Nas wypełni radość, Owsiaka zaleje fala hejtu. Taka tradycja
Znów ulice i place naszych miast i miasteczek wypełnią się czerwonymi serduszkami, zdjęciami z Owsiakiem w żółtej koszuli, masą wolontariuszy z puszkami. Wypełnią się radością. I hejtem.
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy to już nie tylko tradycja na początek roku. To nietypowa forma narodowego święta, bo WOŚP mówi nam, Polakom o nas Polakach więcej niż cokolwiek innego. Świadomie czy nie, Owsiak od lat gra, wykorzystując nasze narodowe cechy i potrzeby. Robi to dobrze i skutecznie. Chwała mu za to.
To pomaganie z uśmiechem na twarzy
My, Polacy mamy ogromną potrzebę łączenia się i manifestowania wspólnotowości. Niestety w większości przypadków łączą nas tragedie, kryzysy lub śmierć kogoś ważnego. Niewiele jest momentów, gdy potrafimy się jednoczyć wokół czegoś pozytywnego, radosnego i jeszcze się przy tym dobrze bawić. Bo na pewno nie sprzyjają temu pełne patosu i uniesienia tradycyjne święta narodowe czy kościelne.
Owsiakowi udało się zgromadzić wielu Polaków wokół pomagania. I to jakiego pomagania.
Bez smutnej miny, bez wylewnego współczucia, czy bez epatowania obrazami, które mają poruszać najtwardsze serca, by dzięki temu, ktoś sypnął groszem. To jedyne w Polsce wydarzenie, które regularnie wyprowadza aż tak masowo ludzi na ulice, by się cieszyli tym, że są razem, że są wspólnotą, żeby się nawzajem do siebie uśmiechali, mimo, że się nie znają, a jedynym znakiem rozpoznawczym jedności jest to niepozorne czerwone serduszko. Podobną jedność w radości i euforii jestem w stanie sobie wyobrazić jedynie w sytuacji, gdy polska drużyna piłkarska wygra mistrzostwa świata lub Europy. Ale i tak, będzie to radość jednorazowa.
Nie jest ważne, ile dajesz
WOŚP daje nam taką szansę każdego roku. Daje nam powód do świętowania. Celebrowania radości. O czym świadczą tysiące uśmiechniętych ludzi, ekscytacja tych, którzy wreszcie mogą iść do ludzi z puszką po datki, tych, którzy bawią się na koncertach i koncercikach, słowem wszystkich, którzy chcą skorzystać z szansy, by ten jeden dzień cieszyć się z tego, że razem możemy więcej. Że nie jest istotne ile, co i jak dokładasz do tego dzieła. Czy wrzucasz złotówkę do puszki, licytujesz jakiś przedmiot za tysiące złotych, czy przekazujesz czek na miliony, to i tak jesteś traktowany tak samo.
Masz serduszko i cieszysz się, gdy widzisz, że licznik, który pokazuje uzbieraną kwotę ciągle się kręci i wskazuje coraz większe wartości.
To wspólne radosne świętowanie, które trwa już od tylu lat, dla wielu odczarowało też pojęcie "pomocy". Ta może być różna i udzielana nie tylko w ciszy i pokorze, czego uczy nas tak silnie obecna w naszym życiu religia. Pomoc może być też udzielana podczas zabawy, wystawnych balów, przy okazji koncertów i czego tam jeszcze.
Z pomagania można być dumnym i można się tym chwalić i cieszyć! Owsiak szybko to zrozumiał i umiał do pomagania wciągnąć tych, którzy wiele lat temu byli postrzegani niemal jak wyrzutkowie i ludzie drugiej kategorii, gdzieś z marginesu społecznego. Pamiętam, jak podczas koncertu rockowego namawiał punkowców, i innych "ćpunów" – jak nazywała ich moja świętej pamięci babcia, żeby odmówili sobie jednego piwa i wrzucili kilka złotych do czarnego worka, do jakiego zbiera się śmieci. I ci, ludzie, którzy jeżdżąc do Jarocina, czy innych tego typu miejsc, nagle zobaczyli, że mogą zrobić coś dobrego. Że nawet jedna złotówka pomnożona przez kilka tysięcy ludzi w jednej chwili staje się wielką kwotą.
Żadna znienawidzona przez nich lekcja matematyki tyle ich nie nauczyła o dodawaniu, mnożeniu i ekonomii, co te wtedy wypełnione po brzegi pieniędzmi worki. Te lekcje na szczęście ciągle trwają i zgodnie z zapowiedzią mają trwać do końca świata i jeden dzień dłużej.
Tej orkiestry nikt nie uciszy
Bo co prawda zmieniają się okoliczności, zmieniają się wolontariusze, artyści, nawet potrzeby, to sama potrzeba wspólnoty, jedności, radości i poczucia, że razem możemy więcej i lepiej, nie dość, że się nie zmienia, to tylko przybiera na sile. I nic tego nie zepsuło. Ani instytucje państwowe, które z politycznych przyczyn nie chciały już dłużej w budowaniu tej jedności i radości uczestniczyć.
Nie psuje tego pogoda, ani to, że Orkiestra niezmiennie gra w terminie, który nie sprzyja takim imprezom. O czym wiedzieli szefowie publicznej telewizji, gdy ponad dwadzieścia lat temu na odczepnego powiedzieli Owsiakowi, że skoro się tak upiera, to dadzą mu czas antenowy na tę jego orkiestrę, ale właśnie teraz, bo wiedzieli, że o tej porze roku, tuż po sylwestrze, a jeszcze przed feriami, ani to widownia, ani pogoda, która sprzyja organizowaniu tego typu imprez. Od pierwszych chwil, nikt, poza tym szalonym człowiekiem nie wierzył, że to się może udać.
Stało się tak właśnie dlatego, że bez względu na to, jak o sobie myślimy, to mamy ogromną potrzebę jednoczenia się i radosnego celebrowania tej jedności. Bez patosu, bez napięcia, bez narzucania nam z góry co jest ważne. Owsiak daje nam taką okazję. Radośnie, normalnie, bez napinania możemy pokazywać sobie samym i sobie nawzajem, że jesteśmy radosnymi ludźmi, którzy lubią się dzielić z innymi tym co mamy. I każdy dzieli się jak umie i jak chce. Jedni wrzucają pieniądze, inni kwestują, niektórzy dzielą się swoją muzyką, inni pracują, by cała ta maszyna pomocy działała.
Zawsze ktoś fałszuje, ale zagłuszają go dobre nuty
Na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy zyskują nie tylko potrzebujący. Zyskujemy też my jako Polacy. Dzięki orkiestrze możemy spojrzeć na siebie w cieplejszych kolorach i z większym entuzjazmem. Co roku pokazujemy się sobie sami od tej lepszej strony. Jako radośni, życzliwi, otwarci na innych, nawet całkowicie nam nieznajomych.
A, że niektórzy krytykują, hejtują i ostentacyjnie pokazują swoją nienawiść do tego co robi WOŚP i sam Jurek? Niech robią.
Tak mają. Nie ważne, czy to zazdrość, zawiść, czy krytyka dla samej krytyki. Ich głosy jest potrzebny. Tylko gdy słyszymy brzydkie nuty, potrafimy docenić i cieszyć się piękną muzyką jaką gra nam od wielu lat Jurkowa Orkiestra, której każdy z nas może być muzykiem.