PolitykaNielegalnie wiszą na latarniach i słupach

Nielegalnie wiszą na latarniach i słupach

Do wyborów do Parlamentu Europejskiego został niespełna tydzień. Dlatego kandydaci chwytają się każdego sposobu, żeby się wypromować. Wciąż też reklamują się w nielegalnych miejscach.

Nielegalnie wiszą na latarniach i słupach
Źródło zdjęć: © wp.pl

Zarząd Dróg Miejskich zdjął z warszawskich ulic w maju aż 600 nielegalnych plakatów. Zdecydowana większość, bo około 500, należała do kandydata PiS Pawła Poncyljusza. Kolejne miejsca w niechlubnym rankingu zajęli Janusz Piechociński i Rafał Trzaskowski. Materiały wyborcze wisiały na latarniach, znakach drogowych, słupach trakcyjnych, barierkach.

Warszawski rekordzista, jeśli chodzi o nielegalne plakaty, w rozmowie z Wirtualną Polską, bije się w piersi. - Wiem, że to nie wypada. Wszędzie tam, gdzie plakaty wisiały "na dziko", zostały one ściągnięte. Gdzieniegdzie zdążyliśmy to zrobić, gdzie indziej zrobiły to za nas służby ZDM. Na takiej zasadzie, że moi ludzie nie dobiegli, a dobiegli pracownicy ZDM. Teraz już plakatów nie wieszamy - mówi Poncyljusz.

To prawda. Po tym, jak prasa napiętnowała nielegalny proceder, sztabowcy Poncyljusza przestali wieszać plakaty w mieście. Przenieśli się za to na obrzeża i do okolicznych miejscowości. Teraz „Poncyljusze” spoglądają niemal z każdej latarni w Podkowie Leśnej, Milanówku, Pruszkowie, Rembertowie, Brwinowie i Grodzisku Mazowieckim. W centrum miasta do promocji Poncyljusza zaczęto natomiast używać przyczep.

Szybko pomysł podchwycili inni kandydaci. W miniony weekend Zarząd Dróg Miejskich zarekwirował w Warszawie 52 takie pojazdy.

Poncyljusz tłumaczy, że ponieważ startuje z 5. miejsca na liście nie stać go na wykupienie kosztownych billboardów. Skarży się, że miasto nie ułatwia mu kampanii. - Trzy dni temu wróciłem z Dublina. Tam każda latarnia jest obwieszona takimi tekturkami jak moje, nie ma żadnego problemu. Miasto zgadza się na ich bezpłatne zamieszczanie, pod warunkiem usunięcia po wyborach. Niestety w Warszawie jest inaczej.

Jak przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską rzecznik ZDM Adam Sobieraj, w plakatowej propagandzie prowadzonej w niedozwolonych miejscach przodują właśnie kandydaci z dalszych miejsc na listach. Warszawskie „jedynki” - Michał Kamiński czy Wojciech Olejniczak - nie zaliczyły takich wpadek.

Karę za nielegalną reklamę - w wysokości 2 196 zł - zapłacił na razie tylko Janusz Piechociński. – Kandydat PSL przeprosił za swoje działania i zabrał swoje materiały. Z kolei Paweł Poncyljusz odwołał się od decyzji ZDM. Gra na zwłokę – mówi Sobieraj.

Kandydat PiS ma do zapłacenia ok. 8 250 zł. Trudniej za to będzie wyliczyć należność, jaką ZDM jest winien Trzaskowski. – Kandydat PO wziął nas na sposób. Na latarniach i słupach porozwieszał wąskie tabliczki, na których zamieścił swoje nazwisko i numer listy. Ciężko będzie wymierzyć z tego metr kwadratowy. Ale i tak zapłaci – zapowiada Sobieraj.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

**Plakaty wyborcze wiszące w niedozwolonych miejscach to nie tylko warszawski problem. Fala wyborczych śmieci zalała niemal każde miasto i miasteczko.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
kampaniawyboryplakaty
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (183)