Niewierzący, w wolnym związku - idealny kandydat PiS?
Moim atutem jest szczerość. Nie ukrywam żadnych "trupów w szafie". Nie kłamię, że jestem praktykującym katolikiem, nie zmyślam, że mamy z Iloną Łepkowską ślub. I uprzedzam - nie zamierzamy dzień przed drugą turą legalizować związku - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Czesław Bielecki, kandydat PiS na prezydenta Warszawy.
WP: Joanna Stanisławska: Czy podziękował pan prof. Jadwidze Staniszkis za to, że lobbowała u Jarosława Kaczyńskiego na rzecz pańskiej kandydatury na prezydenta Warszawy? Po raz pierwszy wystąpiła z tym pomysłem na łamach Wirtualnej Polski w swoim cotygodniowym felietonie, przekonując, że tylko pan ma realną szansę na wygraną z Hanną Gronkiewicz-Waltz.
Czesław Bielecki:Jestem bardzo wdzięczny pani prof. Staniszkis za to, że postanowiła zgłosić moje nazwisko jako dobrego kandydata na prezydenta Warszawy. Przyznaję, że było to dla mnie sporym zaskoczeniem. Oczywiście zadzwoniłem z podziękowaniem, a był to nasz pierwszy kontakt od prawie trzech lat.
WP: Szerokiej opinii publicznej nie jest pan jednak tak znany, jak pańska partnerka, Ilona Łepkowska, zwana królową seriali. Czy sądzi pan, że w krótkim czasie kampanii uda się panu zbudować większą rozpoznawalność?
- Próbuję konsekwentnie budować swoją rozpoznawalność, choć oczywiście najbardziej pomagają w tym media, a do nich dostęp mam taki, na jaki mi pozwolą. Szczęśliwie mamy dziś poza telewizją czy prasą także internet. A oczywiście bardzo cieszy mnie wielka popularność Ilony, widzę często, z jaką sympatią zwykłych ludzi spotyka się na każdym kroku.
WP: Startuje pan jako niezależny kandydat z poparciem Prawa i Sprawiedliwości - partii, która ostatnio sprawia wrażenie, jakby sobie odpuściła wybory samorządowe. Świadczą o tym chociażby wypowiedzi europosła Jacka Kurskiego, który wieszczy klęskę kandydatów PiS. Czy to panu nie podcina skrzydeł?
- Ja mam własne skrzydła.
WP: Również decyzja Jarosława Kaczyńskiego o wyrzuceniu z partii Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Elżbiety Jakubiak może negatywnie wpłynąć na wynik tych wyborów. Kluzik-Rostkowska była przecież wymieniana jako potencjalna kandydatka PiS na prezydenta stolicy. Naprawdę pana to nie martwi?
- Nie zajmuję się wewnętrznymi sprawami Prawa i Sprawiedliwości, nie jestem członkiem tej partii. Startuję w wyborach z przekonaniem, że stolica potrzebuje stabilnych, bezpartyjnych rządów. Permanentna walka polityków bardzo stolicy szkodzi. Jest tyle sierot wśród niezrealizowanych inwestycji warszawskich: niezbudowana obwodnica, bulwar nadwiślański czy plac przed Pałacem Kultury z Centrum sztuki Nowoczesnej - zamierzam im bezpartyjnie ojcować.
WP: Pański światopogląd - deklaruje się pan jako osoba niewierząca - oraz fakt, że pozostaje pan w wolnym związku może zniechęcać konserwatywnych wyborców PiS, z kolei poparcie PiS uwiera młodych wyborców. Jak pan zamierza temu przeciwdziałać?
- Myślę, że najważniejsza jest szczerość. Nie ukrywam żadnych "trupów w szafie" - nie kłamię, że jestem praktykującym katolikiem, nie zmyślam, że mamy z Iloną Łepkowską ślub, tylko szczerze mówimy, jaki charakter ma nasz związek. A co do zdania PiS na temat mojego życia osobistego - zacytuję Marka Suskiego, który powiedział, że partii to nie przeszkadza, a poza tym wolny związek to w Warszawie raczej plus, niż minus. Ale poważnie - sądzę, że moja szczerość to atut, szczególnie dla młodych wyborców. W każdym razie uprzedzam - nie zamierzamy dzień przed drugą turą brać z Iloną ślubu...
WP: Zatrudnił pan swoją partnerkę do pisania wyborczego bloga, czy zamierza pan w inny sposób wykorzystać jeszcze jej popularność?
