Niemcy walczą z terroryzmem
Trzy tygodnie po zamachu w Berlinie, ministrowie spraw wewnętrznych i zagranicznych Thomas de Maiziere i Heiko Maas, przedstawili nowe propozycje zaostrzenia prawa w walce z terroryzmem.
10.01.2017 | aktual.: 10.01.2017 19:13
Po spotkaniu z Massem, Maiziere powiedział: "uzgodniliśmy propozycje, które zwiększą bezpieczeństwo obywateli i obywatelek Niemiec, nie ograniczając nadmiernie ich praw do wolności".
Natomiast Mass oświadczył: "zdolne do obrony państwo prawa jest najlepszą odpowiedzią na czyny i nienawiść terrorystów. W opartej na wolności demokracji nie istnieje całkowita ochrona przed terrorystycznymi zamachami. Musimy jednak uczynić wszystko co tylko możliwe, by przypadek (Anisa) Amriego nie powtórzył się w Niemczech".
De Maiziere należy do partii kanclerz Angeli Merkel, CDU. Natomiast Maas jest socjaldemokratą. Obie partie tworzą koalicyjny rząd. I do tej pory różniły się właśnie w podejściu do kwestii bezpieczeństwa. Jednak pod wpływem grudniowego zamachu uzgodniono wspólny pakiet ustaw. Na jesieni w Niemczech mają się odbyć wybory parlamentarne. W tym kontekście zagrożenie terrorystyczne będzie najpewniej najważniejszym tematem w kampanii wyborczej do Bundestagu.
Zaproponowane zmiany mówią o tym, że imigranci podejrzani o terroryzm mogą być przetrzymywani w areszcie do czasu deportacji do kraju pochodzenia, ale ma to trwać nie dłużej niż 18 miesięcy. Natomiast osoby podejrzane, bądź uznane za zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju mają być objęte dozorem elektronicznym. A uchodźcy podający fałszywe informacje o swojej tożsamości zostaną zobowiązani do przebywania w wyznaczonym miejscu, bez prawa do swobodnego przemieszczania po kraju.
Ponadto ministrowie zapowiedzieli, że Niemcy będą naciskać na kraje, z których pochodzą imigranci, a którym odmówiono azylu, na jak najszybsze przyjmowanie swoich obywateli.
Zmiany prawa są reakcją na tragiczne doświadczenia ze sprawą Amriego. Terrorysta pochodzenia tunezyjskiego otrzymał nakaz opuszczenia Niemiec, jednak nie mógł być deportowany, ponieważ nie posiadał dokumentu tożsamości, z którego wydaniem zwlekały władze Tunezji. Odpowiednie dokumenty nadeszły dopiero po zamachu. Amri przebywał wcześniej w areszcie, został jednak z niego wypuszczony. I dzięki kontaktom z przedstawicielami radykalnego odłamu islamu, salafitami - mimo podejrzeń o przygotowywanie zamachu - poruszał się po Niemczech swobodnie.
W poniedziałek kanclerz Angela Merkel zapowiedziała, że rząd będzie konsekwentny i nie ograniczy się do słownych deklaracji. "Straszny zamach na Breitscheidplatz jest dla nas wskazówką, by działać szybko i skutecznie". I dodała, że jej celem jest zachowanie wolności - bezpieczeństwa w wolności.
Niemieckie służby szacują, że na terenie wszystkich landów przebywa łącznie 548 osób stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa. Z tego 62 islamistów ma obowiązek opuszczenia Niemiec, lecz nadal nie opuściło granic kraju.
Tunezyjczyk Anis Amri 19 grudnia 2016 roku porwał ciężarówkę i po zastrzeleniu polskiego kierowcy Łukasza Urbana wjechał nią w zgromadzony na berlińskim jarmarku bożonarodzeniowym tłum. W wyniku zamachu zginęło 12 osób, a ponad 50 zostało rannych. Terrorystę, który zbiegł z miejsca przestępstwa, zastrzelili cztery dni później w Mediolanie włoscy policjanci.