PiS wie, ale atakuje Tuska. Media dotarły do raportu z audytu
Tuż przed końcem ubiegłego roku Donald Tusk odwołał rady nadzorcze podległych mu instytutów, w tym Instytutu De Republica. Politycy PiS natychmiast podnieśli alarm. Tymczasem "Rzeczpospolita" dotarła do wyników kontroli, jaką - jeszcze przed wyborami - przeprowadziła w tej placówce Kancelaria Prezesa Rady Ministrów.
Instytut De Republica został powołany 16 lutego 2021 roku. "Do naszych głównych zadań należy wspieranie, promocja i popularyzacja rodzimej myśli badawczej z zakresu nauk humanistycznych i społecznych, w tym podejmowanie różnego typu przedsięwzięć, odwołujących się do idei państwowości i działań na jej rzecz" - czytamy na stronie instytutu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Powołanie instytutu - jak przypomina "Rzeczpospolita" - było od początku krytykowane przez opozycję. Obawiano się, że może on stać się przystanią dla osób wspierających PiS. I rzeczywiście jego pierwszym dyrektorem został dr hab. Bogumił Szmulik, prawnik, którego ekspertyzy dostarczały rządowi argumentów w sporze o Trybunał Konstytucyjny. Zaś w radzie zasiedli m.in. Halina Lichocka, prof. historii i matka posłanki PiS Joanny Lichockiej, a także prof. Marek Szydło, szef rady legislacyjnej przy premierze.
Szybko okazało się, że instytut - co wykazała kontrola NIK - trwoni pieniądze. I to niemałe - w pierwszym roku działalności wydał 15 mln zł.
Na co? Ze standardowej kontroli NIK wykonania budżetu państwa wynika, że instytut wydał w 2021 roku 876,2 tys. zł na gadżety ze swoim logo, w tym kubki, długopisy, torby, czekoladki, miody, pierniki i leżaki, a także opakowania prezentowe, sprzęt fotograficzny, usługi makijażu i ozdoby choinkowe.
Instytut wynajął też na swoją siedzibę pomieszczenia w biurowcu przy ul. Belwederskiej, będącym częścią pięciogwiazdkowego hotelu Regent. Koszt? 651,9 tys. zł.
Instytut skontrowała też KPRM. Jeszcze za czasów Morawieckiego
NIK podważył też zawieranie umów cywilnoprawnych z pracownikami oraz z osobami z zewnątrz na realizację zadań zbieżnych z zakresem działania poszczególnych komórek instytutu. Co więcej, dwie takie umowy zawarto z samym dyrektorem instytutu.
W 2022 roku dr Szmulik został odwołany ze stanowiska dyrektora. W lutym ubiegłego roku dyrektorem został prof. Andrzej Przyłębski, były ambasador Polski w Berlinie, prywatnie mąż prezes TK Julii Przyłębskiej.
Jak się okazuje, nie była to jedyna kontrola przeprowadzona w instytucie. Tuż przed wyborami sytuacji w nim postanowiła przyjrzeć się Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Pod wynikami tego audytu - do których dotarła "Rzeczpospolita" - podpisał się ówczesny szef KPRM Marek Kuchciński. Dotyczyła lat 2021-2022, gdy instytutem kierował jeszcze prof. Bogumił Szmulik.
W raporcie zakwestionowano między innymi "celowość i gospodarność prowadzenia przez instytut projektów 'Prawo warstwowe' i 'Uchwały krajobrazowe' oraz część umów cywilnoprawnych zawartych w ramach ww. projektów".
W raporcie cytowanym przez "Rzeczpospolitą" oceniono, że "niegospodarną była przede wszystkim umowa na opracowanie nieurzędowego projektu aktu prawnego (prawo warstwowe - red.) na kwotę 896 tys. zł, którą komisja ds. odbioru dzieła oceniła jako wielokrotnie przewyższającą stawki rynkowe".
"Fuchy" za dziesiątki tysięcy złotych
Za niegospodarne uznała także zamówienie na zewnątrz opinii prawnych, mimo że Instytut zatrudniał dwóch radców prawnych. Za jedną z nich instytut zapłacił 61,5 tys. zł, inna - licząca zaledwie cztery strony - kosztowała 36 tys. zł.
KPRM za niegospodarne uznała łącznie wydatki na kwotę 2 mln zł. Ale nie tylko to wzbudziło kontrowersje.
Okazało się, że mimo zastrzeżeń NIK, instytut nadal zawierał umowy cywilnoprawne ze swoim pracownikami. "KPRM zakwestionował umowy z sześcioma pracownikami na łączną kwotę 409 tys. zł, w tym ze Szmulikiem na 152 tys. zł. Zdaniem KPRM stanowiło to obejście ustawy kominowej" - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Jaki będzie los tej placówki i czterech pozostałych, których rady odwołał 30 grudnia Donald Tusk? - Decyzje premiera dotyczące przyszłości tych instytutów zostaną podjęte po audycie ich działalności - zapowiada szef KPRM Jan Grabiec z PO.
Czytaj również: Orban snuje plany na 2024 rok. "Oj, będzie się działo"
Źródło: "Rzeczpospolita"