Niemiecka prasa: Angela Merkel i Francois Hollande spotkają się gdzieś pośrodku
Mimo odmiennych poglądów na politykę walki z kryzysem w strefie euro niemiecka kanclerz Angela Merkel i nowy prezydent Francji Francois Hollande będą musieli ostatecznie spotkać się gdzieś pośrodku - pisze niemiecka prasa. Z kolei włoska "La Stampa" pisze zaś o "cyklonie w Paryżu", którego skutki mogą być odczuwalne w Brukseli i Berlinie, przede wszystkim dlatego, że Hollande wyraźnie odcina się od paktu fiskalnego autorstwa kanclerz Merkel.
Dziennik "Sueddeutsche Zeitung" ocenia, że socjalista Hollande może okazać się nawet lepszym partnerem dla chadeckiej polityk Merkel, niż dotychczasowy prezydent Francji Nicolas Sarkozy.
"W czasie francuskiej kampanii wyborczej Angela Merkel unikała Hollande'a i całkowicie postawiła na zwycięstwo Sarkozy'ego. Jednak Sarkozy nie jest wcale tym wzorem Europejczyka, jakiego wychwala się dziś w Berlinie. Zaczął oszczędzać dopiero wtedy, gdy Francja stanęła na krawędzi i bardziej niż silną Europę popierał Europę ojczyzn" - zauważa "SZ".
"Inaczej niż "Merkozy - duet "Merklande" (Merkel i Hollande) odzwierciedlałby konserwatywno-liberalną oraz socjaldemokratyczną Europę. Jako wielka koalicja mogą oni zatroszczyć się o to, by niemiecko-francuskie plany zostały zaakceptowane przez pozostałe państwa. Porozumienie z Hollande'em uchroni niemiecką kanclerz przed tym, że stanie się izolowanym hegemonem w UE. W osobie Hollande'a Merkel będzie mieć partnera, z którym może stawić czoła wyzwaniom europejskim: sanacji państw i rozwojowi modelu socjalnego, który może istnieć w nowym świecie" - ocenia "Sueddeutsche Zeitung".
"Jeśli im obojgu się powiedzie, europejska historia sukcesu będzie toczyć się dalej. Jeśli poniosą porażkę, strach, frustracja i złość obywateli mogą w 2017 roku wprowadzić do Pałacu Elizejskiego narodowych populistów" - ostrzega komentator dziennika.
Jak ocenia "Sueddeutsche Zeitung" po wyborach Francuzów i ich nowego prezydenta czekają trudne zadania. "Muszą sobie powiedzieć: Adieu kampanio wyborcza, bonjour rzeczywistość. A ta rzeczywistość jest gorzka: ich model socjalny nie nadaje się do sfinansowania" - pisze niemiecki dziennik.
"Kraj musi się pożegnać z 35-godzinnym tygodniem pracy i emeryturą od 62. albo nawet 60. roku życia. Ochrona osób starszych przed wypowiedzeniem umowy o pracy będzie musiała zostać złagodzona, aby także młodzi dostali szansę. Trzeba też będzie przekonać związki zawodowe i pracodawców, by uważali się za partnerów a nie za wrogów" - ocenia "SZ". Dodaje, że do tej pory Hollande milczał na ten temat.
Dziennik "Bild" podkreśla, że "od tej chwili Francois Hollande jest najważniejszym mężczyzną w politycznym życiu kanclerz Angeli Merkel". "Razem z socjalistycznym prezydentem musi ona wyprowadzić Europę z głębokiego kryzysu" - pisze.
Dodaje, że przynajmniej na początku Merkel nie będzie mieć łatwo z Hollandem. "W czasie kampanii wyborczej Hollande krytykował popierane przez Merkel plany ratunkowe dla euro, chce raczej wydawać, niż oszczędzać miliardy. I nie wybaczył niemieckiej kanclerz, że chciała wesprzeć w kampanii Sarkozy'ego. Gdy w najbliższych dniach Hollande odwiedzi Berlin, Merkel nie powinna oczekiwać od swego gościa zbyt wiele serdeczności" - dodaje gazeta.
