Niemiecki historyk: Merkel nie miała związków ze Stasi
W internecie roi się od pogłosek o rzekomej współpracy Angeli Merkel ze Stasi. Tropiciel agentów Hubertus Knabe rozprawia się na łamach FAZ z tymi zarzutami. Jak podaje, nawet przypisywany jej pseudonim "Erika" jest wymysłem.
Hubertus Knabe, do niedawna dyrektor muzeum na terenie byłego więzienia Stasi Hohenschoenhausen w Berlinie, pisze, że na Twitterze codziennie pojawia się kilka nowych wpisów dotyczących rzekomej działalności Angeli Merkel jako TW "Erika". Wpisując takie hasło w Googlach znaleźć można 92 tys. odniesień. Czy jest coś na rzeczy? - pyta autor obszernej analizy opublikowanej we "Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ).
W Urzędzie ds. Materiałów Państwowej Służby Bezpieczeństwa NRD są dokumenty, w których pojawia się nazwisko Merkel, jednak dotychczas nie zostały one udostępnione. Warunkiem udostępnienia teczki osobom trzecim jest fakt tajnej współpracy. Inne dokumenty mogą zostać udostępnione tyko za zgodą osoby, której dotyczą. W urzędzie nie ma dokumentów, w których Merkel występowałaby jako informatorka Stasi - wyciąga wniosek Knabe.
Autor zastrzega, że brak materiałów w chwili obecnej nie musi wcale oznaczać, że nigdy ich tam nie było. W czasie przełomu Stasi zniszczyła część teczek, w tym materiały dotyczące ostatniego premiera NRD Lothara de Maiziere'a.
Tym ważniejsze byłoby zajrzenie do innych dokumentów, gdzie mogłyby się znajdować wskazówki o jej niejawnej działalności. Takie informacje mogły powstać przy próbie jej werbunku w 1978 roku, o czym sama opowiedziała, lub przy okazji podroży do RFN w latach 80. Jednak bez zgody osoby zainteresowanej, czyli Merkel, dostęp do nich jest zamknięty - stwierdza autor.
Skąd się biorą podejrzenia?
Jeżeli nie ma żadnych konkretnych wskazówek, w tym nawet numeru rejestracji, skąd biorą się te wszystkie podejrzenia - zastanawia się Knabe.
Historyk zwraca uwagę na zdjęcie Merkel znalezione przez telewizję WDR w teczce dotyczącej obserwacji enerdowskiego dysydenta Roberta Havemanna. Niechętne Merkel osoby sugerują na tej podstawie, że w okolicach roku 1980 należała ona do grupy młodzieży obserwującej opozycjonistę. Knabe zbija te zarzuty jako nieprawdziwe. Podczas akcji obserwacyjnych, Stasi sporządzała zdjęcia nie współpracowników, lecz osób podejrzanych. Merkel twierdzi, że w okolice domu Havemanna zabrał ją znajomy.
Ojciec odmawia Stasi
Knabe podkreśla, że ojciec Merkel - pastor Horst Kasner brał co prawda udział w rozbijaniu jedności Kościołów Ewangelickich i uczestniczył w sterowanej przez komunistów Chrześcijańskiej Konferencji Pokojowej, jednak - jak wynika z dokumentów - z powodzeniem oparł się próbom zwerbowania go do współpracy.
Faktem jest, że Merkel otoczona była przez informatorów Stasi - co najmniej trzech jej kolegów z instytutu w Akademii Nauk współpracowało z bezpieką. Także po 1989 roku Merkel trafiała na agentów. Tajnym współpracownikiem był szef jej partii Demokratyczny Przełom - Wolfgang Schnur, oraz ostatni premier NRD Lothar de Maiziere - "Czerny". W jego rządzie Merkel była zastępcą rzecznika. Ten, kto otoczony jest przez szpiegów, nie musi sam być informatorem - podkreśla Knabe.
Pretekstem do stawiania Merkel zarzutów o współpracę są jej dwie podróże do RFN w latach 1986 i 1989. Knabe podkreśla, że Merkel nie należała do kręgu osób, na wyjazd których pozwolenie musiało wydawać Stasi. Były to prywatne podróże. Nie wiadomo, czy przed wyjazdem Stasi przeprowadzała rozpoznanie. Może Merkel miała po prostu szczęście? Pierwsza podroż przypada na okres, gdy liczba pozwoleń gwałtownie wzrosła z 139 tys. w 1985 r. do 573 tys. w 1986. Wyjazdy nie są żadnym dowodem na współpracę, podobnie jej pobyty w Czechosłowacji i ZSRR.
