Niczego się nie nauczyli. Oto, co dziś działo się po tragicznym wypadku
- Ja przechodzę tędy od 20 lat. Ostatnio bardzo się boję. To miejsce jest koszmarne - mówi pani Marianna na temat przejścia dla pieszych przez ulicę Woronicza w Warszawie, gdzie we wtorek zginęły dwie osoby. Mimo że wypadkiem żyje cała Polska, to dzień później reporter Wirtualnej Polski był świadkiem kolejnych niebezpiecznych zachowań kierowców w tym samym miejscu.
14.08.2024 | aktual.: 14.08.2024 15:49
Do dramatycznego wypadku na Woronicza w Warszawie doszło we wtorek około godz. 10.30. Kierowca samochodu osobowego potrącił na przejściu dla pieszych kobietę, a następnie wpadł w przystanek autobusowy. Bilans wypadku jest tragiczny: jedna osoba zmarła na miejscu, druga w szpitalu. Ranne zostały trzy inne dorosłe osoby oraz kilkuletni chłopczyk, który w stanie ciężkim trafił do szpitala.
Po wypadku pojawiły się pytania na temat bezpieczeństwa przejścia. Okazało się, że w 2017 roku Zarząd Dróg Miejskich w Warszawie zlecił audyt, który wykazał, że w tym miejscu "pieszy musi pokonać aż cztery pasy ruchu". Ponadto stwierdzono, że kierowcy nie przestrzegają limitów prędkości. "Taka sytuacja jest niedopuszczalna, ponieważ może doprowadzić do wypadku" - ostrzegali audytorzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W środę na ten temat rozmawialiśmy z osobami, które korzystają z przejścia dla pieszych, na którym doszło do tragedii. W bezpośredniej okolicy nie ma bloków, ale przejście prowadzi do przystanku autobusowego obleganego przez pacjentów Narodowego Instytutu Geriatrii, Reumatologii i Rehabilitacji, a także przez działkowiczów oraz pracowników zajezdni autobusowej.
- Ja tu przyjeżdżam na zabiegi. Pasy są prawie niewidoczne, kierowcy pędzą. W szpitalu na Spartańskiej był dziś tłum, większa część tych ludzi korzysta z komunikacji miejskiej i musi dojść na przystanek. Ludzie z bólem chcą jak najszybciej wrócić do domu, a muszą pokonywać niebezpieczne przejście - mówi pani Maria.
- Tu powinny być światła. Ja przechodzę tędy od 20 lat. Kierowcy się wcale nie zatrzymują, mimo że powinni ustąpić pieszym. A jak na przystanku jest autobus, to już całkiem, tragedia. W dodatku tu zaraz jest skręt do zajezdni, bardzo duży ruch. Drżę, przechodząc - wtóruje jej pani Marianna.
Niebezpiecznych sytuacji ciąg dalszy
W środę na ul. Woronicza reporter Wirtualnej Polski był świadkiem niebezpiecznego zachowania kierowcy, który zatrzymał się w połowie przejścia dla pieszych - tego samego, gdzie dzień wcześniej doszło do tragedii. Młody chłopak z Ukrainy ledwo uszedł z życiem, a kierowca zaczął jeszcze na niego krzyczeć.
- Mógł mnie zabić. Straszne, jak tędy jeżdżą - przyznał młody mężczyzna, którego poprosiliśmy o skomentowanie sytuacji.
Podobnie jak na Sokratesa
Osoby, z którymi rozmawialiśmy, porównują wypadek do tego, który wydarzył się w 2019 roku na ulicy Sokratesa. Pod kołami rozpędzonego BMW zginął młody mężczyzna. Przechodził przez przejście z żoną i dziećmi. Tam również ulica była czteropasmowa i zachęcała do rozwijania prędkości. Po wypadku drogowcy przeprowadzili remont i uspokoili ruch.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: