"Nawet idioci mogliby latać tu‑154"; Polacy oburzeni
Polska komisja badająca przyczyny katastrofy smoleńskiej poinformowała, że nie otrzymała zaproszenia do wzięcia udziału w wideokonferencji Moskwa-Warszawa poświęconej ustaleniom rosyjskich ekspertów. Komisja podkreśliła także, że strona rosyjska manipuluje opinią publiczną. Rosyjscy eksperci kilkakrotnie powtarzali że systemy samolotu Tu-154 zostały opracowane tak, by mogli nimi latać "nawet idioci". Szef komisji badającej przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem Jerzy Miller powiedział w TOK FM, że nie będzie wspólnego polsko-rosyjskiego raportu w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. - Rosjanie skończyli prace nad swoim raportem, także szans na wspólny raport już nie ma - powiedział Miller.
17.02.2011 | aktual.: 17.02.2011 16:40
Eksperci z polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską nie otrzymali zaproszenia na wideokonferencję z udziałem rosyjskich ekspertów poświęconą przyczynom katastrofy smoleńskiej - poinformowała rzeczniczka prasowa MSWiA Małgorzata Woźniak. - Gdyby polska komisja otrzymała takie zaproszenia, na pewno wzięłaby udział w tym spotkaniu - powiedziała Woźniak. Dodała, że specjaliści z polskiej komisji pracują do późna każdego dnia i nawet gdyby zaproszenie wpłynęło w środę "w późnych godzinach nocnych", przedstawiciele komisji wzięliby udział w wideokonferencji.
"Rosjanie nie zapoznali się z materiałami"
Wiceszef polskiej komisji pułkownik Mirosław Grochowski powiedział, że rosyjscy eksperci, którzy brali udział w telekonferencji, nie zapoznali się z wszystkimi materiałami, dotyczącymi katastrofy. Według pułkownika, specjaliści opierali swoje opinie tylko na raporcie MAK i nie znali treści uwag polskiej komisji do tego dokumentu. Wyjaśnił, że nie było to możliwe, ponieważ polskie uwagi do raportu MAK są jedynie w języku polskim. - Na naszą ponowną prośbę, żeby umieszczono je też w języku rosyjskim, otrzymaliśmy odpowiedź negatywną - podkreślił płk Grochowski.
Ekspert Maciej Lasek ocenia, że część porównań użytych dziś podczas konferencji przez Rosjan, było nie na miejscu. - Gdyby nie było ani jednego kontrolera na lotnisku w Smoleńsku, a zamiast tego siedział tam szympans i w języku, który jest niezrozumiały dla jakiegokolwiek człowieka, dla jakiejkolwiek narodowości, jakimś tam bełkotem podawał informacje - nawet ten absurd w jakimkolwiek wypadku nie mógł być przyczyną katastrofy - mówił na konferencji Oleg Smirnow. Według Macieja Laska takie porównania pokazują, jak marginalnie strona rosyjska traktuje kwestię roli, jaką wieża kontrolna na lotnisku pod Smoleńskiem odegrała 10 kwietnia.
Podczas wideokonferencji były radziecki pilot wojskowy i prezes fundacji rozwoju infrastruktury transportu powietrznego "Partner rosyjskiego lotnictwa" Oleg Smirnow powiedział, że błędem było to, iż Polska zrezygnowała z obecności rosyjskiego lidera na pokładzie. - Jeśli nie zapewniono nawigatora lidera, a jest on niezbędny, to administracja zajmująca się organizacją pracy lotniczej musi ogłosić, że wylot jest niemożliwy ze względu na brak lidera i poinformować o tym prezydenta. Jeżeli jest taka sytuacja, to albo prezydent zmienia lotnisko docelowe, albo skarży się prezydentowi Federacji Rosyjskiej na to, że służby rosyjskie nie wypełniają swojej pracy w należyty sposób - powiedział.
Według opublikowanego w styczniu raportu MAK strona polska zrezygnowała z usług rosyjskiego nawigatora naprowadzania, znającego lotnisko docelowe tzw. lidera. Szef MON Bogdan Klich mówił, że z lidera polska strona zrezygnowała, bo nie zapewniła go na czas strona rosyjska. 36. Pułk wystąpił do Rosji w tej sprawie, jednak w ciągu dwóch tygodni nie otrzymał odpowiedzi. W związku z tym 31 marca zrezygnowano z lidera, ponieważ pilot Arkadiusz Protasiuk spełniał wszelkie warunki do komunikowania się w języku rosyjskim.
"To manipulowanie opinią publiczną"
Twierdzenia strony rosyjskiej wskazujące na to, że o wszystkim decyduje pilot, to manipulacja - uważają członkowie polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej.
Członek komisji badającej przyczyny katastrofy Tu-154 Wiesław Jedynak nie zgodził się z interpretacją strony rosyjskiej wskazująca na to, że o wszystkim decyduje dowódca załogi samolotu. - To jest tak dalekie spłycenie tego problemu, że wręcz pokazuje nam pewnego rodzaju manipulację. Dla mnie to jest ewidentne manipulowanie opinią publiczną - powiedział.
Jego zdaniem poranna konferencja w Moskwie została zwołana w trybie pilnym. - Jesteśmy tym zdziwieni, bo żaden etap zakończenia prac MAK-u, ani prokuratury, ani żaden inny nie uzasadniałby takiego trybu postępowania strony rosyjskiej - powiedział Jedynak.
- Spotkaliśmy się z powieleniem tych wszystkich informacji dotyczących działania załogi czy przygotowania do wykonania lotu, które już znaliśmy. Jakiekolwiek pytanie zadane przez dziennikarzy dotyczące działania grupy kierowania lotami na lotnisku w Smoleńsku albo przygotowania tego lotniska pozostały bez odpowiedzi - powiedział inny członek komisji Maciej Lasek.
Jego zdaniem to świadczy o tym, że konferencja w Moskwie nie miała na celu informowania opinii publicznej o przyczynach katastrofy.
Na pytania o powody zorganizowania konferencji w Moskwie, nie potrafili także odpowiedzieć przedstawiciele RIA Nowosti, którzy przygotowali konferencję. Sugerowano, że zaproszeni rosyjscy eksperci mieli podsumować pierwszy etap śledztw prowadzonych przez polskie i rosyjskie organy śledcze.
Rosjanie obarczyli winą Polaków
O przyczynach katastrofy smoleńskiej - podczas zorganizowanej w Moskwie i Warszawie wideokonferencji - mówili trzej rosyjscy eksperci z dziedziny lotnictwa. Ich zdaniem przyczyny leżą po stronie polskiej - załoga polskiego tupolewa nie była odpowiednio przygotowana do lądowania, lot z 10 kwietnia był źle zaplanowany, szwankował także system organizacji pracy lotniczej w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Według rosyjskich ekspertów kontrolerzy obecni na wieży nie mieli prawa zamknąć lotniska w Smoleńsku.
Rosjanie mówili, że samolot TU 154M był świetnie przygotowany podczas niedawnego przeglądu w Rosji. Kilkakrotnie powtarzali że systemy samolotu zostały opracowane tak, by mogli nimi latać - jak to określili - "nawet idioci". - Nie mogę zrozumieć jak mogło dojść do sytuacji, w której system pokładowy powtarza alarmujące słowa PULL UP! PULL UP! - W górę, w górę! - a załoga nie reaguje - mówił jeden z rosyjskich pilotów, których zaproszono jako ekspertów.
Prowadzący konferencję kilkakrotnie mówili, że obsługa wieży kontrolnej w Smoleńsku działała właściwie i doprowadziła samolot do punktu, w którym załoga samodzielnie musiała podjąć decyzję o lądowaniu lub odejściu. Zabronić lądowania prezydenckiej maszynie nie mogła.