Zobacz także
Wpadka na granicy z Polską
Powodem spekulacji są też jej wyjazdy do Polski. Tylko w 1981 roku odwiedziła Polskę trzy razy. Knabe przypomina, że Merkel musiała mieć wizę, gdyż władze NRD po powstaniu Solidarności zlikwidowały ruch bezwizowy. Historyk wyjaśnia, że Merkel nie jeździła do Polski na własną rękę, lecz z szefem komunistycznej młodzieżówki FDJ z jej instytutu, a podróże były organizowane przez biuro podróży Jugendtourist.
Podczas ostatniej podróży Merkel wpadła na granicy z wydawnictwami Solidarności. Zwolennicy teorii spiskowych przypominają, że w takich przypadkach obywatele NRD musieli zwykle liczyć się z poważnymi konsekwencjami, tymczasem Merkel pozwolono na kontynuowanie podróży. W rozmowie z celnikami Merkel tłumaczyła, że nie wiedziała o zakazie przywozu takich materiałów. Zwracała ponadto uwagę, że nie zna polskiego i nie mogła przeczytać zakazanych wydawnictw. O incydencie zawiadomiono natychmiast Stasi, jednak Merkel nie miała z tego powodu żadnych dalszych nieprzyjemności.
Kariera w FDJ - bilety czy marksizm-leninizm?
Knabe odnosi się też do działalności Merkel w FDJ w szkole i podczas studiów w Lipsku oraz w Akademii Nauk, gdzie pracowała po studiach. Pierwsi sekretarze organizacji twierdzą, ze Merkel była sekretarzem do spraw agitacji i propagandy. Odpowiadała też za marksistowsko-leninowskie szkolenia. Merkel zaprzecza i utrzymuje, że była odpowiedzialna za kulturę - rozdzielała bilety do teatru i organizowała odczyty. Nie brzmi to przekonująco - ocenia Knabe. Merkel sprawia wrażenie, jakby chciała pomniejszyć swoje zaangażowanie i wykazać, że nie miało on charakteru politycznego. Można zarzucić Merkel, że jako kanclerz Niemiec nie mówi otwarcie o swojej przeszłości w NRD. Jej pozbawiona znaczenia funkcja w FDJ nie jest jednak dowodem na współpracę ze służbą bezpieczeństwa - podkreśla Knabe.
Za sprawę o większej wadze uważa historyk Knabe próbę werbunku w 1978 roku przy okazji starań o pracę na Uniwersytecie Technicznym w Ilmenau.
Knabe zaznacza, że do takich rozmów nie dochodziło spontanicznie, lecz po gruntownym sprawdzeniu polityczno-ideologicznych i charakterologicznych predyspozycji kandydata. Przy tej okazji kandydatowi zakładano teczkę. Nie wiadomo, czy w przypadku Merkel taka teczka istnieje. Albo Stasi wbrew swojej praktyce nie założyła teczki, albo została ona zniszczona lub też zawiera wyłącznie informacje o niej, a nie od niej.
Skąd się wzięła TW Erika?
Przepisy nie pozwalają na zmuszenie nawet najwyższych przedstawicieli państwa do ujawnienia swojej teczki. Decyzja należy do Merkel – czytamy w FAZ.
Skąd pochodzi pseudonim TW "Erika"? - pyta na zakończenie Knabe. Jak zaznacza, nie istnieją dokumenty Stasi z takim pseudonimem. W internecie można znaleźć wskazówkę, że w jednej z powieści tak nazywa Merkel jeden z byłych kolegów. Rzeczywistość jest jeszcze inna - w powieści "Roberts Reise" nie ma żadnej Eriki, a młoda naukowiec ma na imię Renata. Erika nie jest nawet bohaterką powieści - podsumowuje Knabe.
Jacek Lepiarz
Przeczytaj także: Der Spiegel: Amerykanie kontrolowali z terytorium RFN łączność w całym Bloku Wschodnim
Przeczytaj także: Szef MSW Niemiec: mieszkańcy b. NRD inaczej widzą Rosję niż Zachód