Niemiecka jazda w trybunale. Ziobro wstrzymuje oddech
Czy niemiecki sędzia jest niezależny od polityków? Zdaniem części orzekających w Niemczech - nie. W efekcie, jak twierdzą, obywatele przegrywają starcia z korporacjami, w których udziały ma tamtejszy rząd.
Trybunał Sprawiedliwości UE lada moment powinien zająć się sędziowską niezależnością. Tym razem w Niemczech. Wyrok może wywrócić do góry nogami model sądownictwa u naszych zachodnich sąsiadów. Ku uciesze części tamtejszych orzekających, którzy utyskują, że jest u nich gorzej niż w Polsce. "Niemiecka" sprawa będzie zresztą głośna również u nas i bez względu na rozstrzygnięcie zostanie wykorzystana politycznie.
Dużo dymu
18 września 2015 r. Tego dnia wybuchła motoryzacyjna bomba. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska podała, że koncern Volkswagen AG instalował latami w silnikach diesla TDI, montowanych w autach marek VW, Skoda, Audi, SEAT i Porsche, oprogramowanie pozwalające na manipulowanie wynikami pomiarów emisji spalin.
Aktywowało się ono podczas laboratoryjnych testów – dzięki temu pojazd spełniał normy ustawy o czystym powietrzu (Clean Air Act). Tymczasem podczas zwykłej jazdy limity te były przekroczone, np. w przypadku tlenku azotu aż 40-krotnie.
Nabywcy samochodów nie mieli świadomości, że kupują samochody o realnie innych parametrach, niż było to reklamowane. Jak później obliczono, kłopot był globalny i dotyczył ok. 11 milionów aut.
Sprawę, gdy wyszła na jaw, nazywanej dieselgate bądź volkswagengate, a prezes niemieckiego giganta samochodowego podał się do dymisji. Zawieszonych zostało trzech kluczowych dyrektorów. Równocześnie firma zapowiedziała przeznaczenie ponad 7 miliardów dolarów na naprawy.
Niektórym klientom to nie wystarczało. Wielu postanowiło pozwać producenta o odszkodowanie za wprowadzenie w błąd.
Sąd kontra Niemcy
Najwięcej spraw pojawiło się w Niemczech.
I część sędziów uważa, że to sytuacja kłopotliwa. Bo udziały w motoryzacyjnym molochu ma rząd Dolnej Saksonii, czyli w zasadzie niemieckie państwo. W efekcie sędzia, orzekając na korzyść jednej lub drugiej strony, orzeka w praktyce za lub przeciwko niemieckiemu państwu.
A - jak twierdzą niektórzy orzekający - model sądownictwa jest tak zbudowany, że sędziemu nie opłaca się orzec przeciwko własnemu państwu.
"Państwo ma znaczny udział w pozwanej [grupie Volkswagen - red.]. Ze względu na interesy polityki gospodarczej i rynku pracy związane z niemieckim przemysłem samochodowym, zwłaszcza w czasach pandemii, a także z uwagi na samą liczbę postępowań presja wywierana na sądy jest wyjątkowo duża" - wskazał niemiecki sąd krajowy w Erfurcie.
Stanowisko to znajduje się we wniosku o wydanie orzeczenia przez Trybunał Sprawiedliwości UE. Sąd w Erfurcie chce, aby TSUE rozstrzygnął, czy w ogóle niemieckie sądy można traktować za niezawisłe i bezstronne. I czy powinny one zajmować się sprawami globalnego koncernu, dopóki nie zostanie zreformowane tamtejsze prawo.
Polityczny nacisk
Stanowisko sądu w Erfurcie to kolejne, w którym niemieccy sędziowie narzekają na strukturę tamtejszego wymiaru sprawiedliwości. Podobnie twierdził m.in. Verwaltungsgericht Wiesbaden, czyli sąd administracyjny w Wiesbaden.
Sądy te zwracają uwagę, że ciężko mówić o całkowitej niezależności, gdy wymiar sprawiedliwości podporządkowany jest politykom. W efekcie niemieckie przepisy konstytucyjne - w ocenie sądów w Erfurcie i Wiesbaden - nie spełniają unijnych wymogów.
