Niewolnicy Słowian we wczesnym średniowieczu
Niewolnictwo kojarzy się ze skutymi łańcuchem Murzynami, pokonującymi sawanny Sudanu pod strażą arabskich łowców ludzi. Albo z portugalskimi statkami śmierci, pod pokładami których umierali Afrykanie w drodze na karaibskie plantacje. Nie kojarzy się natomiast z Polską czasów tak świetlanych postaci jak Mieszko I czy Bolesław Chrobry, gdyż w szkołach nie mówi się ani słowa o tym, że niewolnictwo było ważnym elementem gospodarki państwa wczesnopiastowskiego - pisze Artur Szrejter w artykule dla WP.PL.
13.06.2014 14:51
Wszystkie kwestie dotyczące dawnych Słowian znane są nam tylko szczątkowo - na tyle, na ile źródła pisane i odkrycia archeologiczne pozwalają rekonstruować świat naszych przodków. Mimo to wiemy, że niewolnictwo stanowiło istotną część życia społecznego i ekonomicznego słowiańskich plemion z ziem Polski, Czech, Słowacji czy Połabia (obszarów między Odrą a Łabą).
Skąd Słowianie brali niewolników?
We wczesnym średniowieczu (wieki VI-XII) na terytoriach słowiańskich niewolnicy stanowili bardzo poszukiwany "towar", ponieważ w całej Europie istniały nienasycone rynki odbiorcze, poszukujące ubezwłasnowolnionych ludzi do wykonywania prac czy to niebezpiecznych, czy wymagających dużego wysiłku. A że człowiek podczas intensywnej eksploatacji w niewoli szybko ulegał "zużyciu", na jego miejsce od razu potrzebowano kolejnego. W tamtych zaś czasach w naszej części kontynentu - nie bez powodu zwanej "barbarzyńską" - względnie łatwo zdobywano nowy ludzki towar, gdyż wojny oraz wyprawy łupieskie były normalnym elementem codziennej egzystencji Słowian, Bałtów, Skandynawów czy Finów.
Łowcy niewolników zwykle już na miejscu napadu zabijali tych jeńców, którzy nie nadawali się do transportu i sprzedaży, a więc małe dzieci i starców (ówcześnie uznawano za takich ludzi powyżej czterdziestki). Resztę grupowano pod względem płci, wieku, urody, siły. Określano ich przydatność do pracy i wystawiano na targach za kwoty odpowiednie do ich cech (ceniono piękne dziewczyny i silnych mężczyzn) oraz umiejętności (rzemieślnik wart był więcej niż rolnik). Zdobywcy sprzedawali większość brańców, a jedynie małą część zatrzymywali na potrzeby własnych gospodarstw.
Nie wszyscy niewolnicy Słowian pochodzili z wypraw wojennych i łupieskich. W wyniku przekształceń społecznych doby wczesnego średniowiecza wciąż powiększała się liczba ludzi ubogich. Źródła pisane twierdzą, że w okresach głodu najbiedniejsi Słowianie sprzedawali swoje dzieci albo sami oddawali się w niewolę, aby przeżyć. Znane są też przypadki, kiedy dłużnicy stawali się własnością wierzycieli, oraz kiedy schwytanych przestępców oddawano poszkodowanym, aby dowolnie rozporządzali złoczyńcami. Trudno stwierdzić, jak wielu było niewolników takiego pochodzenia, ale zapewne znacznie mniej od brańców wojennych.
Niewolnik - zastrzyk nowych genów
W początkach wczesnego średniowiecza Słowianie tworzyli proste społeczności rodowo-terytorialne, które do sprawnego funkcjonowania nie potrzebowały zbyt wielu niewolników. Podejmowane co jakiś czas wojenki pomiędzy wspólnotami wystarczały, aby zdobyć paru jeńców, wykorzystywanych później do prac gospodarskich, którymi zajmowali się ramię w ramię z wolnymi członkami społeczności. Jak świadczy jedyne źródło wspominające o zjawisku niewolnictwa wśród wczesnych Słowian (Strategikon Pseudo-Maurycego z VII wieku), brańcy wojenni służyli u nowych panów tylko przez jakiś czas (przypuszczalnie kilka lat), po czym dostawali wybór: mogli wrócić do domu, albo pozostać jako pełnoprawni członkowie grupy. Zasada ta dotyczyła jedynie mężczyzn, kobiety porywano bowiem nie tylko po to, aby cieszyły zdobywców swoim ciałem, ale także rodziły im dzieci - naukowcy nazywają takie postępowanie "zwiększeniem puli genetycznej społeczności".
W warunkach rodowo-terytorialnych niewolnictwo było więc elementem tradycyjnej "polityki" rozwoju własnej grupy kosztem sąsiadów. Z tych dawnych czasów zachowały się dwa wyrazy ogólnosłowiańskie dotyczące brańców: otrok i czeladź. Pierwszy znaczył nie tylko "chłopiec, dziecko", ale także "niewolny" - utożsamienie to wzięło się stąd, że tak dzieci, jak jeńcy nie posiadali praw wolnych dorosłych ludzi. Drugie słowo - czeladź, określało cały ród - łącznie z niewolnikami, którzy z czasem stawali się członkami społeczności (dopiero w późnym średniowieczu termin czeladź zaczął oznaczać "służba").
