Nastolatki na gigancie to szkodliwy stereotyp. "Nigdy nie odbieramy bliskim nadziei"

- Pamiętam sytuację, gdy po 16 latach do rodziny odezwała się osoba zaginiona. Byli pewni, że już nie żyje, a ona się zjawiła. Zdarzają się też historie, kiedy ktoś się odnajduje, nawiązuje kontakt z rodziną i po czasie urywa go ponownie. Nigdy nie mamy pewności, jak dana sprawa się zakończy i czy będzie "happy end". Ale nigdy nie odbieramy bliskim nadziei - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Aleksandra Inatowicz-Łubiańska, psycholog, koordynatorka linii wsparcia Fundacji ITAKA.

Szukają ich przez dekady. "Nigdy nie odbieramy nadziei"
Szukają ich przez dekady. "Nigdy nie odbieramy nadziei"
Źródło zdjęć: © East News | PRZEMYSLAW FISZER
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

Żaneta Gotowalska: Nadchodzi lato, zrobi się głośniej o tzw. gigantach. Co mówi się o młodych decydujących się na ucieczkę z domu?

Aleksandra Inatowicz-Łubiańska, psycholog, koordynatorka linii wsparcia: Najczęstszym stereotypem w przypadku ucieczek nastolatków jest to, że to po prostu kaprys. Bardzo często mówi się, że do ucieczek dochodzi dla zabawy, by poczuć się dorosłym, gdy rodzice na coś nie pozwalają. A jak są wakacje, to już w ogóle - na pewno dziecku się nudzi, bo nie ma szkoły, więc postanawia uciec. Oczywiście, dochodzi do ucieczek młodych ludzi z powodu jakiegoś konfliktu z rodzicami, ale ucieczki to nie jest kaprys dla dziecka. To nigdy nic przyjemnego.

Jakie są najczęstsze powody?

Przyczyn jest bardzo dużo, każda ucieczka jest inna. Bardzo często to prawdziwe problemy w domu - przemoc psychiczna czy fizyczna, zaniedbanie dziecka. Bardzo dużo jest też ucieczek z ośrodków. Wtedy dziecko ucieka do domu, gdzie często rodzic już nie ma pełnych praw rodzicielskich lub po prostu do znajomych ze "starego życia".

Dziecko ma dość poddawania się regułom, kontroli, jaka jest na nie nakładana. Unikałabym jednoznacznego ocenienia, że ucieczka nastolatka to zawsze jego wybryk powodowany burzą hormonów. To krzywdzące.

Zobacz też: Historia Iwony Wieczorek. Tajemnicze zaginięcie

Ostatnio głośno było o historii, kiedy nastolatkowie uciekli do Rzymu taksówką. Mówiono o tym nie w kategorii problemu, lecz w kategorii zabawnej sytuacji.

Szczęśliwie cała sytuacja zakończyła się "happy endem", nastolatkowie są w domu, pod opieką. A wyobraźmy sobie, że stało się inaczej i doszło do tragedii. Często za takimi historiami kryją się dramaty. O tym się już nie mówi.

Bardzo często zwracam uwagę dorosłym, że prześladowanie dzieci nie ma miejsca tylko w szkołach. Często przenosi się to do internetu i dziecko nie ma możliwości uciec od tego problemu, jest z nim 24 godziny na dobę, nie może znaleźć miejsca, gdzie go to nie dosięgnie. Wtedy właśnie decydują się na ucieczkę z domu, bo nie zawsze umie się poprosić o wsparcie.

Kto najczęściej korzysta z telefonu 116 000?

Kierujemy go do osób dorosłych (rodziców, opiekunów) i młodych ludzi. Dajemy możliwość pomocy dla wszystkich. Młodzi nie dzwonią tak ochoczo. Kiedy już to robią, bardzo często nie mówią wprost, że problem dotyczy ich osobiście. Mówią wtedy: "mam kolegę, który myśli o ucieczce" albo "słyszałem od koleżanki, że ma problemy" itd. Łatwiej im wejść w trzecią osobę.

Telefon ma pełnić funkcję informacyjną - gdzie zgłosić zaginięcie, jak działać. Nakierowanie na działanie dobrze wpływa na rodziców. Chaos w działaniu tylko wzmaga lęk o dziecko. Telefon to też wsparcie psychologiczne dla tych, którzy go akurat potrzebują. Także dla młodych ludzi. Czy to w trakcie zaginięcia, czy już po nim.

Co wtedy, gdy ucieczka się przedłuża?

Im dłużej ucieczka trwa, tym staje się bardziej skomplikowana. Dla rodzica czy opiekuna to przeciągający się stres, zamartwianie się. Dla młodego człowieka, który decyduje się na ucieczkę, to kombinowanie. Na początku można liczyć na pomoc kolegów, ale z czasem pojawiają się problemy, gdzie mieszkać, za co żyć itd. Młodzi ludzie, z którymi rozmawiałam, mówili, że podczas ucieczki tak naprawdę nie mieli co ze sobą zrobić. Znajomi chodzili do szkoły, nie mieli z kim się spotykać, snuli się po mieście, chodzili po kawiarniach i szybko skończyły im się pieniądze.