"Przepisy [niemieckie - red.] przewidują tylko funkcjonalną niezawisłość sędziowską w podstawowym obszarze działalności sądowniczej, niezawisłość osobistą. Nie jest to jednak wystarczające do ochrony przed wszelkimi wpływami zewnętrznymi. Instytucjonalna niezawisłość sądów, która jest również niezbędna do tego celu, nie jest bowiem w żaden sposób zagwarantowana" - uznaje sąd w Erfurcie.
I zwraca uwagę, że w całych Niemczech organizacja i administracja sądów znajduje się w rękach władzy wykonawczej, która nadzoruje sądy i kieruje nimi pod względem personalnym i materialnym. Ministerstwa sprawiedliwości poszczególnych landów decydują o stanowiskach i liczbie sędziów w danym sądzie, a także o materialnym wyposażeniu sądów. W ten sposób można docenić tych, których orzecznictwo podoba się bardziej, oraz okazać swoje niezadowolenie tym, którzy nie realizują politycznego zapotrzebowania.
Ponadto sędziowie są mianowani i awansowani przez ministrów sprawiedliwości.
Oceną zwykłych sędziów zaś zajmują się prezesi sądów, którzy - zdaniem erfurckiego sądu - są elementem władzy wykonawczej. Pełnią bowiem rolę strażników - zajmują się weryfikowaniem tego, czy polecenia polityków są właściwie w sądach realizowane.
Sędzia erfurckiego sądu, który ma najwięcej wątpliwości co do niezależności sędziowskiej w Niemczech, zwraca uwagę, że sam pełnił quasi-polityczne funkcje. Był bowiem dwukrotnie oddelegowany do pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości Turyngii (land, którego stolicą jest Erfurt) oraz raz do Kancelarii Stanu w Turyngii.
"Dla Niemiec i Turyngii charakterystyczne są ponadto liczne formalne i nieformalne związki oraz osobiste współzależności pomiędzy władzą sądowniczą i wykonawczą (...) Nierzadko zdarza się również, że dochodzi do wielokrotnych zmian stanowisk pomiędzy ministerstwami i sądami, a nawet pomiędzy statusem sędziego i urzędnika" - czytamy we wniosku złożonym do Trybunału Sprawiedliwości UE.
W efekcie, w ocenie części niemieckich sędziów, niektórzy orzekający mają kłopot z rozumieniem swoich ról. Raz bowiem mają być niezależnymi sędziami, by potem pełnić role urzędnicze i bezpośrednio podlegać politykom. Niektórzy też, mając perspektywę pracy urzędniczej, nie chcą się swoimi orzeczeniami narazić politykom.
Zdaniem sądu w Erfurcie otwiera to przed władzą wykonawczą możliwość wywierania niedopuszczalnego wpływu na władzę sądowniczą. Obejmuje to również wpływy pośrednie, sugestie i oddziaływanie psychologiczne. Istnieje bowiem realne niebezpieczeństwo "nagradzania" lub "karania" za podejmowanie określonych decyzji.
Prawomyślność orzecznicza
Jaki to ma związek z Volkswagenem i dieselgate? Zdaniem niektórych sędziów to właśnie ta sprawa skupia patologie niemieckiego wymiaru sprawiedliwości niczym w soczewce. Mamy bowiem firmę, która jest tak duża, jak duże są Niemcy. Koncern znany na całym świecie i jednoznacznie utożsamiany z Niemcami i niemiecką solidnością.
Sprawy, w których korporacja ta przegrywa, są więc bolesne dla całego państwa. Nie tylko finansowo, lecz także wizerunkowo.
Dostrzega to zresztą sądownicza wierchuszka w Niemczech. 9 kwietnia 2020 r. prezes OberlandesgerichtDresden, czyli wyższego sądu krajowego w Dreźnie, wystosował pismo do wszystkich prezesów niemieckich sądów wyższych instancji. Zasugerował w nim odraczanie postępowań dotyczących silników diesla.
Wskazał także, iż negatywnie ocenia szanse konsumentów na zwrot pełnej ceny zakupu auta bez odliczeń za używanie pojazdu. Mówiąc wprost - prezes istotnego sądu zajął stanowisko jednoznacznie korzystne dla koncernu samochodowego, zaś niekorzystne dla konsumentów. I rozesłał je na tyle szeroko, na ile się dało. Zapoznali się z nim niemal wszyscy sędziowie, którzy rozstrzygają sprawy obywateli przeciwko koncernowi.