- Korzystam z rad Ilony w wielu sprawach w kampanii. Wykorzystuję więc jej inteligencję, wiedzę i wielkie wyczucie tego, jak rozmawiać z ludźmi. Udowodniła, że potrafi wspaniale porozumiewać się z masową widownią, jest więc kompetentnym doradcą w tej kwestii. Ale i ona słucha często moich rad.
WP: Dla PiS problemem jest brak poparcia Radia Maryja dla pańskiej kandydatury. Co pan na to?
- Nie jest to problemem dla mnie. W pierwszej turze Radio Maryja wspiera Romualda Szeremietiewa. Zobaczymy, co będzie, gdy dojdzie do drugiej tury.
WP: Wsparcie PiS może pana ograniczyć, związać panu ręce. Czy nie obawia się pan, że podzieli los Kazimierza Marcinkiewicza, który nazywany był malowanym premierem, a potem, kiedy rządził stolicą - malowanym komisarzem?
- Ja się w ogóle niczego nie boję, więc proszę nie zadawać mi takich pytań. Nigdy nie byłem "malowanym" - opozycjonistą, posłem, szefem firmy. Chcę być prezydentem, który chce zrobić to, co deklaruje w kampanii. Sądzę więc, że i bycie "malowanym" prezydentem stolicy na pewno mi nie grozi. Jeśli zostanę wybrany będę prezydentem wykorzystującym swoje prerogatywy i faktycznie rządzącym. Interesuje mnie to, jak sprawić by warszawiacy nie tracili czasu w korkach, by nie czuli goryczy, że stolica kraju - lidera przemian w tej części kontynentu - wygląda jak prowincjonalne Las Vegas. WP: To mocne słowa, które mogą zrazić do pana dumnych warszawiaków.
- Warszawiacy nie mogą być dumni z tego, że ich miasto jest stelażem na reklamy. Polacy są jednym z najchętniej podróżujących narodów Europy. Ci z nich, którzy widzieli Barcelonę, Genewę, Monachium, Paryż czy Londyn, wiedzą, jak na tym tle wygląda nasza stolica. Jeżeli nie dostrzega tego pani prezydent, to znaczy, że podróżuje z zamkniętymi oczami.
WP: Akurat reklamy na ulicach warszawiacy lubią, pod warunkiem, że są estetyczne i uporządkowane. Ta niechęć to mit - wskazują badania.
- Nie jestem aż tak śmiały, żeby wypowiadać się w imieniu wszystkich warszawiaków, ale sięgam do badań i wiem, że są niezadowoleni z chaosu i brudu w mieście, ze źle zorganizowanej komunikacji publicznej i indywidualnej, nie funkcjonującej prawidłowo służby zdrowia, i z tego, że nie mogą zaparkować w centrum, ponieważ nie wybudowano żadnego z obiecanych w poprzedniej kampanii kilkunastu parkingów podziemnych.
WP: Pan chciał przecież być doradcą Hanny Gronkiewicz-Waltz.
- To nieprawda. Jedyne, w czym chciałem doradzać pani Gronkiewicz-Waltz to urbanistyka i architektura, ale ona moich rad nie słuchała. Zostałem przez nią powołany w skład Rady ds. Rozwoju i Architektury. Pani prezydent pojawiła się wyłącznie na spotkaniu inauguracyjnym, a przez następne trzy lata kierowała do nas swojego zastępcę. To jest jej sposób sprawowania urzędu, rządzi przez zastępców, a sama zajmuje się tylko obiecankami i PR-em. Więc, jeśli pani pozwoli, trzymajmy się faktów.
WP: Pan tak bezlitośnie krytykuje panią prezydent, ale warszawiacy mają poczucie, że wreszcie coś się dzieje, stolica to jeden wielki plac budowy. Hanna Gronkiewicz-Waltz cieszy się dużą popularnością, na co wskazują przedwyborcze sondaże. Czy może pan podać przykłady złych decyzji obecnej prezydent?
- Wolę zacząć od dobrych decyzji. Cieszę się, że pani prezydent nie porzuciła planów budowy pierwszego odcinka drugiej nitki metra. Wprawdzie obiecała, że zakończy jego budowę do 2009 r., ale chwalić Boga, udało jej się chociaż rozpocząć prace w 2010 r. Dobrze też, że nie zrezygnowała z idei budowy Centrum Nauki Kopernik. Jeśli chodzi o decyzje złe, to do takich należy zarzucenie budowy obwodnicy śródmiejskiej, którą ja chcę zbudować do 2012 r. Uważam, że jest to możliwe, bo to kosztuje niecały 1 mld zł, a takie pokrycie w budżecie przewidziano na niewykonane projekty inwestycyjne.
Hanna Gronkiewicz-Waltz nie rozpoczęła również budowy placu miejskiego na osi Pałacu Kultury, przewidzianego już w planie przyjętym za prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którego to planu pani prezydent nie zmieniła. Fatalną decyzją było zatrudnienie w ratuszu kolejnych 1200 urzędników, którzy kosztowali nas kilkaset mln zł i stworzyli dodatkowe opory biurokratyczne, co musi owocować korupcją. Wielkim błędem było także to, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zrealizowała nawet jednego przedsięwzięcia publiczno-prywatnego w Warszawie, natomiast podarowała prywatnej firmie ponad pół mld zł na budowę stadionu Legii. Cieszę się, że stadion powstał, ale w tym przedsięwzięciu również miasto powinno odnieść jakieś korzyści.
WP: Ostro protestowali przeciwko temu kibice drugiego stołecznego klubu – Polonii. Oni również zażądali od miasta stadionu.
- I słusznie, bo w myśl logiki przyjętej przez władze miasta, im też stadion się należy.
WP: Uda się do 2012 r. ukończyć budowę pierwszego odcinka drugiej linii metra? Czy metro należałoby rozbudowywać w stronę Woli czy Pragi?
- Nie uda się, niestety, ponieważ zbyt późno rozpoczęto jego budowę w szczególności w kwestii infrastruktury podziemnej i zabezpieczania budynków stojących na trasie metra. Druga linia powinna być przedłużona co najmniej o dwie stacje na Woli, do stacji Koło na przyszłej obwodnicy kolejowej Warszawy, którą można uruchomić na Euro 2012.
WP: Pan jest zwolennikiem partnerstwa prywatno-publicznego. PiS tradycyjnie był nieufny wobec tego rozwiązania.
- Powtarzam - nie jestem członkiem Prawa i Sprawiedliwości i nigdy nie będę. PiS poparł jednak mój program w całości, łącznie z tą istotną ideą.
WP: I myśli pan, że będzie pan miał wolną rękę w realizacji wszystkich swoich zamierzeń?
- Ja nie myślę, ja to wiem. Zgłosiłem już np. projekt Warszawskiego Funduszu Regulacji Własności, który zdejmie roszczenia z wielu gruntów, co stanowiło kolosalną przeszkodę w rozwoju miasta. Bo nie ma możliwości budowy pięknego, rozwijającego się, dostępnego miasta tam, gdzie nie ma ładu własnościowego. To, że prorynkowa partia, która rządziła miastem przez cztery lata nie zdobyła się ani na partnerstwo prywatno-publiczne, ani na uregulowanie własności, jest karygodne. Kupcy warszawscy i restauratorzy mają rację mówiąc, że nasze ulice są naznaczone piętnem prowizorki dlatego, że oni nie mogą kupić lokali.
WP:
Pan rozwiąże ten problem?
- Nie jest sztuką powiedzieć: "moi urzędnicy to zrobią". Sztuką jest znaleźć taki mechanizm, który niezależnie od dobrej woli urzędników będzie funkcjonował i się samofinansował. Ja ten mechanizm proponuję.
WP: A co z plagą ulicznego handlu? Czy wciąż w każdym przejściu podziemnym będą straszyć stragany?
- Uliczny handel trzeba cywilizować, a nie za wszelką cenę wypychać go z centrów miast. Przykład hali paryskich czy Rynku Kleparskiego w Krakowie pokazuje, że mogą to być fantastyczne miejsca. W Warszawie mamy przecież np. legendarny bazar Różyckiego na Pradze. Tymczasem bezmyślnie likwiduje się takie miejsca, by na ich miejscu budować nowe siedziby dla banków. A jedynymi dostępnymi, w miarę estetycznymi przestrzeniami stają się dla nas centra handlowe... WP: W ramach kampanii odwiedził pan bazar "Na dołku" na warszawskim Natolinie. A gdzie pan robi zakupy?
- Kupuję w sklepach, centrach handlowych i na bazarach, bo miasto to możliwość wyboru. Odzież lubię kupować na przecenach w markowych sklepach, a meble - na Pchlim Targu na Kole. Uważam, że to różnorodność buduje tkankę miasta i tworzy animującą energię. Martwi mnie przyzwolenie miasta na budowę kolejnych wielkich centrów handlowych, które tę energię wysysają. Dlatego już w pierwszej połowie kadencji zamierzam stworzyć plan rozwoju, ulic, placów, parków i skwerów Warszawy, tak by było miejsce i dla rowerzystów, i dla niepełnosprawnych, i dla matek z dziećmi i dla osób starszych. To, że Warszawa znalazła się w rankingu jakości życia na przedostatnim 35. miejscu, tuż przed Moskwą, jest kompromitacją dla władz stolicy.
