Nie udało się prześcignąć PiS. "Ma prawo do dozy niezadowolenia"
Mimo wielkich planów, Donaldowi Tuskowi nie udało się pokonać partii Jarosława Kaczyńskiego. - Platforma realnie zyskała. Natomiast ze względu na to, że nie prześcignęła PiS, ma prawo do pewnej dozy niezadowolenia. Kto, jeśli nie PO i kiedy, jeśli nie teraz, by miał wygrać z PiS? - mówi w rozmowie z WP prof. Rafał Chwedoruk.
09.04.2024 | aktual.: 09.04.2024 12:42
Po sukcesie z 15 października 2023 roku Koalicja Obywatelska mogła spodziewać się popłynięcia na fali sukcesu i prześcignięcia Prawa i Sprawiedliwości w walce o głosy w wyborach samorządowych.
Tak się jednak nie stało. Po podliczeniu głosów Państwowa Komisja Wyborcza zaprezentowała wyniki wyborów do sejmików województw: PiS - 34,27 proc., KO - 30,59 proc., Trzecia Droga - 14,25 proc., Konfederacja - 7,23 proc., Lewica - 6,32 proc.
Brak koalicji z Lewicą
Prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że wynik Koalicji Obywatelskiej w wyborach samorządowych może być związany z tym, że "Platforma nie zdecydowała się na koalicję z Lewicą". - Nawet jeśli jakiś odsetek wyborców Platformy czy wyborców Lewicy miałby w tej sprawie wątpliwości, to biorąc pod uwagę wyniki, z całą pewnością taki wspólny komitet prześcignąłby Prawo i Sprawiedliwość - prognozuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Miałoby to swój wymiar symboliczny, ale też jeśli chodzi o podział mandatów - mówi prof. Chwedoruk. Jako przykład podaje kandydata na prezydenta Krakowa - Aleksandra Miszalskiego. - To było właśnie pochodną takiego sojuszu - mówi ekspert. Miszalski to kandydat Platformy Obywatelskiej, który w wyborach otrzymał poparcie Nowej Lewicy.
W opinii rozmówcy Wirtualnej Polski "w Platformie nieco przeszacowano".
"Przy niższej frekwencji to przyniosło efekt"
Prof. Chwedoruk odnosi się także do frekwencji w wyborach samorządowych. Jak zauważa, była ona mniej więcej porównywalna z frekwencją w poprzednich wyborach samorządowych. - Nikt nie mógł chyba racjonalnie zakładać, że może się powtórzyć frekwencja z ostatnich wyborów parlamentarnych - podkreśla ekspert.
Ponadto dodaje, że "nie dostrzeżono tego, że kryzys PiS-u, choć niewątpliwie wielopoziomowy, jednak był kryzysem, na który remedium była konsolidacja partii". - Coś, co PiS opanował niemal do perfekcji, czyli radykalizacja, zaostrzenie przekazu, utrzymanie przy sobie najwierniejszych. Przy niższej frekwencji, to przyniosło efekt - zauważa.
Zobacz także
- Platforma realnie, jeśli chodzi o władzę na różnych szczeblach samorządu, zyskała. Natomiast ze względu na to, że nie prześcignęła PiS, w istocie ma prawo do pewnej dozy niezadowolenia. Kto, jeśli nie Platforma i kiedy, jeśli nie teraz, miałby wygrać z PiS? - mówi profesor.
"PiS kupił czas"
W opinii politologa PiS w obliczu rysowanego kryzysu poparcia "czyniło to, co każda poważna partia w takiej sytuacji i kierownictwo powinno robić, czyli kupowało czas". Jak wylicza ekspert, były "straceńcze szarże szwoleżerskie zaraz po przegranych wyborach - Mateusz Morawiecki jako dwutygodniowy premier i tak dalej". - Długofalowo nie miało to żadnego sensu, natomiast krótkoterminowo jak najbardziej, bo skonsolidowały partię, pokazały jej kierunki działania i mobilizowały - ocenia.
- I to przyniosło efekt. Natomiast PiS swoich strategicznych problemów nie rozwiązał. Kupił za to czas pozwalający na przygotowanie się do reform. Jeśli ten model sprawdził się w wyborach samorządowych, bardzo trudnych dla PiS, to tym bardziej sprawdzi się w wyborach do Parlamentu Europejskiego. I dopiero po tym zobaczymy jakieś próby ukształtowania nowego oblicza partii Kaczyńskiego - prognozuje ekspert.
W jego opinii "w tym sensie PiS może być zadowolony". - Tak jak i w tym, że skala strat w wyborach sejmikowych nie będzie tak katastrofalna, jak to się zanosiło. To wynik daleki od różnych apokaliptycznych prognoz, które w ostatnich tygodniach mogły się zdarzyć. Jarosław Kaczyński uniknął dzięki tym wyborom rozliczeń poprzednich - dodaje.
Zobacz także
"Można to potraktować jako błąd"
Prof. dr hab. Roman Bäcker z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu w rozmowie z Wirtualną Polską ocenia, że "nie należy rozpatrywać tego wyniku (KO - red.) jako katastrofy, klęski czy nawet niepowodzenia". - Mamy do czynienia z lepszym wynikiem dla Koalicji Obywatelskiej niż 15 października, a dla PiS gorszym - zauważa.
I dodaje, że "najistotniejsza jest wygrana koalicji rządzącej w większości województw".
- Oczywiście rezultat tych wyborów byłby inny, gdyby KO poszła do wyborów razem ze wszystkimi swoimi koalicjantami w tzw. niepewnych województwach. Wtedy można byłoby liczyć na absolutne zwycięstwo we wszystkich sejmikach z wyjątkiem województwa podkarpackiego. W tych tzw. województwach "swingujących", niepewnych, chwiejnych, a więc takich, w których PiS uzyskał 40-45 proc. procent, tam wspólna lista koalicji mogła uzyskać wyraźną większość. Można to potraktować jako błąd - dodaje
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski