Niemiecki sąd: noworodek wraca do polskich rodziców
• Niemiecki sąd: noworodek odebrany polskim rodzicom ma do nich wrócić
• Urzędnicy Jugendamtu odebrali dziecko matce trzy dni po porodzie
• Mała Lenka wróciła już do domu
• Polskie małżeństwo będzie odwiedzał pracownik socjalny i położna
24.08.2016 | aktual.: 08.06.2018 14:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Niemiecki sąd rodzinny w Kirchheim unter Teck (Badenia-Wirtembergia) nakazał w środę na posiedzeniu niejawnym oddać polskiej matce noworodka zabranego jej na polecenie Jugendamtu na początku sierpnia.
Warunkiem odzyskania dziecka przez matkę jest objęcie trzyipółtygodniowej obecnie dziewczynki opieką pielęgniarki.
- Lenka wróciła o godz. 17 do domu - powiedział mąż kobiety dziennikarzom po rozprawie.
Blisko dwugodzinne posiedzenie sądu było niejawne. Przed podjęciem decyzji sędzią wysłuchał argumentów obu stron - Jugendamtu i rodziców. W posiedzeniu uczestniczył przedstawiciel konsulatu RP w Monachium.
Noworodek został odebrany matce na początku sierpnia przez Jugendamt, czyli urząd do spraw młodzieży. Dziecko zostało zabrane kobiecie zaledwie trzy dni po urodzeniu i umieszczone w rodzinie zastępczej.
Rzecznik Jugendamtu w pobliskim Esslingen pod Stuttgartem Peter Keck tłumaczył, że interwencja urzędu została podyktowana dobrem dziecka, które było w tym przypadku zagrożone.
Z pisma skierowanego przez Jugendamt do sądu wynika, że niemieccy urzędnicy oparli się na opinii ewangelickiego stowarzyszenia ProjuFa doradzającego kobietom w ciąży znajdującym się w trudnej sytuacji. W piśmie mowa jest o unikaniu przez kobietę wizyt u ginekologa, jej trudnej sytuacji finansowej, wynikającej z nieprzemyślanych zakupów na raty. "Mieszkanie jest w złym stanie, w części brudne i zagracone" - czytamy w opinii ProjuFa.
Z pisma wynika ponadto, że Jugendamt podjął decyzję o zabraniu dziecka bez bezpośredniej rozmowy z matką, twierdząc, że zabrakło na to czasu.
W pomoc kobiecie zaangażowało się polskie Ministerstwo Sprawiedliwości oraz Rzecznicy: Praw Dziecka i Praw Obywatelskich.
Matka dziecka zarzucała urzędnikom niemieckim bezprawne działanie. Skarżyła się, że po urodzeniu nie widziała go przez ponad dwa tygodnie. Do widzenia doszło dopiero w zeszłym tygodniu.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro informował w piątek, że jego resort zwrócił się w tej sprawie do niemieckiego ministerstwa. "Podjęliśmy intensywne działania. Zwróciliśmy się do ministerstwa sprawiedliwości Niemiec o zajęcie stanowiska. Domagamy się wyjaśnień i od strony faktycznej, i od strony prawnej. Uważam, że takie zdarzenia nie powinny mieć miejsca. Liczymy na to, że dziecko zostanie oddane" - mówił Ziobro w TVP Info.
Wcześniej informował, że w ministerstwie powstał projekt, który zwiększa uprawnienia ministra i prokuratora generalnego w takich przypadkach. Projekt przygotował zespół, który powstał w MS w lutym.
Do sprawy włączył się również RPO. Biuro RPO zapewniło PAP, że rzecznik prowadzi stały monitoring sytuacji polskich obywateli w Niemczech. Wskazano, że problemy napotykane przez polskich rodziców w Niemczech to: dyskryminacja w powierzaniu opieki nad dziećmi przez niemieckie sądy, brak możliwości porozumiewania się z dziećmi w języku polskim, spotkania rodziców z dzieckiem tylko pod nadzorem urzędników oraz kwestie dotyczące odbierania dzieci przez Jugendamt.
W ubiegłym roku Jugendamty podjęły decyzję o odebraniu rodzicom ponad 40 tys. dzieci, najczęściej ze względu na problemy wychowawcze. Większość interwencji dotyczyła rodzin niemieckich. Oprócz tego urzędy opiekowały się blisko 40 tys. dzieci i nastolatków, którzy przyjechali do Niemiec jako uchodźcy bez rodziców bądź opiekunów.
Działalność niemieckich urzędów jest krytykowana przez część polityków w Polsce oraz polskie media ze względu na kontrowersyjne przypadki odbierania dzieci małżeństwom polsko-niemieckim lub polskim.
Komisja petycji Parlamentu Europejskiego przyjęła kilka lat temu krytyczny raport w sprawie Jugendamtów. Komisja badała skargi rodziców z różnych państw UE, którzy zarzucali Jugendamtom utrudnianie lub wręcz uniemożliwianie im kontaktu z dzieckiem w przypadkach, gdy sąd orzekł dostęp rodzicielski pod nadzorem.
W Polsce głośne były sprawy rozwiedzionych Polaków mieszkających w Niemczech, którzy skarżyli się, że niemieckie instytucje uniemożliwiały im posługiwanie się językiem polskim w czasie nadzorowanych spotkań z dziećmi. Podobne problemy zgłaszali też rodzice z Francji i Włoch.
Jugendamty, czyli urzędy do spraw dzieci i młodzieży, powstały w latach 20. XX wieku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą, zdeprawowaną w wyniku wojny. Po dojściu do władzy w 1933 r. naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego.
Obecnie działalność urzędów do spraw młodzieży, a jest ich ponad 600, znajduje się w gestii niemieckich krajów związkowych (landów). W przypadkach zaniedbania dzieci przez opiekunów lub znęcania się nad nimi, co nierzadko kończy się śmiercią nieletnich, Jugendamty krytykowane są za opieszałość i brak zdecydowania; z drugiej strony zarzuca się im ingerowanie w życie rodzin i naruszanie prywatności. Krytycy zwracają też uwagę na brak skutecznej konroli nad ich działalnością.