Niepokój w Mołdawii. Jedni obawiają się Rosjan, drudzy wychwalają Putina
- Jeśli Ukraina upadnie, Rosja nie zatrzyma się na brzegach Dniestru - twierdzi weteran Iurie Cotofan w rozmowie z Deutsche Welle. W Mołdawii rosną obawy wobec zamiarów Rosji. Już teraz wojska Putina stacjonują na ziemiach, które zgodnie z międzynarodowym prawem należą do Mołdawii. Rzeka Dniestr oddziela kraj od separatystycznego terytorium na wschodnim brzegu prorosyjskiego Naddniestrza. Region ten oderwał się od Mołdawii na początku lat 90. To zamrożony postsowiecki konflikt. Rosjanie są na wschodnim brzegu rzeki od trzech dekad w ramach tzw. "misji pokojowej". Reporterzy Deutsche Welle przybyli do Cocieri – mołdawskiej enklawy w regionie Naddniestrza. Mieszkańcy miejscowości są podzieleni. Połowa z nich czuje się zaniedbywana przez mołdawski rząd i woli polegać na wsparciu płynącym z Rosji. Miasteczko jest zaopatrywane w tani rosyjski gaz, co jest błogosławieństwem dla wielu niezamożnych mieszkańców. Wiele osób obawia się jednak dominacji Rosjan. W ciągu kilku lat 1/3 mieszkańców wyjechała stąd. - Czuję się nieswojo w społeczności, która wspiera tylko rosyjski świat. Chciałbym zobaczyć ludzi, którzy myślą inaczej. Tutaj wielu ma rosyjski sposób myślenia. Mam ich dość – deklaruje uczeń Christian Oprea. Mieszkańcy tych terenów są mocno podzieleni. Część chce do Unii Europejskiej, inni mają nadzieję na pomoc Rosji. Wielu obawia się, że wojna w sąsiedniej Ukrainie może dotrzeć i tutaj. Materiał Deutsche Welle.