"Starsi" plemienia i ich żywa własność
W okresie od VIII do X wieku wykształciły się u Słowian państwa różnego typu: plemienne rządzone przez wiec wolnych mężczyzn (np. u połabskich Wieletów); wodzowskie, takie jak wczesnopiastowska Polska; nadmorskie republiki kupiecko-pirackie (m.in. organizacje polityczne Wolinian i Szczecinian). W każdym z tych rodzajów państw potrzebowano niewolników, przy czym wykorzystywano ich w nieco odmienny sposób.
Państwa plemienne o tyle zmieniły stary sposób "pożytkowania" jeńców, że ci już rzadko kiedy mieli szansę na przyjęcie do grona wolnej społeczności, poza tym większością brańców dysponowali teraz "starsi" plemienia. Jak się oblicza, rodzina jednego takiego możnowładcy, aby żyć na poziomie odpowiadającym jej statusowi, potrzebowała (oprócz wolnych sług i "klientów" rodu) przynajmniej 2-3 dziesiątki niewolników zajmujących się utrzymaniem gospodarstwa swego pana, jego "dworu". Jeńców posiadali też co znaczniejsi wojownicy, można więc sądzić, że nawet w nieskomplikowanych ustrojowo państwach plemiennych było wielu niewolników.
Mieszko I na obrazie Jana Matejki
Sprzedaż ich "nadwyżek" znajdowała się w rękach możnych, którzy w zamian dostawali od kupców towary luksusowe - dobrej jakości broń, biżuterię, srebrne albo szklane naczynia do picia alkoholu czy luksusową ceramikę stołową.
Niewolnicy w kraju pierwszych Piastów
Słowiańskie państwa wodzowskie (które od XI wieku przekształcały się w monarchie feudalne) opierały się na innym typie stosunków ekonomicznych, określanym przez naukowców "gospodarką państwową". Zgodnie z jej zasadami całe władztwo należało do wodza/księcia, a wszyscy poddani zobowiązani byli wobec niego do świadczeń. Państwo takie potrzebowało wielu niewolników, dlatego uprowadzano mieszkańców wrogich terytoriów, osadzano ich w nowo założonych wsiach lub podgrodziach, po czym zmuszano do pracy na rzecz władcy. Nadzór nad tego typu niewolnymi sprawowali wyłonieni spośród nich samych dziesiętnicy i setnicy. W takich osiedlach wprowadzano specjalizację produkcji na rzecz dworu - mieszkańcy jednych wyrabiali broń, drugich ubrania, trzecich miód, a jeszcze innych hodowali konie dla wojowników z drużyny księcia.
Państwo polskie przez całe wczesne średniowiecze prowadziło politykę osadzania na swoich ziemiach niewolników schwytanych w czasie wojen. Mieszko I, zawierając na początku lat 80. X wieku pokój z królem Ottonem II, oddał mu niemieckich jeńców, których zagarnął w czasie wygranej przez siebie wojny roku 979. Gdzie ci brańcy spędzili poprzednie lata? Zapewne we wsiach państwa piastowskiego, rozlokowani jako niewolnicy-osiedleńcy rolni. Z kolei Kazimierz Odnowiciel, uzgadniając w latach 40. XI wieku roku przymierze z księciem kijowskim Jarosławem Mądrym, podarował mu kilkuset ruskich jeńców, którzy zostali zdobyci przez Bolesława Chrobrego podczas wyprawy na Kijów, czyli spędzili w polskiej niewoli prawie trzydzieści lat. Jeszcze w XII wieku politykę uprowadzania brańców prowadził Bolesław Krzywousty - po zajęciu Pomorza Zachodniego przesiedlił stamtąd na wschodnie krańce swego państwa aż osiem tysięcy rodzin, co dawało od 50 do 70 tysięcy ludzi. Ich zadaniem była nie tylko uprawa roli, ale też ochrona
niespokojnej granicy z Rusią.
Do kiedy w Polsce korzystano z niewolników, skoro jeszcze dwunastowieczne zapisy wymieniają ich w darowiznach władców na rzecz Kościoła? Zjawisko niewolnictwa stopniowo zanikało wraz z przemianami gospodarczo-społecznymi stuleci XII i XIII, kiedy w Polsce, Czechach, na Węgrzech czy Rusi zaczął panować feudalizm w swej dojrzałej formie. Wtedy wolna ludność wiejska została podporządkowana szlachetnie urodzonym i Kościołowi, przekształcając się w warstwę chłopską. "Wcielono" do niej także tych niewolników, których przodków osadzono niegdyś na roli w ramach "gospodarki państwowej". Wprawdzie teraz zyskali teoretyczną wolność, ale niewiele mogli z nią zrobić - podobnie jak inni chłopi stali się ludnością zależną od swych panów.