WP: Budowa Trasy Tysiąclecia, która jest elementem obwodnicy śródmiejskiej po praskiej stronie Wisły, oznacza, że pod kilof pójdzie wiele cennych domów i zabytkowa zieleń. Pan jest zwolennikiem takiego rozwiązania?
- To bardzo dziennikarskie pytanie, pozwoli pani, że dam na nie profesjonalną odpowiedź. Już w XIX w., kiedy baron Georges Haussmann wytyczał paryskie bulwary, na miejscu zburzonych budynków powstawała dwa razy większa kubatura. Dzięki temu nie była to inwestycja kosztochłonna, ale ona przynosiła zyski zarówno właścicielom, jak miastu. Jeżeli przy budowie węzłów niekolizyjnych rozważa się wyłącznie ewentualne ubytki, a nie myśli się o uatrakcyjnieniu tych terenów i ich przyszłym rozwoju, to bilans zawsze wychodzi ujemny. To jest przykład na to, jak myślenie księgowego różni się od myślenia menedżera i profesjonalisty.
WP:
Pana ulubiony budynek w Warszawie to...
- Lubię Trakt Królewski i przyległe place i skwery.
WP: Czy to tam lubi pan chodzić na spacery? Ma pan swoją ulubioną kawiarnię, restaurację lub klub?
- Z parków najbardziej lubię Łazienki i zejście Agrykolą. Do klubów nie chadzam, lubię kawiarnie, w których młodzi ludzie spotykają się a często pracują.
WP: Chce pan by Warszawa była "bliżej Wisły", chce pan zagospodarować dziki, praski brzeg, jednak podczas ostatniej powodzi działające tam lokale zostały zalane. Jak temu przeciwdziałać?
- To kwestia inżynierska, sposobu i wysokości ich umieszczenia. Na pewno prawym brzeg Wisły trzeba uporządkować - Port Praski na przykład wygląda dziś tak, jakby wczoraj skończyła się wojna.
WP: Michał Urbaniak, Włodzimierz Nahorny, Michał Lorenc - w pańskim komitecie honorowym sami muzycy, skąd taki wybór? Czy to osobiste przyjaźnie czy wiara w to, że sukces można sobie wygrać i wyśpiewać?
- Gdyby sukces można było wyśpiewać, nie miałbym szans, bo słoń mi nadepnął na ucho (śmiech). A mój komitet honorowy liczy więcej, niż te trzy osoby. Są tam także ludzie pióra, studenci, architekci... Ludzie bardzo różnych zawodów.
WP: A po co Warszawie Muzeum Komunizmu, którego jest pan pomysłodawcą?
- Polska była w awangardzie przemian w Europie. Uważam więc, że mamy prawo i obowiązek upamiętnić w Warszawie, w Pałacu Kultury właśnie pamięć o reżimie, który zniewalał przez pół wieku nie tylko nasz kraj. Właśnie brak takich gestów spowodował, że upadek Muru Berlińskiego stał się symbolem bardziej znaczącym niż to, że demontaż systemu rozpoczęła "Solidarność".
WP: Czy jako prezydent będzie pan dążył do zrealizowania projektu pomnika ofiar smoleńskich, który ogłosił pan na łamach "Rzeczpospolitej"?
- Na pewno nie będę przeszkadzał w budowie pomnika, ale kształt takiego pomnika powinien być przedmiotem debaty.
WP: Lech Kaczyński jako prezydent zakazał Parady Równości, zlikwidował kultowy klub Le Madame. Czy pan również będzie przeciwny podobnym inicjatywom?
- Jako prezydent wyrażałbym zgodę na wszelkie inicjatywy nie będące sprzeczne z Konstytucją czy innymi przepisami prawa, nawet, jeśli by ich charakter nie w pełni zgodny był z moimi prywatnymi poglądami. Na tym polega demokracja.
WP: Jeździł pan już na wózku inwalidzkim, brał udział w Masie Krytycznej - jak jeszcze zaskoczy pan warszawiaków?
- Gdybym pani odpowiedział, nie byłoby już zaskoczenia!
WP: Wewnętrzne sondaże PO mówią ponoć, że dojdzie do drugiej tury. Na jaki wynik pan liczy?
- Chcę wygrać te wybory dla Warszawy i warszawiaków.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska