmar. Brat naszego pracownika został zdzielony kolbą przez taliba i to był moment, kiedy jego rodzice, starsze osoby, zdecydowali się wycofać. Reszta grupy uparcie czekała w pobliżu bramy i w końcu się udało. To był najniebezpieczniejszy dzień przed zasiekami do tej pory, nasza grupa to jedyna rodzina z dziećmi, której się udało!

Materiały prasowe Uniwersytetu Opolskiego

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/5]

Jak wyglądała pomoc ze strony polskich władz?

Na miejscu naszych przejęli polscy komandosi i od tej pory już się nie martwimy. Wcześniej, dzięki różnym kanałom, udało się szybko zamknąć formalności w Polsce. Trzeba powiedzieć, że cały proces ewakuacji jest ewidentnie chaotyczny, to wina szybkiego wyjścia Amerykanów i sojuszników z Afganistanu. W tych warunkach sprawdziły się najlepiej kontakty półformalne, szybkie maile. Bardzo pomógł opolanin, wiceminister MON Marcin Ociepa, a przez media społecznościowe dotarła do nas pani Edyta Tyc z fundacji ICAD, która ma doświadczenie z projektów w Afganistanie. Siłami wolontariuszy bardzo pomogła w organizacji ewakuacji na miejscu. Oczywiście jesteśmy też beneficjentami działań rządu: bez korytarza powietrznego przez Uzbekistan nic nie byłoby możliwe. To super, że Polska wzięła odpowiedzialność za swoich współpracowników w potrzebie, a chaos jest udziałem wszystkich sojuszników w Kabulu i my jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że się udało.

Co dalej teraz z tymi ludźmi? Jak zamierzacie im pomóc?

Do tej pory byliśmy skoncentrowani na ewakuacji. Oczywiście rozmawialiśmy o tym, co dalej, ale wiedząc, że szanse są bardzo niskie, nie podejmowaliśmy żadnych rozmów. Poza tym, jesteśmy na urlopach. W tej chwili część grupy jest już w Uzbekistanie, a część wciąż czeka na wylot z Kabulu - tam sytuacja jest bardzo trudna, kilka armii, dookoła talibowie, na lotnisku tłumy - czekamy.

Po przyjeździe do Polski najpierw czekają ich formalności, kwarantanna - to będzie dla nas czas, żeby wszystko zaplanować. Na pewno nie pozostawimy naszych studentów ani rodziny naszego kolegi z biura bez pomocy. Już w sobotę pisali do mnie koleżanki i koledzy z uczelni, oferując pomoc, a nawet ubrania. Nam oczywiście zależy na sensownym starcie i na pewno będzie to dużo łatwiejsze niż nawigowanie przez komunikator ludzi pod ostrzałem talibów.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
afganistankabulopole
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (443)