Nękali telefonicznie jego córkę. Były szef CBA mówi o kulisach poszukiwań sprawcy
Po tym, jak córka byłego szefa CBA otrzymała telefon z informacją o śmierci swojego ojca, Paweł Wojtunik na własną rękę podjął działania zmierzające do schwytania sprawcy. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiada o kulisach poszukiwań, podejściu wymiaru sprawiedliwości do sprawy i o spoofingu telefonicznym, czyli narzędziu, które jest w ostatnich dniach wykorzystywane do ataków na polityków, prawników i osób związanych z opozycją.
Sylwester Ruszkiewicz, Wirtualna Polska: Wyznaczył pan 20 tysięcy złotych nagrody za pomoc w schwytaniu sprawcy.
Paweł Wojtunik, były szef CBA: Zrobiłem to celowo. Jest to druga nagroda, jaką w życiu wyznaczyłem. Przed laty oferowałem również 20 tysięcy złotych za informacje, które pozwolą ująć gangstera Rafała S. ps. "Szkatuła". Byłem wtedy dyrektorem w Centralnym Biurze Śledczym. Moja oferta wówczas zadziałała, udało się zatrzymać poszukiwanego.
A teraz? Jaki był odzew?
Nie chcę mówić o efektach prywatnego śledztwa, bo bym sobie "strzelił w kolano". Ale mogę powiedzieć, że dostaliśmy stosunkowo dużo informacji. Jesteśmy w bieżącym kontakcie z policją, której przekazujemy otrzymane wiadomości.
Na konferencji prasowej zapowiadał pan również osobiste działania
Podjąłem je jako ojciec, ale też jako były policjant, były dyrektor CBŚ i były szef CBA. Odezwało się wielu przyjaciół, kolegów z dawnej pracy i współpracowników, których ta sprawa poruszyła. Bardzo dużo osób się do nas zgłasza i też nam pomaga, jako wolontariusze, pomagając nam bezinteresownie.
Jak pan mówi, że chce złapać osobiście sprawcę telefonicznego ataku, to w moim odczuciu brzmi to jak prywatna zemsta i wyręczanie wymiaru sprawiedliwości.
Nie chcę nikogo wyręczać. Chcę tylko zmotywować wymiar sprawiedliwości do porządnego zajęcia się sprawą. I jako obywatel, a przede wszystkim ojciec to robię. Mam nadzieję, że ta sprawa będzie traktowana priorytetowo. Choć na razie tego nie wyczuwamy…
Mam wrażenie, że służby zaczęły działać intensywniej dopiero po mojej konferencji prasowej. Wówczas dostrzegły problem. W sprawach kryminalnych często bywa tak, że emocje opadają i wszyscy wpadają w siermiężną i frustrującą procedurę.
Prokuratura zajęła się sprawą?
Nie mamy żadnej informacji ze strony prokuratury, czy w tej sprawie wszczęto śledztwo. Jako pokrzywdzeni: ja i moja córka powinniśmy być zawiadomieni o decyzji prokuratury, a tak mam wrażenie, że dla śledczych ta sprawa nie jest priorytetem. Stąd nasze działania. Nie prywatna zemsta czy odwet, ale determinacja z naszej strony, żeby sprawę wyjaśnić.
W jakim wieku jest pana córka?
23 lata.
Mieliście kiedykolwiek podobne przypadki wcześniej?
Nie. Wydaje mi się, że jest to pierwszy zaatakowany w taki sposób telefon w polskiej kryminalistyce. To była dla niej ciężka trauma, szok. Jest osobą bardzo wrażliwą, przeżyła to bardzo. Poczuliśmy bezradność.
Kontaktuje się pan z córką nadal z tego samego telefonu?
Nie. Zmieniliśmy sposób komunikacji. Nie dzwonię już z tego telefonu do córki. O szczegółach nie chcę mówić. Co najbardziej przykre, córka boi się już teraz odebrać ode mnie telefon. Jako funkcjonariusz CBŚ i szef CBA byłem obiektem brutalnych ataków, ale to zdarzenie przekracza wszelkie granice.
A ma pan podejrzenia, w jaki sposób ktoś zdobył numer telefonu córki? Jak wiadomo, w zasadzie nie ma skutecznej tarczy, która obroniłaby ofiarę przed spoofingiem telefonicznym. Podszywający się oszuści zwykle robią to w celu pozyskania danych lub nakłonienia osoby do konkretnej czynności. Ostatnio jednak coraz częściej spoofing służy do bezpośrednich ataków…
To powinno wyjaśnić prokuratorskie śledztwo. Słowo spoofing nas denerwuje, bo wszystko próbuje się wrzucać do jednego worka. Szczególnie daje się to wyczuć ze strony organów ścigania, które sugerują, że skoro to był spoofing, to sprawa jest nie do wykrycia.
Ale to właśnie poprzez spoofing liczba ataków ostatnio znacząco wzrosła. Spoofing nie ogranicza się tylko do podszywania się pod numery telefonów. Przestępcy fałszują adresy IP, e-maile, strony WWW. Kto według pana jest celem sprawcy, który stosuje to narzędzie do cyberataku?
Celem na pewno nie były dzieci, celem na pewno są rodzice. Na pewno nie jest to dowcipniś. Po wielu kontaktach z osobami, które mają doświadczenie w cyberprzestępczości, mam przekonanie, że takie osoby nie robią tego dla frajdy. I nie robią tego za darmo, bo każde takie działanie jest ryzykowne. Modus operandi jest podobne w tym przypadku. Atakowane są osoby krytyczne wobec tego, co się dzieje aktualnie w Polsce, są krytyczne wobec Pegasusa, są krytyczne wobec władzy. Nagłaśniając sprawę, ryzykowaliśmy, że sprawca powie sobie w duchu – osiągnąłem cel. I skupi się na innych osobach. Mam jednak nadzieję, że wywołując ten temat, informacje o włamaniu na telefon już nie są tak dotkliwe. Oczywiście są nadal obrzydliwe i skandaliczne, nadal wywołują ból, ale nie są tak szokujące jak telefon do mojej córki.
Mówi pan, że pojęcie spoofingu w pańskim przypadku jest denerwujące. Tylko że to narzędzie wykorzystano w przypadku pańskiej rodziny.
Nie lubię takiego podejścia, że to był zwykły spoofing. Bo to boli. Tak samo jak prawdziwy telefon o śmierci ojca. Policja również komunikuje: spoofing? A to nic z tym nie zrobimy… My się na to nie zgadzamy. Chcemy ostrzec innych rodziców.
Problem w tym, że nie ma obecnie skutecznych rozwiązań technicznych do obrony przed spoofingiem. Choćby dlatego, że funkcjonujące na rynku aplikacje nie chronią przed połączeniami podszywającymi się pod znane nam numery.
Zwykły spoofing, czyli np. możliwość wykonania telefonu do szkoły i wywołania alarmu, funkcjonował od dawna. Natomiast podszywanie się pod inne telefony i dzwonienie do członków rodzin, mając wiedzę na temat relacji rodzinnych – czegoś takiego nie było. Jeżeli nie możemy przed tym się uchronić, to każdy rodzic powinien uprzedzić swoje dziecko, że coś takiego może mieć miejsce. Gdybym wiedział, to bym uprzedził swoją córkę. Napisał jej SMS-a, żeby nie odbierała z mojego numeru telefonu.
Mówił pan na konferencji, że świadomie wybrał przed laty drogę policjanta i liczył się z konsekwencjami. Podkreślał pan również, że bandyci mieli kiedyś zasady, nie nękali dzieci policjanta.
Gangsterzy nie grozili dzieciom i żonom. I nie przekraczali tej granicy. To była jedna ze świętych zasad. Jak widać, teraz te zasady nie obowiązują. Wtedy takie rzeczy się nie działy. Paradoksalnie było bezpieczniej. Wtedy mogłem liczyć na wsparcie państwa, teraz zmagamy się z różnymi instytucjami. Dzisiaj jest inaczej. Obecnie to nasza rodzina zmaga się z presją ze strony państwa, które jest wobec nas opresyjne. Niedawno dostaliśmy życzenia świąteczne z CBŚ. I moja córka się przeraziła, że przyszło jakieś pismo z policji.
A pan osobiście miał telefony z pogróżkami?
Nie. Ale słyszę od sześciu lat w mediach pogróżki ze strony obecnej władzy, że zostanę rozliczony, poniosę odpowiedzialność i zostanę skazany. To słyszą również moje dzieci. Nasze państwo nie dba o byłych funkcjonariuszy służb, ale również o obecnych. Także sędziów czy prokuratorów, którzy mają odmienne zdanie od obecnej władzy.
Sprawdzał pan swoje telefony pod kątem zainstalowania na urządzeniach systemu Pegasus?
Nie chcę o tym mówić… Mogę tylko powiedzieć, że moje dwa bliźniacze iPhone'y uległy w tym samym czasie systemowemu uszkodzeniu. Bez włączenia ich trudno będzie przeprowadzić jakąkolwiek diagnostykę. To, czy one były w jakikolwiek sposób przez obecną władzę monitorowane, jakoś mnie nie gnębi, bo w ramach obecnej władzy od kilku lat jesteśmy na inne sposoby nękani i inwigilowani. Jestem przekonany, że mając w sądzie założone sprawy karne przez obecne służby, są stosowane wobec mnie różne rodzaje inwigilacji. Czy to jest Pegasus, czy kontrola operacyjna – nie ma znaczenia. W kontekście ostatnio ujawnionych przypadków większym zaskoczeniem jest inwigilacja osób, które w żaden sposób nie dały ku temu podstaw.