Neonaziści na polskiej wyspie. Przyjeżdżają z Niemiec i Rosji
Tysiące fanów wikingów co roku odwiedzają polską wyspę Wolin. Obok toporów i hełmów coraz częściej widać tam nazistowskie symbole - pisze niemiecki "Der Spiegel".
14.08.2017 | aktual.: 25.03.2022 13:15
Tygodnik opisuje tegoroczny zjazd miłośników kultury wikingów, który tradycyjnie odbył się na wyspie Wolin. Wyspa ta była we wczesnym średniowieczu ważnym ośrodkiem handlu żywnością i metalami, o czym świadczą zabudowania i eksponaty miejscowego Centrum Słowian i Wikingów.
Coraz więcej neonazistów
Rekonstrukcje historyczne, odtwarzające życie dawnych Słowian i wikingów w malowniczej scenerii średniowiecznego osiedla, należą do największych tego typu spektakli w Europie.
"Wśród 20-tysięcznej rzeszy uczestników i widzów można coraz częściej spotkać neonazistów" - informuje "Der Spiegel", przytaczając jako przykład ubrania ze swastykami i symbolami zakazanej w Niemczech organizacji "Blood and Honour". Redakcja tygodnika zapewnia, że posiada zdjęcia z sierpniowego zjazdu na wyspie Wolin, na których symbole te mieszają się z symbolami wikingów.
Nawiązania do Wikingów to "alibi"
Tygodnik uważa nagromadzenie tych symboli na tarczach, chorągwiach i łańcuchach za "uderzające". - Nie mają one bezpośrednich historycznych wzorców - mówi szef skansenu archeologicznego w Oerlinghausen w Nadrenii Północnej-Westfalii Karl Banghard, który badał związki skrajnej prawicy z kulturą wikingów i tradycjami starogermańskimi.
- Znaki, które później stały się symbolami nazistów, niesłychanie rzadko są jego zdaniem odkrywane przez archeologów badających tamte czasy. Jeśli dziś ktoś nosi takie symbole, to świadczy to jedynie o jego sympatiach - podkreśla Banghard, zaznaczając, że dziś te symbole są kojarzone wyłącznie z nazizmem, zaś łączenie ich z czasami wikingów to zwykłe "alibi" używane przez zwolenników skrajnej prawicy.
Do Wolina zjeżdżają się nie tylko neonaziści z Niemiec, lecz także członkowie zakazanego "Sojuszu Słowiańskiego" z Rosji czy skrajnie prawicowego ugrupowania "Radykalne Południe" - pisze tygodnik "Der Spiegel".
Neonazistowski "koń trojański"
Fascynacja wikingami i Germanami bierze się zdaniem Bangharda z tego, że kultura, która jest stosunkowo mało znana, oferuje niewyczerpane możliwości interpretacyjne i może służyć m.in. jako oręż w walce z postępem.
- Epoka wikingów to dla neonazistów koń trojański, z pomocą którego próbują wprowadzić prawicową propagandę do grup społecznych o umiarkowanych poglądach - twierdzi badacz z Oerlinghausen, podkreślając, że interpretacja historii to narzędzie "podprogowego uprawiania polityki".
Przykładów dostarcza niemiecka historia. W czasach nazizmu sam Heinrich Himmler objął specjalnym patronatem wykopaliska archeologiczne w dawnej osadzie wikingów w Haithabu w Szlezwiku-Holsztynie, zaś starogermańskie znaleziska służyły nazistom jako święte symbole rzekomej starożytnej aryjskiej potęgi, która miała usprawiedliwiać nazistowskie dążenie do panowania nad światem.
"Nowa ezoteryka narodowa"
Banghard z niepokojem obserwuje wzrost zainteresowania neonazistów i skrajnej prawicy tradycjami wikingów i dawnych Germanów. Taką tendencję dostrzega także na Węgrzech.
Jego zdaniem w krajach rządzonych przez ugrupowania prawicowe i nacjonalistyczne istnieje coraz większa tolerancja dla rozwoju "nowej ezoteryki narodowej".