Świat"Nawet szympans nie przyczyniłby się do tragedii Tu-154"

"Nawet szympans nie przyczyniłby się do tragedii Tu‑154"

Nawet gdyby w wieży kontroli lotów siedział szympans i bełkotem podawał informacje, to nie przyczyniłoby się to do tragedii - mówił w Moskwie ekspert lotniczy Oleg Smirnow na specjalnej wideokonferencji Moskwa-Warszawa. Konferencję pod tytułem "Rosyjscy specjaliści o katastrofie TU-154M pod Smoleńskiem" zorganizowała rosyjska państwowa agencja informacyjna Ria-Novosti. Eksperci przedstawili swoje spojrzenia na przyczyny katastrofy w Smoleńsku. Była to specyficzna prezentacja głównie zarzutów pod adresem Polaków.

"Nawet szympans nie przyczyniłby się do tragedii Tu-154"
Źródło zdjęć: © PAP | Paweł Supernak

Zobacz zdjęcia z konferencji: Wideokonferencja z rosyjskimi ekspertami

Smirnow wykluczył winę kontrolerów w wieży w Smoleńsku. - Gdyby nie było ani jednego kontrolera na lotnisku w Smoleńsku, a zamiast tego siedział tam szympans i w języku, który jest niezrozumiały dla jakiegokolwiek człowieka, dla jakiejkolwiek narodowości, jakimś tam bełkotem podawał informacje, nawet ten absurd w jakimkolwiek wypadku nie mógł być przyczyną katastrofy - oświadczył rosyjski ekspert.

Minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller nie chciał komentować wypowiedzi rosyjskich ekspertów na temat katastrofy prezydenckiego Tu-154M. Jak tłumaczył, nie miał okazji zapoznać się z treścią zorganizowanej w Moskwie konferencji.

Naczelnik centrum pilotażowego Państwowego Naukowo-Doświadczalnego Instytutu Lotnictwa Cywilnego Ruben Jesajan wskazywał podczas konferencji, że "załoga nie była przygotowana do danego podejścia do lądowania".

Zdaniem rosyjskich ekspertów lotniczych, lot 10 kwietnia do Smoleńska był źle przygotowany. Były radziecki pilot wojskowy i prezes fundacji rozwoju infrastruktury transportu powietrznego "Partner rosyjskiego lotnictwa" Oleg Smirnow powiedział na konferencji prasowej, że to właśnie zła organizacja i niewłaściwa praca pilotów rządowego TU-154 doprowadziły do katastrofy. Smirnow mówił, że błędem było też to, iż Polska zrezygnowała z obecności rosyjskiego lidera na pokładzie. Jego zdaniem, niezrozumiałe jest to, że załoga nie miała danych meteorologicznych na lotnisku w Smoleńsku.

- Kto zgodziłby się lecieć z załogą, wiedząc, że jest ona tak źle przygotowana jak załoga, która leciała 10 kwietnia? (...) Nikt nie podniósł ręki, wszyscy rozumieją ten brak profesjonalizmu - mówił Smirnow.

Rosyjscy specjaliści wyliczyli błędy popełnione przez polską załogę:

- Były pilot, Oleg Smirnow, zarzucił polskim pilotom złamanie podstawowych zasad podejścia do lądowania w trudnych warunkach. Miało to jego zdaniem polegać na zejściu poniżej bezpiecznego pułapu mimo braku widoczności ziemi. Zdaniem rosyjskiego eksperta był to wynik niewłaściwego wyszkolenia.

- załoga nie była przygotowana do podejścia do lądowania, gdyż po otrzymaniu informacji o pogodzie, załoga powinna przygotować się odpowiednio, czyli czynności wykonuje drugi pilot, pod kontrolą dowódcy,

- polska załoga nie była wystarczająco zgrana, nie ćwiczyła wspólnie na symulatorze lotów. Nie znała lotniska w Smoleńsku. Nie miała też danych o pogodzie na lotnisku docelowym.

- przed podjęciem decyzji o locie na lotnisko wojskowe z prezydentem na pokładzie należało wykonać lot techniczny inna maszyną, lecz polscy piloci tego zaniechali. Mieli też - według Rosjan - odmówić wzięcia na pokład rosyjskiego lidera, który znał lotnisko i panujące nad nim warunki.