Formalnie takie stanowisko żadnego niemieckiego orzekającego nie wiąże. Zdaniem sądu w Erfurcie istotą jest jednak to, by każdy orzekający wiedział, jak ma myśleć. Jeśli będzie myślał inaczej, może pożegnać się z szansami na awans, wyższe wynagrodzenie, większy prestiż.
"Sądy cywilne często orzekają w postępowaniach, w których uczestniczy własny kraj związkowy lub Republika Federalna Niemiec. Dotyczy to na przykład dużych projektów budowlanych lub odpowiedzialności państwa. W takich przypadkach wątpliwe jest, czy sądy, ze względu na ich zależność instytucjonalną od władzy wykonawczej będącej stroną lub uczestnikiem sporu, mają wymagany status neutralnej osoby trzeciej" – zauważa erfurcki sąd.
To wszystko powoduje, że – zdaniem sądu – organy unijne powinny wymusić na niemieckim ustawodawcy zmianę prawa. Powinno nastąpić rozluźnienie relacji między wymiarem sprawiedliwości a władzą polityczną. Tylko wtedy prawa konsumentów byłyby właściwie chronione.
Wniosek sądu w Erfurcie do Trybunału Sprawiedliwości UE wpłynął 24 czerwca 2020 r. Średni czas rozpoznania sprawy w trybunale wynosi 15,5 miesiąca. Oznacza to, że lada moment powinno zapaść orzeczenie. Choć nie brakuje głosów, że nie zapadnie, a wniosek trafi do trybunalskiej zamrażarki. Nie wyznaczono bowiem jeszcze terminu ogłoszenia wyroku, nie ma też opinii rzecznika generalnego trybunału, która jest formą porady dla składu orzekającego.
Niemcy a sprawa polska
Niemiecka sprawa w trybunale, z wniosku erfurckiego sądu, jest bardzo istotna dla polskiego wymiaru sprawiedliwości oraz narracji politycznej.
Jeśli by bowiem zapadł wyrok, że niemieckie przepisy są w porządku, a niezawisłość sędziowska niezagrożona – rodzimi politycy, z Mateuszem Morawieckim i Zbigniewem Ziobrą na czele, będą mogli mówić o podwójnych standardach unijnego trybunału.
Kwestionowane przez erfurcki sąd rozwiązania to bowiem to, co trybunałowi nie podobało się w odniesieniu do Polski (przy czym do konstrukcji polskiego wymiaru sprawiedliwości formułowano o wiele więcej zastrzeżeń).
Wyrok, z którego wynikałoby, że powoływanie sędziów przez polityków, bieżący nadzór administracyjny władzy wykonawczej nad sądami czy delegowanie sędziów do urzędów i ministerstw jest dopuszczalne w świetle prawa unijnego, stałby się podstawą do utrzymania takiego systemu w Polsce. Ba, niewykluczone, że na bazie tego orzeczenia przygotowana zostałaby zapowiadana reforma wymiaru sprawiedliwości.
Jeśli z kolei zapadnie wyrok, w którym Trybunał Sprawiedliwości UE dostrzeże nieprawidłowości u naszych zachodnich sąsiadów, również powstanie polityczna narracja Zbigniewa Ziobry. Tyle że sprowadzająca się do tego, że w Niemczech jest jeszcze gorzej niż w Polsce i że dostrzegł to nawet upolityczniony (zdaniem Ziobry) Trybunał Sprawiedliwości UE.
Zbigniew Ziobro często porównuje organizację rodzimego wymiaru sprawiedliwości do ustroju niemieckiego. Wskazuje, że u naszych zachodnich sąsiadów politycy wybierają sędziów i nikomu to nie przeszkadza.
Krytycy tej tezy zwracają z kolei uwagę na różnicę w podejściu do wymiaru sprawiedliwości przez polityków niemieckich i polskich. Ci niemieccy - jak wskazują krytycy podejścia Ziobry - nie działają w celu przejęcia władzy sądowniczej przez wykonawczą.
Tak czy inaczej, wiele wskazuje na to, że niemiecka sprawa – niezależnie od rozstrzygnięcia – posłuży do ataków bądź na unijny trybunał, bądź na Niemców. A jeden erfurcki sąd wywoła więcej zamieszania w Warszawie niż w Berlinie.