Nie chcą Kazimierza Marcinkiewicza na listach do PE. "Byłby za dużym obciążeniem"
Najpierw PiS, potem Koalicja Europejska pochwaliły się "czarnymi koniami", które zajmując pierwsze miejsca na listach, mają zapewnić ugrupowaniom zwycięstwo w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Próżno szukać tam nazwiska Kazimierza Marcinkiewicza. Jest powód.
Były premier Kazimierz Marcinkiewicz podjął "wielkie starania", by znaleźć się na liście Koalicji Europejskiej - pisze "Super Express". Ale niestety nic z tego. - Powiem dyplomatycznie: o listach zdecydujemy w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Nie ma tematu, jeśli chodzi o Marcinkiewicza - powiedział w rozmowie dziennikiem Borys Budka z Platformy Obywatelskiej.
Okazuje się, że sprawy osobiste rzutują na karierę zawodową polityka. To sprawa niepłacenia przez Marcinkiewicza alimentów ma być powodem niechęci kolegów z Koalicji Europejskiej do startu polityka w wyborach do PE.
- Choć Marcinkiewicz chce od nas startować, to nic z tego. Byłby dla nas zbyt dużym obciążeniem. Mówi o praworządności, a jednak w życiu prywatnym prawo sobie lekceważy. Nie jestem za tym, aby ktoś taki był na naszych listach do PE - ocenił jeden z ważnych polityków PO.
- Sytuacja osobista Marcinkiewicza dyskwalifikuje go jako polityka - stwierdził z kolei prof. Kazimierz Kik, politolog.
Zapowiadało się inaczej
Przypomnijmy, że są już znane niektóre nazwiska, które znajdą się na listach KE. Zostały wybrane sposób przedstawicieli PO, PSL, SLD, Nowoczesnej, Teraz i Zielonych. A sam Marcinkiewicz uczestniczył w podpisaniu dokumentu wzywającego do utworzenia wspólnej listy na wybory do PE.
Do tego wydarzenia odniosła się była żona Marcinkiewicza. Mówiła, że chciałaby widzieć Marcinkiewicza w PE, bo wtedy spłaciłby należne jej alimenty. Jak przypomina "Super Express", "mówiło się, że mógłby wystartować z trzeciego miejsca w Zachodniopomorskiem".
Źródło: "Super Express"
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl