Nie było polecenia użycia broni w "Wujku"
Nie było polecenia użycia broni przeciwko protestującym górnikom w kopalni "Wujek" - zeznał w środę Edward W., były milicjant, zastępca dowódcy pułku ZOMO pacyfikującego kopalnię.
Edward W., świadek w toczącym się przed Sądem Okręgowym w Warszawie procesie Czesława Kiszczaka, mówił, że do jednostki ZOMO wpłynął szyfrogram, który regulował zasady zachowania i postępowania wobec protestujących górników. Nie było to jednak polecenie użycia broni. Były to same instrukcje związane z zachowaniem wobec protestujących - oświadczył.
Według niego, dowódcy poszczególnych odcinków pacyfikujących kopalnię wielokrotnie pytali się go, czy mogą użyć broni. Ja o to za każdym razem pytałem mojego bezpośredniego przełożonego dowodzącego akcją, który z kolei pytał się o to w Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych. Za każdym razem dostawał negatywną odpowiedź - zeznał W.
W pewnym momencie usłyszałem strzały i zorientowałem się, że są to strzały z broni automatycznej, a taką miały tylko jednostki specjalne ZOMO. Natychmiast kazałem przerwać ogień - powiedział W.
Dodał, że po akcji przyszło polecenie z góry, aby przestrzelać broń użytą podczas pacyfikacji w kopalni. Zrozumiałem, że to w celu zatarcia śladów, aby nie wiadomo było, z której konkretnie broni strzelano - mówił.
Według aktu oskarżenia, Kiszczak sprowadził powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi, wysyłając 13 grudnia 1981 r. tajny szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować strajkujące zakłady.
Zdaniem prokuratury, bez żadnej podstawy prawnej Kiszczak przekazywał dowódcom poszczególnych oddziałów MO swoje uprawnienia do wydania rozkazu o użyciu broni przez te oddziały. Według prokuratury, było to podstawą działań milicjantów, którzy 15 i 16 grudnia 1981 r. strzelali w kopalni "Manifest Lipcowy" (gdzie ranili 25 górników) i w "Wujku" (gdzie zabili 9). (aw)