Zdarza się, że młody człowiek ucieka z domu i jedzie do osoby poznanej przez internet. Oferuje mu ona wsparcie, rozmawiają na komunikatorach, a później okazuje się, że to nie jest osoba, za którą się podawała. Albo przeciwnie - jest to ta osoba, oferuje nam pomoc i stajemy się od niej zależni, wystawiając się na ogromne ryzyko.

Jak wyglądają powroty z ucieczek?

To bardzo stresujący moment dla obu stron. Rodzice czy opiekunowie często nie wiedzą, jak się zachować. A dziecko czy nastolatek boi się, że po powrocie spotka go kara. Stąd przedłużanie powrotu do domu z obawy, że będzie jeszcze gorzej.

Co zrobić, by w takiej sytuacji nie popełnić błędu?

Jeśli jesteśmy bardzo rozemocjonowani, nie rozmawiajmy. Odłóżmy rozmowę z dzieckiem na później. Zapewnijmy je, że cieszymy się, że wróciło i jest bezpieczne. Dbajmy o to, żeby rozmowy odbywały się w prywatności, np. inni członkowie rodziny nie muszą być w to zaangażowani.

Starajmy się, także przy pomocy specjalistów, poznać powody ucieczki. Idąc z dzieckiem do psychologa przygotujmy się, że terapia może dotyczyć także nas samych. Może okazać się, że to z nami jest problem, który doprowadził dziecko do takiego kroku.

Czy młodzi ludzie przed ucieczką dają jakieś sygnały, na które należałoby zwrócić uwagę?

Mogą, ale nie muszą. Możemy zaobserwować, że dziecko się zmieniło - nagle stało się bardziej zamknięte w sobie, ma gorsze oceny w nauce, więcej śpi. Dziecko może nie komunikować wprost, że coś się dzieje.

Ważne jest, by stale rozmawiać z dzieckiem i wysyłać mu komunikat: jesteś dla mnie ważny, zawsze możesz ze mną porozmawiać. Zwykłe pytanie: "co w szkole?", to sygnał od rodzica czy opiekuna, że interesuje go to, co dzieje się z dzieckiem.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, kiedy mamy do czynienia z kolejną ucieczką. Wtedy rodzice często mówią, że młody człowiek zdecydowanie lepiej się przygotowywał. Stwarzał pozory, że wszystko jest w porządku, że nic nie planuje. Chciał, żeby wytworzyło się zaufanie, a równolegle pracował nad planem ucieczki. Jakakolwiek zmiana w zachowaniu dziecka jest więc warta uwagi.

Co w sytuacji, gdy dziecko znika z dnia na dzień, myślimy, że wróci, a jego nieobecność przeciąga się na miesiące lub nawet lata?

Nie da się do takiej sytuacji przygotować. Rozmyślanie, że nigdy więcej nie zobaczy się dziecka, nie pomaga rodzicowi. To są tragiczne sytuacje, kiedy osoba bliska czeka na osobę zaginioną. Wówczas mamy do czynienia z brakiem możliwości zakończenia żałoby. Nie możemy pochować tej osoby, nie mamy informacji, czy żyje, ale nie chce mieć z nami mieć kontaktu. Żyjemy w zawieszeniu.

Im to dłużej trwa, tym rodzic inaczej funkcjonuje. Czasem może ruszyć, dbać o swoje zdrowie psychiczne, kontakty społeczne, pracę. Czasami jednak może dojść do załamania się, niemożności funkcjonowania, utraty pracy.

Publikowane są ogłoszenia dotyczące osób zaginionych, które są nawet z lat 90. Czy kiedykolwiek czekanie ze strony bliskich się kończy?

Są rodziny, które nie przyjmują do wiadomości informacji, że ich bliski może nie żyć. Są też osoby, które przyjmują do siebie takie informacje, ale nadziei nie tracą do końca. Pamiętam sytuację, gdy po 16 latach do rodziny odezwała się osoba zaginiona. Byli pewni, że już nie żyje, a ona się zjawiła. To było dla nich trudne, bo na nowo musieli nawiązać relację z członkiem rodziny, z którym nie mieli kontaktu tyle czasu.

Zdarzają się też historie, kiedy ktoś się odnajduje, nawiązuje kontakt z rodziną i po czasie urywa go ponownie. Nigdy nie mamy pewności, jak dana sprawa się zakończy i czy będzie "happy end". Ale nigdy nie odbieramy bliskim nadziei.

Telefon w sprawie zaginionego dziecka - 116 000

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
zaginięciafundacja itakadzieci
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (53)