Niespełnione obietnice wyborcze PiS. Wiesław Dębski: to był tylko lep na lud
Wygląda na to, że wbrew temu, co nam obiecywano, nie będziemy mieli życia mlekiem i miodem usłanego. Cóż bowiem w zamian za socjalne obietnice otrzymaliśmy? Demolkę Trybunału Konstytucyjnego, służby specjalne pozbawione praktycznie kontroli parlamentu, ustawę pozwalającą na inwigilację nas przez internet, blitzkrieg na media. I nocne maratony parlamentarne, w których nie ma dyskusji i ekspertyz - pisze Wiesław Dębski dla Wirtualnej Polski.
16.01.2016 | aktual.: 26.07.2016 13:31
Ciemność widzę, ciemność widzę. Nic nie widzę. Przede wszystkim realizacji obietnic, pełną garścią sypanych w czasie jednej i drugiej kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości. Kiedy dobrzy ludzie przestrzegali: "nie starczy wam na to wszystko kasy", Andrzej Duda (a za nim Beata Szydło) odpowiadał: "Nie słuchajcie, że się w Polsce nie da obniżyć wieku emerytalnego, że się nie da podnieść kwoty wolnej od podatku". I dodawał: "To są bzdury". A tłum w ekstazie skandował: "Andrzej Duda, to się uda". Ładnie brzmiało, prawda? Dzisiaj jednak wiemy już, że to był tylko lep na lud, który - w mniemaniu polityków - wszystko kupi.
Praktyka pokazuje każdego dnia, że "dobra" zmiana ograniczona jest do ideologii i zabezpieczania warunków dla niczym niezakłóconych rządów. Inne sprawy leżą i czekają na lepsze czasy. Nie namawiam do realizacji wszystkich obietnic. Pewien socjolog, z którym robiłem kiedyś wywiad, powiedział, że gdyby wszystkie partie realizowały swoje zapowiedzi wyborcze, to niejeden kraj poszedłby z torbami. Albo znalazł się w ruinie.
Ale nie może być przecież tak, że realizowany jest zupełnie (no, powiedzmy, że w 90 proc.) inny program niż ten zakładany. W takim wypadku bowiem można chyba zapytać, czy wybory parlamentarne 2015 były ważne - przecież ludzie podejmowali decyzję na kogo głosować, opierając się na podsuniętych im, fałszywych przesłankach. Sądzę, że to jest mocniejszy argument do kwestionowania elekcji niż te, które Jarosław Kaczyński (z Leszkiem Millerem pod pachę) przedstawiali, kwestionując wyniki wyborów samorządowych 2014. OK., drodzy Państwo z PiS. Żartowałem. Chociaż... może coś w tym jednak jest.
Spójrzmy więc na krajobraz w czasach bitwy, zaglądając do niebieskiej teczki kandydatki Szydło (w której - teczce - miały być gotowe projekty ustaw na pierwsze 100 dni rządzenia):
- Prawdopodobnie będzie 500 zł na dziecko. Ale kiedy, dla których dzieci i przy jakich kryteriach wciąż jeszcze nie wiadomo. O ile kwestie mediów czy Trybunału Konstytucyjnego partia rządząca załatwiała w trzy dni i dwie noce a prezydent podpisywał tak szybko, że wątpić można, czy się z nimi w ogóle zapoznał, to projekt ustawy 500+ trafił do konsultacji. I utknął tam na długo.
- Obniżenia wieku emerytalnego w tych stu dniach i kilkuset następnych nie będzie, i nie bardzo wiadomo kiedy ministrowie Szałamacha i Morawiecki zdołają przejrzeć państwową kasę tak, by znaleźć niezbędne 40 mld zł. Na początek. Coraz więcej słyszymy zastrzeżeń do tej propozycji, coraz częściej państwo Szydło i Morawiecki mają w tej sprawie odmienne zdanie. A pan prezydent Andrzej Duda choć wysłał własny projekt ustawy do Sejmu, to boi się zapytać, kiedy posłowie zechcą się nim zająć. Przypomnijmy więc, że prezydent już raz skierował ten projekt do Sejmu, żądając jego natychmiastowego uchwalenia (do końca kadencji pozostał wówczas niespełna miesiąc).
- W teczce Szydło miał być też projekt ustawy podwyższającej kwotę wolną od podatku do 8 tys. zł. Wiadomo już, że w tym roku możemy się tylko oblizać, bo - jak powiedział Morawiecki - tego wydatku nie zapisano w budżecie na rok 2016. A później? To się okaże. Ale nawet jeśli kwota wolna zostanie podniesiona, to prawdopodobnie nie o tyle i nie dla wszystkich.
- Pomysł podwyższenia minimalnej stawki godzinowej do 12 zł też nie ma szczęścia. Halo, Wy z gmachu Kancelarii Premiera, pamiętacie jeszcze, że coś takiego nam obiecaliście? Tyle Beata Szydło. Zajrzyjmy jeszcze do przedwyborczej teczki Andrzeja Dudy. Tam znajdziemy kolejne cuda i cudeńka: likwidacja VAT na ubranka dla maluszków, pomoc dla frankowiczów, lekarz i dentysta w każdej szkole.
Sorry, ale dalsze obietnice muszę - z racji braku miejsca - pominąć. Aha, jeszcze coś - powołanie państwowego programu budowy mieszkań dla polskich rodzin. Uff..., tutaj coś się dzieje. W ramach tego programu Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa proponuje likwidację programu "Mieszkanie dla Młodych" (wiadomo, wraży, bo platformiany). W zamian resort "nie wyklucza" przywrócenia odpowiedniej ulgi podatkowej (z której skorzystają oczywiście najbogatsi!).
Wygląda więc na to, że wbrew temu, co nam obiecywano, nie będziemy mieli życia mlekiem i miodem usłanego. Cóż bowiem w zamian za socjalne obietnice otrzymaliśmy? Demolkę Trybunału Konstytucyjnego, służby specjalne pozbawione praktycznie kontroli parlamentu, ustawę pozwalającą na inwigilację nas przez internet, blitzkrieg na media. I nocne maratony parlamentarne, w których nie ma dyskusji i ekspertyz. Pytania wprawdzie można zadać, ale nikt nie ma zamiaru na nie odpowiadać. Karne wojsko prezesa głosuje jak maszynka, nikt nie ma cienia wątpliwości, nawet w komisjach sejmowych. I coś bezcennego: uśmiech prezesa z aprobatą przyglądającego się temu, jak jego posłowie wcielają w życie partyjną taktykę. No, powiedzmy taktyczkę.
Zacząłem ten tekst cytując Maksa z filmu "Seksmisja". Na koniec proponuję więc jeszcze jeden cytat z tego samego źródła: "Nieźleście nas urządziły, siostry!". Ups...
Wiesław Dębski dla Wirtualnej Polski