Także internetowy portal tygodnika "Der Spiegel" wskazuje na sprzeczności między niemiecką kanclerz a nowym prezydentem Francji. "On chce programów pobudzania koniunktury, ona chce dyscypliny budżetowej. Jeśli będą rozsądni, to w końcu porozumieją się gdzieś pośrodku - tak, aby oboje zachowali twarz przed swoją opinia publiczną. Nie mogą mieć żadnego interesu we wzajemnej blokadzie" - pisze "Spiegel Online". Dodaje, że Merkel i Hollande będą musieli się porozumieć także ze względu na chaos po wyborach w Grecji.
"Nawet jeśli Europa przed tym ucieka, to wobec polityki oszczędności nie ma alternatywy. Najważniejsi sojusznicy Angeli Merkel, agencje ratingowe, natychmiast i bez litości wymierzyliby karę za nowe ekscesy i długi. Z punktu widzenia Angeli Merkel zwycięstwo Hollande'a nie jest wymarzone, ale jest to zniesienia" - pisze "Spiegel Online".
"Monsieur Normal" może zmienić politykę gospodarczą UE
Według włoskiej prasy wybory prezydenckie we Francji to raczej klęska polityki antykryzysowej Nicolasa Sarkozy'ego, niż zwycięstwo Francois Hollande'a. "Monsieur Normal" tę politykę zmieni - twierdzą komentatorzy na łamach poniedziałkowych gazet.
"La Repubblica" kładzie nacisk na historyczny przełom, jakim jest wejście pierwszego po 17 latach socjalisty do Pałacu Elizejskiego, drugiego - po Francois Mitterrandzie - powojennego prezydenta Francji wywodzącego się z lewicy. Dziennik wyraża opinię, że Hollande może otworzyć nowy rozdział w europejskiej polityce gospodarczej i w relacjach między krajami członkowskimi. "La Repubblica" zwraca również uwagę na to, że chcąc utrzymać tandem francusko-niemiecki przyszły prezydent pragnie zarazem rozwijać relacje z innymi krajami UE i dlatego należy spodziewać się szybkiej wizyty Hollande'a w Rzymie.
"Hollande chce być prezydentem bardziej dostępnym, bardziej w zasięgu ręki, nie lekceważąc jednak funkcji, która wymaga pewnego dostojeństwa. Ma talent, naturalną prostotę" i może też być mniej arogancki, niż poprzednik - ocenia rzymski dziennik. Nowy prezydent "ma większy szacunek dla równowagi władzy (...) rządu, parlamentu, sądownictwa. Nie będzie mu trudno (...) być mniejszym egocentrykiem niż jego poprzednik, ale nie będzie mu łatwo zrównać się z nim pod względem energii".
Na łamach "La Repubblica" zmianę we Francji komentuje również pisarz i publicysta Marek Halter, który ocenia, że Hollande, choć nie jest charyzmatyczny, to otaczają go osoby kompetentne; będzie musiał stawić czoło "tsunami kryzysu". Halter zapowiada też, że prezydentura "Francois II", jak nazywa Hollande'a nawiązując do epoki Mitterranda, będzie bardzo trudna.
"Corriere della Sera" pisze, że dla premiera Mario Montiego priorytetem po wyborach we Francji oraz w Grecji, w której do głosu doszli konserwatyści i ekstremiści, są kontakty z Hollande'em oraz kanclerz Angelą Merkel; wszystko po to, by realizować cel, który jest dla niego najważniejszy: europejską politykę na rzecz wzrostu gospodarczego.
Największy włoski dziennik pisze o "pełnych kontrastów" sygnałach po wyborach we Francji i Grecji. "Pokazują one, że w Unii Europejskiej istnieje partia opozycji stworzona przez szeroki wachlarz ruchów zbyt różnych, by mogły maszerować razem, ale wystarczająco licznych, by utrudnić życie temu, kto w najbliższych latach będzie miał zadanie rządzenia krajem" - podsumowuje "Corriere della Sera".
Zdaniem komentatora mediolańskiego dziennika zwycięzca wyborów nad Sekwaną to "normalny przywódca w wyjątkowych czasach".
"Wybierając człowieka normalnego, kandydata rezerwowego, przywódcę bez charyzmy Francja chciała przede wszystkim zamknąć rozczarowującą epokę Sarkozy'ego" i "zaufać kandydatowi, który na pierwszym planie umieścił sprawiedliwość społeczną i stanie na straży modelu praw i służb, tworzących kościec społeczeństwa francuskiego" - zauważa "Corriere della Sera". Według publicysty jest to także "wybór pod znakiem obrony, przeciwko Europie wyrzeczeń bez sprawiedliwości, rygoru bez wzrostu".
"To zwycięstwo spokojne, w ramach projektu, którego celem jest uspokojenie społeczeństwa strapionego i rozdartego" - ocenia włoski publicysta.
Turyńska "La Stampa" pisze zaś o "cyklonie w Paryżu", którego skutki mogą być odczuwalne w Brukseli i Berlinie, przede wszystkim dlatego, że Hollande wyraźnie odcina się od paktu fiskalnego autorstwa kanclerz Merkel.
Belgijska prasa: UE trochę bardziej na lewo
Unia Europejska trochę bardziej na lewo - pisze o zwycięstwie w wyborach prezydenckich we Francji socjaldemokraty Francois Hollande'a belgijski dziennik "La Libre Belgique". Podkreśla, że ta wygrana może oznaczać zmiany dla zdominowanej przez prawicę Europy.
"Lewica europejska z niecierpliwością czekała na zwycięstwo francuskiego socjalisty" - pisze "La Libre Belgique", analizując możliwy wpływ zwycięstwa Hollande'a na rozwój "czerwonej fali" w Europie. Gazeta przypomina, że obecnych socjalistów rządzących w krajach UE można policzyć na palcach jednej ręki, a i tak w większości sprawują władze w koalicjach z prawicą; są to premierzy Belgii, Austrii, Danii i Słowacji.
Sam Hollande, jak przypomina dziennik, obiecywał w kampanii, że liczy na efekt domina. "Jeżeli nasz ruch rośnie we Francji, będzie to nieodwracalne w całej Europie, najpierw w Niemczech, a następnie we Włoszech i innych krajach" - przewidywał.
Według cytowanego przez gazetę ekonomisty z Uniwersytetu ULB w Brukseli Bruno Liebhaberga "te wybory stanowią przełom, bo Europa potrzebuje ściślejszej koordynacji polityk gospodarczych". Tymczasem Hollande, dodaje ekonomista, jest "spadkobiercą Jacques'a Delorsa", byłego socjaldemokratycznego szefa Komisji Europejskiej, który zdecydowane pchnął integrację europejską do przodu.
Socjolog Marc Jacquemain z uniwersytetu w Liege uważa, że zwycięstwo Hollande'a może doprowadzić do zmiany stosunku sił w Europie, między zwolennikami "fiskalnej ortodoksji za wszelką cenę", której uosobieniem był duet "Merkozy" (kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Nicolas Nicolasa) a tymi, którzy chcą wzmocnić wymiar polityczny w Europie w celu przywrócenia wzrostu gospodarczego.
Zdaniem "La Libre Belgique" wpływ zwycięstwa Hollande'a na inne państwa UE będzie jednak ograniczony, "bo inne kraje, by wspomnieć tylko o Wielkiej Brytanii i Polsce, są zakorzenione na prawicy, a w innych, jak Hiszpania, Portugalia i Grecja, rządy socjalistów zostały zmiecione przez kryzys zadłużenia". W Niemczech poparcie dla SPD rośnie, ale wciąż jest mniejsze niż to udzielane chrześcijańskim demokratom z CDU.
Inna belgijska gazeta "Le Soir" też pisze o "przełomowym" zwycięstwie Hollande'a, ale ostrzega: "nie wszytko wygrane, prawdziwa praca dopiero się zaczyna". I przewiduje, że Hollande'owi nie będzie łatwo wprowadzić obiecanych zmian "wobec skrajnej prawicy i populizmu". Także rynki finansowe będą od poniedziałku oceniać każdą decyzję nowego prezydenta i "karać wszystko, co będzie wbrew oszczędnościom i obecnej fiskalnej ortodoksji".