PolskaNiepełnosprawny miał popełnić zbrodnię doskonałą. "W więzieniu będzie mu lepiej"

Niepełnosprawny miał popełnić zbrodnię doskonałą. "W więzieniu będzie mu lepiej"

Niepełnosprawny miał popełnić zbrodnię doskonałą. "W więzieniu będzie mu lepiej"
Źródło zdjęć: © "Superwizjer" TVN24
22.12.2018 22:05, aktualizacja: 22.12.2018 22:38

Piotr Mikołajczyk został skazany przez sąd na karę 25 lat pozbawienia wolności. Miał popełnić podwójne morderstwo. Jest upośledzony w stopniu lekkim. Mentalnie na poziomie 12-latka. Na jego winę nie ma dowodów, świadków, a także narzędzia zbrodni.

Do zdarzeń doszło w listopadzie 2010 r. we wsi Tłokinia Wielka. Doszło tam do podwójnego morderstwa - 78-latki i jej 44-letniej córki. Sprawca miał zadać ofiarom 21 ciosów siekierą w głowę. Ciała kobiet znalazła córka 44-latki. Winnym zbrodni uznano Piotra Mikołajczyka. Został za to skazany na 25 lat więzienia. W tę wersję wydarzeń nie wierzy m.in. córka i siostra zamordowanych. Historia została przedstawiona przez dziennikarzy "Superwizjera" TVN24.

Niepełnosprawny popełnia zbrodnię bez śladów

Mikołajczyk ma potwierdzone przez lekarzy upośledzenie w stopniu lekkim. Z trudem ukończył gimnazjum, 3 razy powtarzał klasę w podstawówce. Mentalnie jest na poziomie 12-latka. Miał popełnić zbrodnię doskonałą. Na jego winę nie ma dowodów, świadków, a także narzędzia zbrodni. To jednak wystarczyło do jego skazania. Sąd uznał, że mężczyzna dwukrotnie przyznał się do zamordowania kobiet. Takie zeznania mieli jednak na nim wymusić funkcjonariusze.

Wątpliwości zaczęły się już na etapie zabezpieczania dowodów. Policjant nie zabezpieczył miejsca zbrodni. Miało tam wejść wiele osób postronnych, które zadeptały ślady. Córka 44-latki miała zobaczyć swoją matkę w kałuży krwi. Jak dowodził prokurator, następnie (zamiast, jak nakazywałaby logika, rzucić się jej na pomoc) miała zrobić nad nią krok, odstawić zakupy i potem wrócić, aby sprawdzić co się dzieje z kobietą.

Brak dowodów

Zabezpieczono także fragmenty DNA i siekierę, która była narzędziem zabójstwa. Kluczowe dowody potem zniknęły. Mikołajczyk miał utrzymywać kontakty seksualne z 44-latką i regularnie się z nią spotykać, czego miała nie popierać matka kobiety. Doszło do awantury, a następnie do tragedii. Żadna z przesłuchanych osób nigdy tego nie potwierdziła. DNA niepełnosprawnego również nie pasowało do sprawcy zbrodni. Do czasu oskarżenia mężczyzny siostra i córka zmarłych nigdy go nie widziała.

Policjanci na trop Mikołajczyka wpadli przypadkiem, dzięki anonimowemu zgłoszeniu. Miał pracować dorywczo na farmie. Na czarno, za 200 zł miesięcznie, nocując w stodole. Kiedy w mieście zaroiło się od służb pracodawca wywiózł upośledzonego mężczyznę, bo bał się konsekwencji. Myślał, że może mieć z tego tytułu jakieś problemy. Początkowo niepełnosprawny miał zostać przesłuchany jako świadek. 9 miesięcy po tragicznych wydarzeniach. Później zmieniono jego status.

Przyznanie się do winy

Jak sam tłumaczył przyznał się, bo tak doradzili mu policjanci. Kilkukrotnie zmieniał zeznania. Narzędzie zbrodni stało się z młotka siekierą. Miało też zniknąć nie na ciężarówce, której od miesiąca nie było we wsi, tylko w jeziorze. Dodatkowo miał być bity przez funkcjonariuszy. Różnice w zeznaniach, po przerwach w przesłuchaniach, zaczęły do siebie pasować.

Morderstwo miał popełnić w krótkich spodniach, w listopadzie. Takie znaleziono u niego podczas pierwszego przesłuchania, do którego doszło w sierpniu. Rozmowa nie była protokołowana. Mikołajczyk miał też używać rozbudowanych zdań, znacznie przewyższających jego iloraz inteligencji.

Inny podejrzany

W rodzinie zabitych kobiet był z kolei konflikt na tle majątkowym. Początkowo podejrzanym był wnuk 78-latki. Mieszkał na posesji obok i szybko pojawił się na miejscu zbrodni. Pojechał też do szpitala, mimo że nie utrzymywał kontaktu z babcią. Mężczyzna był obok miejsca zbrodni, ale niczego nie słyszał. Zignorowano też założony u niego podsłuch, kiedy swojej matce mówił, że "nic na niego nie mają". Miał też oszukiwać podczas badania wariografem. Sprawy nie zostały jednak powiązane.

Sąd uznał, że to wystarczające do skazania Mikołajczyka. Początkowo miał spędzić w więzieniu całe życie. Apelacja zmniejszyła wyrok do 25 lat więzienia, co podtrzymały kolejne instancje. Wszyscy byli jednomyślni, chociaż jeden z ławników miał mieć wątpliwości. Uznał jednak, że "w więzieniu będzie mu lepiej".

Zobacz także: Andrzej Duda dla WP: lubię Donalda Trumpa

Źródło: "Superwizjer" TVN24

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (420)
Zobacz także