Żaden z ekspertów nie potrafił odpowiedzieć na pytania dotyczące przygotowania strony rosyjskiej do przyjęcia samolotu z prezydentem Polski na pokładzie i jakości pracy kontrolerów lotów ze Smoleńska.
Zdaniem rosyjskich specjalistów samolot cały czas był dobrze naprowadzany i znajdował się na ścieżce zejściowej. Rosjanie mówili również o presji psychologicznej, którą ich zdaniem wywierano na załogę. Były radziecki pilot Oleg Smirnow powiedział, że ważne jest, by strona polska wyjaśniła w śledztwie, czy były naciski na załogę tupolewa. Smirnow twierdził, że w kabinie był generał "który nie miał tam nic do roboty" i dodał, że sama obecność generała Andrzeja Błasika musiała oznaczać presję na załogę. Tymczasem polska prokuratura wojskowa, badająca okoliczności katastrofy, wykluczyła, by generał Błasik był obecny w kokpicie.
"Przepis o tzw. liderze - przepisem martwym"
Członkowie polskiej komisji badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej wskazali w czwartek, że strona rosyjska wydała zgodę na lot 10 kwietnia, mimo że nie zapewniła tzw. lidera. Wskazuje to - ich zdaniem - że "przepis o wymagalności lidera jest przepisem martwym".
Podczas wideokonferencji Oleg Smirnow, rosyjski ekspert z fundacji rozwoju infrastruktury transportu powietrznego, powiedział, że Tu-154M nie powinien lecieć do Smoleńska bez bez rosyjskiego nawigatora naprowadzania, znającego lotnisko docelowe tzw. lidera. Dodał, że strona polska zrezygnowała z tego, co - według eksperta - jest sytuacją niezrozumiałą. - Jeśli nie zapewniono nawigatora lidera, a jest on niezbędny, to administracja zajmująca się organizacją pracy lotniczej musi ogłosić, że wylot jest niemożliwy ze względu na brak lidera i poinformować o tym prezydenta. Jeżeli jest taka sytuacja, to albo prezydent zmienia lotnisko docelowe, albo skarży się prezydentowi Federacji Rosyjskiej na to, że służby rosyjskie nie wypełniają swojej pracy w należyty sposób - powiedział Smirnow.
Według opublikowanego w styczniu raportu MAK strona polska zrezygnowała z usług rosyjskiego nawigatora naprowadzania, znającego lotnisko docelowe tzw. lidera. Szef MON Bogdan Klich mówił, że z lidera polska strona zrezygnowała, bo nie zapewniła go na czas strona rosyjska.
Odnosząc się do tez zaprezentowanych na wideokonferencji Maciej Lasek z polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego podkreślił, że strona rosyjska wydała zgodę na lot mimo tego, że nie zapewniła lidera. Jednocześnie, jak dodał, po katastrofie strona rosyjska "wielokrotnie wspominała o tym, że brak lidera jest jedną z ważniejszych okoliczności sprzyjających zaistnieniu wypadku".
- To nie jest tak, że my nie otrzymaliśmy lidera i mieliśmy nie lecieć, według rosyjskiego prawodawstwa nie powinniśmy otrzymać zgody na ten lot - wskazywał Lasek. Dodał, że zgoda została jednak wydana. - Świadczy to, że przepis o wymagalności lidera w lotach nad terytorium Federacji Rosyjskiej jest przepisem martwym, pochodzącym jeszcze ze starego systemu - mówił.
Lasek dodał także, że poglądy na przyczyny katastrofy i na temat bezpieczeństwa lotów zaprezentowane podczas wideokonferencji przez rosyjskich ekspertów są "poglądami sprzed 20-30 lat". - Wtedy mówiono, że ostatnim ogniwem odpowiedzialnym za katastrofę jest pilot; w tej chwili mówimy o systemowym badaniu - powiedział. Polska komisja podkreśliła, że obecność lidera zaburza prace załogi.