Kupiecki zmysł piratów i porywaczy
Jeszcze inaczej podchodzono do niewolnictwa w nadmorskich miastach-państwach Słowian Zachodnich. Wprawdzie i tam wielu jeńców osiedlano na okolicznych ziemiach należących do znaczniejszych wiciędzów (kupców-piratów), ale różnica zasadzała się na tym, że kupieckie miasta Słowian nadbałtyckich zdobywały niewolników przede wszystkim po to, aby ich sprzedawać w dużych ilościach. Pomorscy i połabscy kupcy-piraci od VIII wieku wdrażali model ekonomiczny zupełnie inny od "gospodarki państwowej" - nowocześniejszy i elastyczniejszy, który historycy zwą "gospodarkę pararynkową". Opierała się ona na masowym rozprowadzaniu towarów (wyrobów rzemieślniczych, produktów rolnych, niewolników) zarówno na rynkach lokalnych, jak i na wywożeniu ich za granicę dzięki handlowi dalekosiężnemu. Ten rodzaj gospodarki polegał też na zwiększaniu roli srebrnego pieniądza (arabskiego, potem zachodnioeuropejskiego). Jego obrót powoli zastępował nad Bałtykiem archaiczną wymianę towarową, dominującą w słowiańskich państwach plemiennych i
wczesnych monarchiach (także w Polsce) aż do XII wieku. Słowiańscy kupcy-piraci szybko przekonali się, że jednym z najlepiej sprzedających się towarów byli ludzie, dlatego od IX stulecia (ale ze szczególnym nasileniem w wiekach XI-XII) uprowadzali Skandynawów i dostarczali ich na targi swoich miast, lecz również na dalsze rynki. Z obrotu niewolnikami sławne były zwłaszcza ośrodki ludu Obodrzyców nad Zatoką Lubecką - Mechlin, Swarzyn, Stargard, Lubeka - ale także w innych portach Połabia i Pomorza na dużą skalę prowadzono sprzedaż brańców.
Obraz Otto Pilnego z 1930 r. przedstawiający scenę z targu niewolników na Bliskim Wschodzie - jednym z rynków na który trafiali słowiańscy brańcy
Inną formą działalności słowiańskich morskich łupieżców były porwania. Jeńców pochodzących z bogatych rodów trzymano nieraz długie miesiące, czekając, aż rodziny wpłacą za nich wykup. Wódz wiciędzów Misław z Choćkowa (ośrodka kupiecko-pirackiego nad Zalewem Szczecińskim) miał wielu takich brańców, a za syna pewnego znacznego Duńczyka spodziewał się prawdziwie królewskiego okupu. Jednak biskup Otton z Bambergu, który w latach 20. XII wieku przeprowadzał z polecenia Bolesława Krzywoustego chrystianizację Pomorza, "poprosił" Misława o uwolnienie wszystkich uprowadzonych, na co ten - choć z rozpaczą - musiał przystać.
Ile wart był niewolnik?
Słowiańskie prawa zwyczajowe dotyczące niewolników zachowały się tylko w źródłach ruskich, ale zapewne podobne istniały w innych państwach Słowian. Wynika z nich, że właściciel brańca mógł go zabić i nie ponosił za to żadnej kary, a jeśli ktoś zamordował czyjegoś niewolnego, płacił jego panu odszkodowanie jak za uszkodzenie lub kradzież mienia. Działo się tak, gdyż pod względem prawnym brańcy nie byli ludźmi, a rzeczami. Nie zmienił tego nawet Kościół, który wprawdzie uznawał ich za stworzenia posiadające duszę, ale nie zamierzał walczyć z systemem niewolniczym, uznając go za całkowicie naturalny.
Nie zachowały się "cenniki" obowiązujące na wczesnośredniowiecznych słowiańskich targowiskach, ale niektórzy historycy próbowali je "układać" na podstawie danych porównawczych. Według jednego z takich obliczeń w XI wieku silny mężczyzna kosztował około 300 gramów srebra, a ceny dziewcząt zaczynały się od 200 gramów, przy czym za urodziwe niewolnice płacono znacznie więcej. Dla porównania: świnia warta była 30 gramów srebra, wół - 120, a koń - od 300.
W kajdanach na koniec świata
Wiemy już, że dużą część brańców przeznaczano na eksport, nie tylko do państw okolicznych, ale także znacznie dalej. Dla niektórych stacją pośrednią była Praga czeska, w owym czasie kluczowy węzeł handlowy na pograniczu słowiańsko-niemiecko-naddunajskim, a zarazem słynne miejsce handlu ludźmi. Do Pragi i do kilkunastu innych miast słowiańskich oraz niemieckich (takich jak Magdeburg) znanych z pośrednictwa w obrocie niewolnikami przybywali kupcy żydowscy, arabscy, niemieccy, skandynawscy, chorezmijscy, bizantyjscy, rusko-warescy. Wywozili tysiące jeńców, także Słowian, do krain tak egzotycznych, że ówcześni mieszkańcy Europy Środkowej nawet nie wyobrażali sobie ich istnienia.
Artur Szrejter dla Wirtualnej Polski