- podstawowe błędy techniczne po stronie załogi samolotu - żaden z pilotów nie zareagował na dane o wysokości samolotu. Po przekroczeniu 100 metrów szukali wzrokiem ziemi,

- Zastępca szefa Państwowego Instytutu Naukowo Badawczego Lotnictwa Państwowego w Moskwie Ruben Jesajan uważał, że polska załoga nie była przygotowana do podejścia do lądowania w tak trudnych warunkach. Mówił, że kontroler lotów nie miał prawa zabronić rządowemu tupolewowi lądowania. Jesajan dodał, że nawigator zaczął podawać wysokość na podstawie danych wysokościomierza, który wskazywał wysokość nad jarem.

Kontrolerzy nie popełnili błędu?

Zdaniem ekspertów "wskaźnik samolotu", który widzieli kontrolerzy na swych monitorach do momentu zderzenia z przeszkodą, nie odbiegał od "strefy dopuszczalnych odchyleń". Odpowiedzieli w ten sposób na pytanie dziennikarzy, dlaczego kontrolerzy informowali załogę Tu-154M, że samolot podczas podchodzenia do lądowania "jest na kursie i na ścieżce".

- 10 kwietnia 2010 roku załoga tupolewa nie miała prawa lądować w panujących warunkach, a rosyjscy kontrolerzy nie mieli prawa zamknąć lotniska w Smoleńsku - stwierdził Smirnow.

Na pytanie jakie znaczenie miała obecność gen. Błasika na pokładzie samolotu - Jesajan odpowiedział, że generał Błasik nie miał prawa podejmować żadnych decyzji, bo był tylko pasażerem. Ocenił, że "sama obecność przełożonego w kokpicie wpływa na załogę". - Błasik leciał jedynie jako pasażer - powiedział Jesajan. Tymczasem polska prokuratura wojskowa, badająca okoliczności katastrofy wykluczyła, by generał Błasik był obecny w kokpicie.

"Pomoc z wieży była wystarczająca"

Rosyjscy eksperci dużą część konferencji poświęcili kontrolerom w wieży smoleńskiej. Ich zdaniem pomoc kontrolerów z wieży była wystarczająca i informacje zostały dobrze przekazane załodze TU-154M. Jak podkreślono, wieża poinformowała załogę TU-154M o warunkach pogodowych na lotnisku w Smoleńsku, gdy polska maszyna znajdowała się jeszcze poza granicami Federacji Rosyjskiej. Piloci dostali zgodę na zejście do 100 metrów i kontrolerzy byli przekonani, że samolot nie zejdzie niżej.

Naczelnik moskiewskiego centrum zautomatyzowanego zarządzania ruchem lotniczym w latach 2005-06 Władimir Sznajder powiedział, że "rejs był międzynarodowy (...), załoga miała prawo samodzielnie wybierać sobie podejście do lądowania". - Grupa kontroli lotów nie ma prawa zamykać lotniska, które jest technicznie zdatne do lądowania, z powodu warunków pogodowych, to jest zasada międzynarodowa - powiedział.

"TU-154M nie powinien lecieć bez lidera"

Smirnow podkreślił, że TU-154M nie powinien lecieć do Smoleńska bez lidera. - Jeśli nie zapewniono nawigatora lidera, a jest on niezbędny, to administracja zajmująca się organizacją pracy lotniczej musi ogłosić, że wylot jest niemożliwy ze względu na brak lidera i poinformować o tym prezydenta. Jeżeli jest taka sytuacja, to albo prezydent zmienia lotnisko docelowe, albo skarży się prezydentowi Federacji Rosyjskiej na to, że służby rosyjskie nie wypełniają swojej pracy w należyty sposób" - powiedział.

Według opublikowanego w styczniu raportu MAK strona polska zrezygnowała z usług rosyjskiego nawigatora naprowadzania, znającego lotnisko docelowe tzw. lidera. Szef MON Bogdan Klich mówił, że z lidera polska strona zrezygnowała, bo nie zapewniła go na czas strona rosyjska. 36. Pułk wystąpił do Rosji w tej sprawie, jednak w ciągu dwóch tygodni nie otrzymał odpowiedzi. W związku z tym 31 marca zrezygnowano z lidera, ponieważ pilot Arkadiusz Protasiuk spełniał wszelkie warunki do komunikowania się w języku rosyjskim.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1180)