Niemcy się cieszą, że upada rząd. "Dobra wiadomość"
Komentatorzy uważają, że od dawna pogrążony w kryzysie koalicyjnym rząd Olafa Scholza nie miał przed sobą żadnych perspektyw, a jego upadek jest szansą na nowy początek. Czy nowym kanclerzem będzie Friedrich Merz?
"Koniec koalicji jest dobrą wiadomością dla Niemiec. Kolejny rok tego rządu nie byłby dobry dla kraju. (…) Samozwańczy sojusz postępu stał się ciężarem: rządzący okazywali sobie wzajemnie pogardę, wielu Niemców odwróciło się od nich, a gospodarka weszła w stan recesji, także z powodu nieobliczalnej sytuacji" – pisze Nicolas Richter w "Sueddeutsche Zeitung". Na wiosnę odbędą się przyspieszone wybory
Autor wyjaśnił, że koalicja rozpadła się z powodu istniejącego od samego początku sporu między partiami lewicowymi – SPD i Zielonymi, a stojącą znacznie bardziej na prawo FDP. Zwolnienie przez kanclerza Olafa Scholza ministra finansów Christiana Lindnera było tego "logiczną konsekwencją".
Zdaniem Richtera, Lindner zmusił szefa rządu do takiej decyzji, postępując coraz bardziej egoistycznie. "W kręgu trzech szefów partii tworzących koalicję nikt nie kwestionował tak agresywnie (jak Lindner) wcześniejszych ustaleń. Będąc szefem najmniejszej partii, domagał się, aby wszystkie pozostałe partie zasadniczo się zmieniły. Z jego punktu widzenia było to nawet zrozumiałe. Żadnej innej partii uczestnictwo w koalicji nie zaszkodziło tak bardzo jak FDP" – czytamy w "SZ".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skutki wyników wyborów w USA. "Będzie to inna Ameryka, zmieni się polityka"
Richter uważa, że przyspieszone wybory stwarzają szansę na "nowy rząd ze świeżą ekipą" bez nagromadzonych animozji. Autor zastrzegł, że nie należy spodziewać się cudów. Jeśli zwyciężą partie chadeckie CDU/CSU, to będą musiały rządzić z SPD i Zielonymi, co oznacza ponowne konflikty, tym razem między Zielonymi a bawarską CSU. Jeżeli i ten rząd upadnie, grozi zdobycie większości przez populistów – ostrzegł komentator "Sueddeutsche Zeitung".
"Trzęsienie ziemi w Berlinie"
"W dniu oznaczającego trzęsienie ziemi zwycięstwa Trumpa, ziemia zatrzęsła się także w Berlinie. Koalicja sygnalizacji świetlnej (od kolorów symbolizujących poszczególne partie: czerwony – SPD, żółty – FDP, zielony – partia Zieloni – red.) jest przeszłością, niesławną historią" – pisze Berthold Kohler w "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Komentator zaznaczył, że cały polityczny Berlin życzył sobie zwycięstwa Kamali Harris. Program Trumpa wywołuje u wszystkich w stolicy Niemiec, z wyjątkiem AfD, "dreszcz przerażenia".
"Niemcy, które nie lubią Trumpa (z wzajemnością), znajdują się i bez tego w ciężkim położeniu. Jeżeli prezydent-elekt będzie postępował zgodnie ze swoją naturą i zapowiedziami, czasy staną się jeszcze trudniejsze. Wojna handlowa z Ameryką uderzyłaby w gospodarkę i budżet, w którym już teraz istnieje spora dziura" – ostrzegł Kohler.
"Reelekcja Trumpa zmusza Niemcy do zmiany polityki obronnej, gospodarczej i finansowej, która powinna nastąpić już dawno temu. Pogrążona w kryzysie koalicja nie jest do tego zdolna. SPD i Zieloni nie chcą zwrotu w polityce gospodarczej i energetycznej, której jeszcze przed wyborami w Ameryce domagał się Lindner" – pisze w konkluzji Kohler.
"Brutalny, ale konieczny polityczny rozwód"
"Lindner i Scholz rozliczyli się ze sobą. Obaj są przegrani. Jeden uciekł od odpowiedzialności, drugi poniósł porażkę. A przecież właśnie teraz chodzi o odpowiedzialne działanie" – pisze Christian Tretbar w "Tagesspiegel".
Komentator zwrócił uwagę, że zapowiedziane na styczeń głosowanie nad wotum zaufania dla Scholza zostało już dawno temu rozstrzygnięte przez obywateli: kanclerz i jego koalicja są w sondażach "maksymalnie nielubiani", znaczna większość pytanych opowiada się za przyspieszonymi wyborami.
"Poczucie upadku"
Koniec koalicji nie jest powodem do radości – ocenił Stefan Reinecke w "Tageszeitung". Porażka oznacza zapewne "koniec długiej hegemonii lewicowych liberałów w Republice Federalnej Niemiec". Komentator pisze, że rozpad koalicji nastąpił po "miesiącach agonii", nie jest więc zaskoczeniem, jednak "dramatyczny termin" – dzień po sukcesie Trumpa, sprawia w ubogiej w emocje niemieckiej polityce wrażenie melodramatu – "poczucia upadku".
Upadek koalicji oznacza fiasko polityki liberalnej, przyjaznej klimatowi i opartej na socjalnym kompromisie w czasach "brutalnego zwrotu na prawo". "Następnym kanclerzem będzie, jeśli nie zdarzy się cud, Friedrich Merz – zacofany liberał ekonomiczny, głuchy na politykę klimatyczną i kwestie socjalne" – ocenił Reinecke. Jego zdaniem, polityczny klimat w Niemczech coraz bardziej wyznacza AfD.